Indeks IndeksGiovanni Guareschi [Don Camillo 01] The Little World of Don Camillo (pdf)Mull Brandon Baśniobór 01 BaśniobórGreg Bear Darwin 01 Darwin's RadioAmsbary, Jonathan [Cyberblood Chronicles 01] Cyberblood [pdf]Antologia Barbarzyńcy [Rebis] 01 Barbarzyńcy_ Tom 1 (1991)Cassandra Pierce [Darkisle 01] Heirs to Darkisle [Siren Classic] (pdf)Star Wars Black Fleet Crisis 01 Before the Storm Michael P Kube McDowellDebra White Smith [Lone Star Intrigue 01] Texas Heat (pdf)(1)Annette Meyers [Olivia Brown 01] Free Love (retail) (pdf)Bree_Despain_ _Into_the_Dark_01_ _The_Shadow_Prince_(www_dodane_pl)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • csw.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    stanie zauważyć krzywy brzeg korytarza, a po obu stronach mnóstwo odgałęzień
    prowadzących nie wiadomo dokąd. Mam całkiem dobrą orientację w terenie i tylko po to,
    żeby zająć czymś myśli, przez jakiś czas starałem się zapamiętać drogę. Ale już po trzeciej
    wnęce prowadzącej do identycznego tunelu zrezygnowałem. Tylko modliłem się, żeby
    dziewczyna naprawdę wiedziała, gdzie jesteśmy. Kobiety zazwyczaj mają problemy ze swoim
    wewnętrznym kompasem.
    - Gdzieś słyszałem, że w średniowieczu przez koszyckie podziemia kilometrami ciągnęły
    się tajne korytarze. Najważniejszy z nich podobno biegł od miejskiego więzienia aż do
    katedry świętej Elżbiety. Czy to są one? - zapytałem.
    - Co masz na myśli? - warknęła przez zęby Tamara, a jej głos świadczył o tym, że jest
    piekielnie skoncentrowana.
    Wolałem więcej jej nie rozpraszać.
    W końcu dotarliśmy do następnego pustego składu węgla i brudnej piwnicy. Wyglądała
    jak lustrzane odbicie miejsca, przez które weszliśmy do podziemia.
    Dziennikarka głośno odetchnęła, a ja z nią.
    Przesunęliśmy się na boczne schody. Były wąskie i kręte, ale wreszcie wyprowadziły nas
    na powierzchnię. Przez malutkie okienka na półpiętrach dostrzegałem światło, jednak nic
    poza tym. Zakurzone szyby ktoś dodatkowo pooblepiał kawałkami leukoplastu. Nie po raz
    pierwszy widziałem coś takiego. Pewnie na całym świecie wyjścia awaryjne albo boczne
    schody w wielkich kamienicach niegdyś przeznaczone dla służby wyglądają podobnie.
    Mogliśmy nawet znajdować się wciąż w tym samym budynku, do którego weszliśmy na
    ulicy Garncarskiej.
    W końcu dotarliśmy schodami na samą górę, myślę, że mniej więcej na trzecie piętro, i
    stanęliśmy przed ogromnymi mahoniowymi drzwiami.
    Tamara zapukała.
    Tak po prostu. Nie zauważyłem, by jej pukanie zabrzmiało jak jakiś kod. Zanim otwarły
    się drzwi, też nikt nie zapytał nas o hasło.
     Czyżby cały ten spacerek był tylko po to, aby mnie zmylić?" - pomyślałem i byłem tego
    pewien coraz bardziej. Gdy jednak zobaczyłem wnętrze za drzwiami, zmieniłem zdanie.
    * * *
    - O Boże! - krzyknęła kobieta, która otworzyła nam drzwi. Zakryła ręką usta.
    Zauważyłem, że brakuje jej dwóch palców. Małego i serdecznego.
    Przerażenie i rozbiegany wzrok kobiety przypomniały mi scenę ze szpitala, gdy Tamara
    zobaczyła mnie po raz pierwszy po wypadku. Tyle że tym razem nie miałem na głowie
    turbanu z bandaży. I myślę, że moja fryzura też nie wyglądała upiornie.
    Oszacowałem, że kobieta jest trochę po czterdziestce. Miała pofarbowane rudoczerwone
    włosy, gustowną fryzurę, idealny makijaż, szyty na miarę ciemnoniebieski kostium, skórę
    trochę ciemniejszą niż inni, co mogło świadczyć o domieszce cygańskiej krwi, i niesamowite
    brązowe oczy z małymi żółtymi plamkami na tęczówce.
    - Wejdzcie... - powiedziała.
    Znalezliśmy się w przestronnym, jasnym pomieszczeniu. Słońce, które powoli osiągało
    zenit, wpadało przez okna na suficie. Sprytne - widziałem tylko chmury i kawałek biało-
    niebieskiego nieba. %7ładnego komina albo jakiejś wieżyczki, dzięki którym mógłbym
    rozpoznać, w której kamienicy starego miasta się znajdowałem.
    Jeśliby wyposażyć to pomieszczenie w ławki, mogłoby służyć jako sala szkolna. Ale było
    prawie zupełnie puste, co sprawiało, że wydawało się jeszcze większe i jeszcze mniej
    przytulne. Na wypolerowanym parkiecie ustawiono tylko dziesięć wiklinowych foteli
    ustawionych w kręgu i jedno krzesło. Samotne, pośrodku...
    W półmroku pod ścianą naprzeciwko stało w milczeniu osiem osób.
    - Skoro grzeczność wymaga, aby się przedstawić, panie Abel... Nazywam się Paulina
    Hereaowa.
    Podała mi rękę i wskazała ludzi pod ścianą.
    - To są moi przyjaciele, którzy przyjęli zaproszenie na dzisiejszy seans.
    Szefowa Stowarzyszenia przedstawiła mi ich po kolei. Nikt nawet się nie poruszył.
    Wszyscy tylko z dystansem kiwali głowami, gdy padło ich imię. Nie miałem pojęcia, jak się
    zachować. Mogłem tylko stać jak kołek i z miną zakłopotanego idioty bezsensownie
    powtarzać półgłosem:
    - Abel, Abel, Abel...
    Spośród zebranych wcześniej poznałem tylko Petronelę. Sądząc po jej trochę mętnym
    spojrzeniu, nieprzypadkowo miała liść trawy na swojej wyciągniętej bluzie. Siwy staruszek w
    swetrze tuż obok niej, palący starodawną rzezbioną fajkę, miał na imię Michalko. Odniosłem
    wrażenie, że uśmiechnął się na powitanie. Całkiem sympatyczny. Zdenek Vanicki, młody
    człowiek w garniturze i z okularami na nosie, wyglądał mi na świeżo upieczonego absolwenta
    Wyższej Szkoły Ekonomicznej. Miał ten sam  kalkulacyjny wzrok", co moi wieloletni
    koledzy z pracy. Jego zupełne przeciwieństwo - długowłosy chłopak w wytartych jeansach,
    koszulce z kapelą deathmetalową i młotem Thora na szyi - został przedstawiony jako Rene.
    Dałbym sobie głowę uciąć, że gra w jakimś undergroundowym zespole. Panna Henrietta -
    szczupła, wysoka, z blond trwałą i surowym spojrzeniem - przypominała mi moją
    nauczycielkę słowackiego ze szkoły podstawowej. Jeśli nawet nie uczy, to na pewno w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •