[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w kawiarni, prawda?
- Tak.
Fiona rozpromieniła się. Spojrzała na zegarek.
- Jasne. - Clare dotknęła ramienia siostry. - Czas na
herbatę. Gdy będziesz wracać, przynieś mi kawę ze śmie
tankÄ….
- Oczywiście. Aha, proszę. - Fiona wręczyła Clare sto
sik papierów. - To dla ciebie.
Młodsza siostra przesłała jej pełen nadziei uśmiech i za
mknęła za sobą drzwi do gabinetu. Clare wzięła głęboki
oddech. Szkoda, że sama nie mogła wybiec i zobaczyć,
gdzie jest obecnie Mark. Jednak teraz powinna zająć się
sprawami firmowymi. Spotkanie z Markiem Kingiem oz
naczało wpakowanie się w kolejną niezręczną sytuację. Bę
dzie przecież musiała się przyznać do swojej głupiej intrygi.
Pobieżnie przejrzała pisma. Wszystkie banki odmówiły
udzielenia pożyczki z racji niewystarczającego zabezpiecze
nia kredytowego. Clare wiedziała, że nie ma szans na speł-
250 DARCY MAGUIRE
nienie wymagań któregokolwiek z nich, jeśli nie zastawi
domu matki i własnego mieszkania. A tego nie zrobiłaby
za nic na świecie.
Zamknęła oczy i oddała się marzeniom. Wyobrażała so
bie, że jest swoim własnym szefem, że przed nikim nie od
powiada, że nikt nią nie rządzi.
Z zadumy wyrwało ją pukanie do drzwi.
Uniosła wzrok znad biurka.
- ProszÄ™.
Drzwi się otworzyły, ukazując stojącego za nimi Marka
Kinga. Wyglądał oszałamiająco. Ciemnogranatowy garnitur
pięknie podkreślał jego oliwkową karnację. Biała jedwabna
koszula i turkusowy krawat dopełniały stroju. Na gładko
ogolonej twarzy malował się ponury wyraz. Ciemne oczy
przewiercały Clare na wylot.
- Panna Harrison.
- Pan King.
Clare wstała. Pojęcia nie miała, jak ma się teraz wobec
niego zachowywać. Nie był to już mężczyzna, który wy
korzystał jej siostrę. Nie był to też jakiś tam obcy człowiek.
- Chciałem porozmawiać o tym, co się wydarzyło ze
szłej nocy.
- Ja także. - Odchrząknęła. - Posłuchaj, Fiona..,
Mark uniósł dłoń.
- Nie musisz niczego wyjaśniać. - Podszedł do niej bli
żej, nie odrywając od niej spojrzenia ciemnych oczu.
- Owszem, muszę. Nie chcę, żebyś sobie pomyślał...
- Clare zabrakło tchu.
NIE TAKI MABEL STRASZNY...
251
Mark podszedł jeszcze bliżej.
Clare przyciągały jego chmurne oczy, lśniące żarliwą de
terminacją, tlące się płomieniem, w którym migotały niewy
powiedziane obietnice.
- Wiedz, że... - zaczęła.
Powoli uniósł dłoń i dotknął palcami jej ust.
- Powiedziałem, że nie musisz niczego wyjaśniać.
Clare wpatrywała się w jego usta, pragnąc poczuć je na
swoich.
Mark pochylił głowę. Jego usta przesuwały się po war
gach Clare nieomal z czciÄ…, pieszczÄ…c je niezwykle delikat
nie i czule.
Nie mogła się już dłużej opierać. Odwzajemniła poca
Å‚unek.
- Clare - jęknął Mark.
Tak dobrze było znów słyszeć, jak wymawia jej imię.
Wreszcie wolno jej było oddać się emocjom, które w niej
rozbudził.
Nagle zadzwonił telefon.
Clare pogładziła przód koszuli Marka. W duchu klęła,
na czym świat stoi, że nie wolno jej zignorować tego tele
fonu - to mógł być bank.
- Muszę odebrać. Moja sekretarka wyszła.
Mark ucałował ją w płatek ucha.
- Zauważyłem.
Po omacku poszukała słuchawki, drugą ręką wędrując
wciąż po szyi Marka.
- Tu Clare Harrison.
252 DARCY MAGUIRE
- Cześć, Clare. To ja, Paul. Mam nadzieję, że zeszłej
nocy wszystko poszło tak, jak sobie zaplanowałaś.
Clare zamarła. Zakryła dłonią słuchawkę.
- Sprawy zawodowe. - Wywinęła się z objęć Marka
i odsunęła się od niego o dobre dwa metry, na pocieszenie
ofiarowując mu uśmiech. - Tak?
- Dzwonię, by ci przypomnieć, że teraz ty jesteś mi win
na przysługę.
- Wybrałeś nieodpowiednią chwilę.
Nie miała najmniejszej ochoty marnować wieczoru z ku
zynem, podczas gdy mogłaby się nacieszyć towarzystwem
Kinga. Mark przyglądał się jej badawczo, dosłownie roz
bierajÄ…c jÄ… wzrokiem.
- Dziś wieczorem. Nie chcę słyszeć żadnego ale". To
poważna sprawa. Musisz przyjść, Clare. Obiecałaś.
- No dobrze.
- Przyjadę po ciebie o ósmej. Włóż coś seksownego.
- Zgoda.
Ale na pewno nie czerwoną sukienkę - nigdy więcej!
Odłożyła słuchawkę i przysunęła się bliżej Marka. No, może
kiedyś dla niego zrobi wyjątek... pod warunkiem, że nie
będą opuszczać sypialni.
- Jakieś kłopoty?
- Nie. - Odchrząknęła. - Nie, wszystko w porządku.
Przylgnęła do niego całym ciałem i otoczyła go mocno
ramionami.
Mark ponownie zaczął ją całować, ale pieszczota nie
trwała długo.
NIE TAKI DIABEA STRASZNY... 253
- Muszę już iść. Czy mogę pózniej do ciebie zadzwonić?
- Ustami musnął jej czoło.
- Oczywiście. Ale dziś wieczorem jestem zajęta.
- Ja także... - urwał. - Interesy.
Spoglądał na nią badawczo. Clare pokiwała głową.
- W moim przypadku także.
Za nic nie zamierzała zdradzać, że wychodzi z innym
mężczyzną. Gdyby Mark poznał Paula, jej misterna intryga
wyszłaby na jaw. Nie, nie wolno jej do tego dopuścić.
- Do zobaczenia. - Ujął klamkę i posłał Clare zabójczy
uśmiech.
Jej serce aż podskoczyło.
- Tak, do zobaczenia.
Będzie się często widywać z Markiem Kingiem. Jednak
najpierw musi uratować firmę.
ROZDZIAA DWUNASTY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]