Indeks IndeksBurroughs, Edgar Rice Tarzan 04 The Son of TarzanCat Johnson [Red, Hot, & Blue 04] Jared [Samhain] (pdf)John Maddox Roberts Stormlands 04 Steel Kings UC FR6Becky Wilde [Passion Victoria 04] Beth's Savoirs (pdf)Wil McCarthy The Queendom of Sol 04 To Crush the Moon (Bantam)Farmer, Philip Jose World of Tiers 04 Behind the Walls of TerraFred Saberhagen Lost Swords 04 Farslayers storyJana Downs His Guardian Angels 04 Angel WedJane Lisa Smith Pamiętniki wampirów 04 MrokLian Hearn Otori 04 The Harsh Cry of the Heron
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anusiekx91.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    więc ciągnął dalej: - Marti uderzyła głową w dzwignię, wskutek czego belka
    rozhuśtała się i walnęła w kładkę, zaplątała się w liny i zerwała jedną z nich.
    To była jedna z tych sytuacji, których nie sposób przewidzieć.
    - Tak się martwiłam o Sadie. - Uśmiech ulgi rozjaśnił jej piękną twarz.
    202
    RS
    - Myślałaś, że wrzucimy ją do beczki z rozgrzanym olejem, czy coś w
    tym rodzaju? - Ogarnęła go tkliwość.
    - Raczej do lochów na sto lat. Roześmiali się równocześnie.
    - Nadal byłbym za obiadem i tańcami. Mam ochotę trzymać piękną
    kobietę w objęciach, a reszcie chłopaków niech ślina kapie do piwa.
    Zawahała się, potem skinęła głową.
    - Szykujmy się więc. Jestem głodny jak wilk. Muszę tylko wskoczyć
    pod szybki prysznic.
    Parę minut pózniej, stojąc w strumieniach ciepłej wody, zastanawiał
    się nad dziwnym napięciem, jakie wyczuł w Zii. Może to z powodu tamtego
    durnia, który nękał ją telefonami, a potem jeszcze rewidenta, który wyrastał
    jak spod ziemi przez cały tydzień. Do tego wypadek Marti, z którą się
    bardzo zaprzyjazniła. Jo mogła być kropla, która przepełniła czarę. Wieczór
    w pubie dobrze jej zrobi...
    W tym momencie odsunęły się drzwi kabiny prysznicowej.
    - Czy mogę? - spytała Zia uprzejmie.
    - W kącikach jej ust igrał uśmieszek. Była całkowicie, cudownie goła.
    W ustach mu zaschło, mózg wyparował, a cała krew spłynęła w jedno
    miejsce.
    - Możesz - wymruczał, biorąc ją w objęcia. Gdy dotarli do pubu,
    właśnie zaczynały się tańce.
    W niedzielę zaraz po śniadaniu Zia wyjęła z gazety dodatek z
    ogłoszeniami i poszła na werandę, zabierając komórkę i filiżankę kawy. To
    był jej coniedzielny rytuał.
    Z westchnieniem wertowała kolejne strony. Niewiele było nowych
    ogłoszeń i w kwadrans przejrzała wszystkie propozycje kupna i wynajmu
    domów i mieszkań.
    203
    RS
    Mieszkanie w domu wdowy, które spodobało jej się w zeszłym
    miesiącu, nadal było do wzięcia. Dalej jednak pozostawał problem mebli,
    które musiałaby zostawić u Jeremy'ego lub w przechowalni.
    W czym więc tkwił problem?
    Przecież miała pracę i stać ją było na opłatę za przechowanie przez
    okres, kiedy będzie szukać czegoś lepszego.
    Czuła tak silny ucisk w piersi, że zaczęła zastanawiać się, czy to nie
    atak serca...
    W pewnym sensie tak.
    Podniosła wzrok znad gazety. Jeremy nadal wycinał chaszcze wzdłuż
    Unii lasu.
    Musiała zostawić ten śliczny dom, spokojną przystań,w której było jej
    tak dobrze, jak nigdzie dotąd. Uświadomiła to sobie w piątek, kiedy
    wydawało jej się, że Jeremy jest w niebezpieczeństwie.
    Sama myśl, że coś mogłoby mu się stać, wprawiała ją. w rozpacz. To i
    świadomość, że kocha go całym sercem.
    Jak do tego doszło?
    Uczucie zakradło się tak łagodnie i niepostrzeżenie, że niczego nie
    zauważyła. Wydawało jej się, że potrafi uchwycić ten moment i nie da się
    wziąć przez zaskoczenie.
    Podniosła komórkę i wystukała numer wdowy.
    - Pani Whitcomb? Mówi Zia Peters. Oglądałam pani mieszkanie w
    zeszłym tygodniu. Czy dalej jest do wzięcia?
    Było, więc Zia umówiła się, że wpadnie po lunchu obejrzeć je jeszcze
    raz. Wyłuszczyła swój problem z meblami i wyjaśniła, że docelowo będzie
    szukać czegoś większego.
    204
    RS
    Wdowa uspokoiła ją, że czynsz jest płatny co miesiąc, a nie na mocy
    jednorazowej umowy najmu i że będzie mogła zrezygnować z wynajmu z
    trzydziestodniowym wymówieniem.
    - Zatem do zobaczenia.
    Zadowolona z pomyślnego obrotu spraw, Zia zrobiła sobie manicure i
    pomalowała paznokcie u rąk i nóg na ostry, różowy kolor. Włożyła różowe
    spodnie i białą koronkową bluzeczkę.
    Kiedy Jeremy koło południa wszedł do domu, stanął jak wryty.
    - Rany, wyglądasz jak smakowita truskawka - powiedział, uśmiechając
    się jeszcze szerzej niż zwykle. - Muszę coś przegryzć.
    - Jeśli masz ochotę na lunch, lepiej się umyj.  Wycisnęła zygzak
    musztardy na konserwową wołowinę z kapustą, potem zaniosła talerze do
    stołu.
    Umył się i szybko wrócił, podsunął Zii krzesło, a potem musnął ją
    ustami po karku, zanim sam usiadł.
    - To jest posiłek, którym można zdobyć serce mężczyzny - oświadczył,
    nakładając sobie grzanki.
    Niepokój i smutek - takie same, jakie odczuwała, jadąc do domu na
    ślub - odebrały cały spokój ducha, który udało jej się odzyskać w tym domu.
    - Pomyślałem, że po południu moglibyśmy pójść w góry, ale widzę, że
    się elegancko wystroiłaś. Więc może wolisz pójść do kina?
    Potrząsnęła głową.
    - Ja... jestem umówiona. - Odchrząknęła. - Będę oglądać mieszkanie w
    mieście. Pani Whitcomb jest wdową, która ma dwa pokoje do wynajęcia.
    Mieszkanie ma własną łazienkę i osobne wejście.
    Podniosła wzrok na Jeremy'ego. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Była
    teraz całkowicie pozbawiona wyrazu. Była bez życia.
    205
    RS
    - Czy to jedno z tych miejsc, o których wspominałaś parę miesięcy
    temu?- spytał nieswoim głosem. - Umeblowane mieszkanie?
    - Tak. Teraz, kiedy mam cały etat, stać mnie będzie na przechowalnię,
    dopóki nie znajdę domu albo większego mieszkania. - Mówiła wesołym
    głosem, jakby wszystko układało się po jej myśli.
    Po prostu wszystko szło jak po maśle! Azy zapiekły ją w kącikach
    oczu. Pod jego bacznym spojrzeniem czuła się tak, jakby się miała za chwilę
    rozpłakać.
    - Rozumiem - powiedział sucho.
    Skończyli lunch w milczeniu. Jeremy wyglądał na zamyślonego, Zia
    próbowała zachowywać się spokojnie, jakby nic się nie wydarzyło.
    - Las staje się bardzo ładny, kiedy oczyści się poszycie. Dobrze, że
    wyciąłeś tamtą kępę trującego dębu. Na jesieni nabiera tak olśniewającego
    koloru, że pewnie zrobiłabym bukiet do domu, nie zauważając, co to
    naprawdę jest. - Jej śmiech zabrzmiał głucho.
    - Tak, jest piękny.
    Spojrzał na nią, ale zaraz wbił wzrok w talerz. Kiedy zjedli, spytała,
    czy ma ochotę na lody.
    Podziękował. Włożył talerze do zmywarki, potem stał, obserwując, jak
    Zia wkłada resztki do lodówki. - Cóż - powiedziała, spoglądając na zegarek.
    - Będę jechać. Przywiezć ci coś z miasta?
    - Nie, dziękuję.
    - Cóż - powtórzyła niepewnie. Stał na jej drodze, więc, żeby wyjść,
    musiałaby przecisnąć się obok niego.
    -Zia...
    Spojrzała pytająco.
    - Nie... nic.
    206
    RS
    Odsunął, się, więc szybko porwała torebkę z kredensu. Z kluczykami
    w ręku ruszyła do samochodu.
    - Nie musisz się wyprowadzać - powiedział półgłosem, kiedy zaczęła
    otwierać drzwi.
    Zatrzymała się. Serce waliło jej tak mocno, że niemal kołysała się cała
    pod wpływem jego uderzeń.
    - Myślę, że muszę - powiedziała ze ściśniętym gardłem.
    - Mogłabym się... przyzwyczaić i stracić napęd do poszukiwania
    idealnego miejsca.
    - Tak - machinalnie pokiwał głową. - To byłoby fatalne. Nachylił się i
    spojrzał jej w twarz.
    - Właśnie.
    Stała nieruchoma jak posąg, ale czy posąg może odczuwać ból? Te
    głupie, nieposłuszne łzy! Musi się stąd wyrwać... musi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •