[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cóż, kiedy teraz Jomo został aresztowany.
CZZ DRUGA
ZAPADA MROK
8
Powtarzano sobie opowieści o tym, co się dzieje w Nyeri i w Murang a. Nyeri
i Murang a były daleko od domu Njorogego. Te opowieści interesowały go tym
bardziej, że niektórzy z chłopców potrafili opowiadać dobrze. Słuchał z uwagą
i zastanawiał się, jakim cudem tacy chłopcy jak Karanja mają do opowiadania aż tyle.
Mów dalej.
Tak. i co potem się stało.
Rozumiecie, on napisał list do komisariatu w Nyeri: Ja, Dedan Kimathi,
przywódca afrykańskiej armii wyzwoleńczej, odwiedzę was w tę niedzielę o godzinie
dziesiątej trzydzieści. Wielu dodatkowych policjantów specjalnie przyjechało
z Nairobi, żeby wzmocnić policję w Nyeri. Godzinę policyjną rozciągnęli na cały dzień
tak, że nikt nie mógł wychodzić z domu. Wszyscy żołnierze czekali w pogotowiu tak,
żeby aresztować Dedana, kiedy on tylko się zjawi. i raptem o godzinie dziesiątej
trzydzieści w tamtą właśnie niedzielę przyjeżdża tam do komisariatu jakiś biały
inspektor policji wielkim motocyklem, ale starym. Wysoki, elegancko ubrany, ale
z bardzo grozną miną. Wszyscy policjanci stają na baczność. Inspektor ich ogląda,
dokonuje tej swojej inspekcji i życzy im powodzenia w schwytaniu Dedana. A potem
mówi, że z jego motocyklem coś niedobrze. Czy oni mogą mu dać inny, bo jemu się
spieszy z powrotem do Nairobi. Więc mu dają. Odjeżdża nowym motocyklem. A oni
czekają na Dedana.
Przyszedł Dedan?
Nie przerywaj. Proszę cię, Karanja, mów dalej! krzyknęło kilku chłopców
naraz.
No, już nikogo innego w tamtą niedzielę nie zobaczyli. Byli bardzo
zirytowani. Nazajutrz dostali list, i to naprawdę zrzucony z jakiegoś przelatującego
samolotu.
Co było w tym liście?
Karanja popatrzył na nich wszystkich władczo, wszechwiedząco. Bez
pośpiechu odpowiedział.
To był list od Dedana.
Haa!
W tym liście Dedan dziękował policji za to, że na niego czekała i dała mu
swój najlepszy motocykl.
Więc tym inspektorem był sam Dedan?
No właśnie.
Ale ten inspektor był biały?
W tym sęk. Dedan potrafi przemieniać się we wszystko& w białego i
w ptaka, i w drzewo. Potrafi też przemieniać się w samolot. Nauczył się tego na
Wielkiej Wojnie.
Njoroge wracał ze szkoły. Chodził do tej nowej szkoły już od dwóch lat.
Pomimo trudności w domu jakoś zdołał nie przerywać nauki. Nie wątpił, że jeśli tylko
szczęście będzie mu sprzyjało tak jak dotąd, osiągnie w końcu swój cel. Szedł teraz do
domu rozmyślając o tym, co opowiedział Karanja. Wiedział, że jest w tym sporo
przesady, ale też może i jakiś pierwiastek prawdy. Nieraz przecież opowiadano
o jeszcze dziwniejszych rzeczach. Słyszał od ojca i od Kamauego, że Dedan Kimathi
potrafi czynić cuda. Na pewno to wielki człowiek, skoro tak wymyka się białym
pomimo jak najdalej posuniętej ich czujności.
Doszedł do domu. Trzy chaty naprędce postawione zobaczył już przed sobą.
Jego nowy dom rodzinny dom, odkąd kazano ojcu wynieść się z ziemi Jacoba. Przez
pierwsze lata tutaj borykali się, gdy Ngotho był bez pracy, a Boro zmieniony, jeszcze
bardziej skryty niż przedtem. Gdyby nie Kor i Kamau, nie wiadomo, co by się
z rodziną stało. Jacobo był obecnie naczelnikiem. Zawsze pokazywał się w asyście
paru policjantów uzbrojonych, żeby go chronić przed Ihii cia mutitu (czyli przed
Chłopcami z Puszczy). Chodził od chaty do chaty, sprawdzał i czuwał. Nieraz
towarzyszył Komisarzowi Okręgowemu. Nowym Komisarzem Okręgowym był
rzeczywiście sam pan Howlands.
Podwórko przysłaniały nieduże zarośla. Za Njorogem ziemia Ngangi, ich
nowego gospodarza, łagodnie. opadała wzdłuż koron kilku wysokich gumowców
rosnących poniżej. Njoroge był zmęczony, bo odległość nowej szkoły od jego domu
wynosiła aż pięć mil. i całą tę drogę musiał odbywać pieszo. Wędrowały tak zresztą,
żeby się uczyć, tysiące chłopców i dziewcząt w kraju. Szkół budowano niewiele i to
szeroko rozsianych. Szkoły niezależne i szkoły Gikuyu Karing a, które powstały za
pieniądze ludzi po zerwaniu z misjami, zostały zamknięte przez rząd, co sytuację
jeszcze bardziej pogorszyło. W tej chwili na podwórku nie było nikogo. Słońce zaszło,
ale zwykły wieczorny wiatr, nadlatujący o zmierzchu, nie wiał wcale. Wszystko
wyglądało zwodniczo spokojnie. Njoroge stał u wejścia do zagrody dziwnie
zaniepokojony tym bezruchem przed zapadnięciem nocy. Z początku otaczała go
cisza. Ale potem usłyszał szmer głosów z chaty Njeri. Zciemniło się i ochłodziło. Nic
nie zwiastowało kolacji, a on zmarzł i coraz dotkliwiej odczuwał głód.
Ruszył do chaty Njeri.
Tam zebrała się rodzina. Njoroge zobaczył ciemną twarz ojca. Od czasu
strajku niezmiennie na tej twarzy gościł wyraz wielkiej powagi. Za ojcem oparty o slup
stał Kamau. Dalej, w mrocznym kącie siedziały na łóżku obie matki. Njoroge wszedł
raptownie do tej ciemnej izby.
Siadaj! cicho polecił mu Ngotho.
To było zbyteczne, bo Njoroge usiadłby i bez polecenia. Siadając spojrzał
w lewo. Tam pod małym przepierzeniem siedział jego brat, Boro. Po raz pierwszy od
wielu miesięcy Boro zjawił się w domu.
Och, przepraszam. Dopiero teraz cię zobaczyłem. Jak ci idzie?
Dobrze, bracie. Co z twoją nauką? Boro zawsze okazywał wyrazne
zainteresowanie postępami Njorogego w szkole.
Wszystko dobrze. Jak tam w Nairobi? Mam nadzieję, że Kori zdrów i
w spokoju.
Och, synku drogi, wszyscy mamy nadzieję, że Kori jest zdrów i cały!
odezwał się ojciec.
Njoroge lękliwie spojrzał na Bora. Po długiej chwili milczenia Njeri zapytała:
Myślisz, Boro, że mu nic nie grozi?
Nie wiem. Nie jest sam. Wielu zabrali z nim razem.
i nie wiesz dokąd?
Właśnie. Boro nie podnosił wzroku, nagle jednak wstał chwiejnie. Jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]