Indeks IndeksC Carter Lin & De Camp Spraque Conan korsarzWipszycka Historia starośźytnych Greków T III [skrypt]Harry Turtledove VHornby Nick ByśÂ‚ sobie chśÂ‚opiecConan Doyle Arhtur Studium w szkarśÂ‚acieGerber Michael Barry Trotter. Tom 2 Barry Trotter I Niepotrzebna KontynuacjaÂŚlepa wiaraJuan_Manuel_Infante El_Conde_LucanorASP_NET_Vademecum_profesjonalisty_aspnvpf77_sun
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    szlachetny umysł, jak wspaniałe ciało... Lecz co teraz? Wojownicy będą cię przypiekać na wolnym
    ogniu, jeśli się dowiedzą prawdy. Rozumiem cię, lecz tylko dlatego, że mieszkałem wśród
    Novarian, i dlatego jestem jedynie w połowie prawdziwym koczownikiem.
    - Panie - zapytałem - czy zauważyłeś to ciało na dole?
    - Tak, i chcę, żebyś mi to wyjaśnił.
    Przedstawiłem mu historię zabitego wojownika.
    - A teraz - zaproponowałem - zróbmy tak: powiemy żołnierzom, że pani Roska udała się do
    swego pokoju na spoczynek. Ten martwy człowiek, który był jedynie ogłuszony, a nie ciężko
    ranny, odzyskał przytomność, wślizgnął się po schodach do góry i próbował zgwałcić panią Roskę.
    Hvaednir, słysząc jej krzyki, pośpieszył na pomoc. W trakcie bijatyki obaj zadali sobie śmiertelne
    rany. W ten sposób nie będzie nikogo, kogo można by oskarżyć.
    Nastąpiła wymiana zdań na temat całego planu, lecz nikt nie mógł wymyśleć niczego
    lepszego. Roska przeszła do sąsiedniego pokoju, by się trochę ogarnąć, a ja zwróciłem się do
    Shnorriego:
    - Jeżeli już nomadowie mają rządzić Ir, to ty byłbyś lepszym władcą niż twój zmarły kuzyn.
    - Tylko nie ja! - odrzekł. - Będę szczęśliwy, gdy wydostanę się z tego zabójczego żaru i
    zabiorę ze sobą wojowników, zanim osłabią ich novariańskie luksusy. Plan Hvaednira był bardzo
    ryzykowny. Mądry człowiek mógłby go zrealizować, lecz to by osłabiło nasze plemię na stepie. A
    będziemy potrzebować każdego człowieka do walki z Gendingami. Pomóż mi przenieść ciało
    wojownika do pokoju na górze, by nasza historia miała choć pozory prawdopodobieństwa.
    XII - Admirał Diodis
    Powiedziałem:
    - Książę Shnorri, przyszło mi na myśl, że powinniśmy z panią Roska opuścić Ir, zanim
    ogłosisz wiadomość o śmierci kuzyna. Jeśli któryś z twoich ludzi uzna, że cała historia wyglądała
    inaczej, nie chciałbym się znalezć w ich rękach.
    Po krótkiej debacie Shnorri zgodził się z naszymi argumentami. Zeszliśmy na dół i Shnorri
    wezwał dowódcę.
    - Wyprowadz tych dwoje na zewnątrz Wieży Ardymana - polecił - i wydaj im konie z
    zapasowego stada generała.
    Piętnaście minut pózniej byliśmy w drodze.
    - Dokąd teraz, Zdimie? - spytała Roska.
    - Sądzę, że admirał Diodis da nam najbardziej bezpieczne schronienie, dopóki cała sprawa
    nie ucichnie. Gdyby go zaatakowano, może popłynąć w dół Kyamos i na ocean.
    Miałem rację. Krzepki, szpakowaty admirał przywitał nas serdecznie na pokładzie swego
    flagowca. Zciągnął już ludzi na okręty i płaskodenna flota stała zakotwiczona w przyzwoitej
    odległości od brzegu, gdzie zaskoczenie było mało prawdopodobne.
    Usiedliśmy na pokładzie; podano nam do picia gorący płyn o brązowym kolorze. Admirał
    wyjaśnił:
    - W kraju, z którego ten napój pochodzi, to znaczy w Kuromon na Dalekim Wschodzie,
    nazywa się go  herbatą . Przywozi się go do Sulimoru w postaci liści, stamtąd idzie do Janareth na
    Morzu Wewnętrznym, dalej lądem przez Lograms do Fedirunu i jeszcze raz przez morze do Ir.
    Miejmy nadzieję, że któregoś dnia będzie do kupienia również w Novarii. Potrzebny jest nam
    dobry napój, który by nie upijał ludzi.
    - A teraz, Zdimie, chętnie posłuchamy historii twych przygód.
    Zacząłem więc opowieść. Po kilku minutach zauważyłem jednak, że admirał Diodis i pani
    Roska nie zwracają na nią zbytnio uwagi. W istocie przyglądali się sobie, od czasu do czasu
    wymieniając półgłosem jakieś błahe komentarze. Często się uśmiechali czy wręcz wybuchali
    śmiechem.
    W pewnym momencie uznałem więc, że przerwę opowiadanie i będę się cieszył smakiem
    herbaty. Oni nawet tego nie zauważyli.
    Następnego dnia książę Shnorri i kilku jego wodzów podjechali na koniach do rzeki i
    zaczęli machać rękoma. Podpłynęliśmy do nich z admirałem długą łodzią na odległość głosu.
    - Wróćcie do Ir i życzcie nam dobrej drogi! - powiedział Shnorri.
    - Czy już się spakowaliście? - spytał admirał.
    - Oczywiście. Nie obawiajcie się, historia o śmierci mego kuzyna nie wywołała żadnych
    kłopotów. Ja zaś jestem nastawiony do was bardzo przyjaznie.
    Mówił po novariańsku, więc jego wodzowie nie mogli go rozumieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •