[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szlachetny umysł, jak wspaniałe ciało... Lecz co teraz? Wojownicy będą cię przypiekać na wolnym
ogniu, jeśli się dowiedzą prawdy. Rozumiem cię, lecz tylko dlatego, że mieszkałem wśród
Novarian, i dlatego jestem jedynie w połowie prawdziwym koczownikiem.
- Panie - zapytałem - czy zauważyłeś to ciało na dole?
- Tak, i chcę, żebyś mi to wyjaśnił.
Przedstawiłem mu historię zabitego wojownika.
- A teraz - zaproponowałem - zróbmy tak: powiemy żołnierzom, że pani Roska udała się do
swego pokoju na spoczynek. Ten martwy człowiek, który był jedynie ogłuszony, a nie ciężko
ranny, odzyskał przytomność, wślizgnął się po schodach do góry i próbował zgwałcić panią Roskę.
Hvaednir, słysząc jej krzyki, pośpieszył na pomoc. W trakcie bijatyki obaj zadali sobie śmiertelne
rany. W ten sposób nie będzie nikogo, kogo można by oskarżyć.
Nastąpiła wymiana zdań na temat całego planu, lecz nikt nie mógł wymyśleć niczego
lepszego. Roska przeszła do sąsiedniego pokoju, by się trochę ogarnąć, a ja zwróciłem się do
Shnorriego:
- Jeżeli już nomadowie mają rządzić Ir, to ty byłbyś lepszym władcą niż twój zmarły kuzyn.
- Tylko nie ja! - odrzekł. - Będę szczęśliwy, gdy wydostanę się z tego zabójczego żaru i
zabiorę ze sobą wojowników, zanim osłabią ich novariańskie luksusy. Plan Hvaednira był bardzo
ryzykowny. Mądry człowiek mógłby go zrealizować, lecz to by osłabiło nasze plemię na stepie. A
będziemy potrzebować każdego człowieka do walki z Gendingami. Pomóż mi przenieść ciało
wojownika do pokoju na górze, by nasza historia miała choć pozory prawdopodobieństwa.
XII - Admirał Diodis
Powiedziałem:
- Książę Shnorri, przyszło mi na myśl, że powinniśmy z panią Roska opuścić Ir, zanim
ogłosisz wiadomość o śmierci kuzyna. Jeśli któryś z twoich ludzi uzna, że cała historia wyglądała
inaczej, nie chciałbym się znalezć w ich rękach.
Po krótkiej debacie Shnorri zgodził się z naszymi argumentami. Zeszliśmy na dół i Shnorri
wezwał dowódcę.
- Wyprowadz tych dwoje na zewnątrz Wieży Ardymana - polecił - i wydaj im konie z
zapasowego stada generała.
Piętnaście minut pózniej byliśmy w drodze.
- Dokąd teraz, Zdimie? - spytała Roska.
- Sądzę, że admirał Diodis da nam najbardziej bezpieczne schronienie, dopóki cała sprawa
nie ucichnie. Gdyby go zaatakowano, może popłynąć w dół Kyamos i na ocean.
Miałem rację. Krzepki, szpakowaty admirał przywitał nas serdecznie na pokładzie swego
flagowca. Zciągnął już ludzi na okręty i płaskodenna flota stała zakotwiczona w przyzwoitej
odległości od brzegu, gdzie zaskoczenie było mało prawdopodobne.
Usiedliśmy na pokładzie; podano nam do picia gorący płyn o brązowym kolorze. Admirał
wyjaśnił:
- W kraju, z którego ten napój pochodzi, to znaczy w Kuromon na Dalekim Wschodzie,
nazywa się go herbatą . Przywozi się go do Sulimoru w postaci liści, stamtąd idzie do Janareth na
Morzu Wewnętrznym, dalej lądem przez Lograms do Fedirunu i jeszcze raz przez morze do Ir.
Miejmy nadzieję, że któregoś dnia będzie do kupienia również w Novarii. Potrzebny jest nam
dobry napój, który by nie upijał ludzi.
- A teraz, Zdimie, chętnie posłuchamy historii twych przygód.
Zacząłem więc opowieść. Po kilku minutach zauważyłem jednak, że admirał Diodis i pani
Roska nie zwracają na nią zbytnio uwagi. W istocie przyglądali się sobie, od czasu do czasu
wymieniając półgłosem jakieś błahe komentarze. Często się uśmiechali czy wręcz wybuchali
śmiechem.
W pewnym momencie uznałem więc, że przerwę opowiadanie i będę się cieszył smakiem
herbaty. Oni nawet tego nie zauważyli.
Następnego dnia książę Shnorri i kilku jego wodzów podjechali na koniach do rzeki i
zaczęli machać rękoma. Podpłynęliśmy do nich z admirałem długą łodzią na odległość głosu.
- Wróćcie do Ir i życzcie nam dobrej drogi! - powiedział Shnorri.
- Czy już się spakowaliście? - spytał admirał.
- Oczywiście. Nie obawiajcie się, historia o śmierci mego kuzyna nie wywołała żadnych
kłopotów. Ja zaś jestem nastawiony do was bardzo przyjaznie.
Mówił po novariańsku, więc jego wodzowie nie mogli go rozumieć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]