[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak wolałabym kameralną uroczystość.
- Wyglądasz cudownie - oświadczyła lady Agata, gdy zobaczyła Emmę w ślubnej sukni. - W
perłowoszarym kolorze jest ci bardzo do twarzy, moja droga, a ten kapelusik jest czarujący.
- Lytham go gdzieś wypatrzył i kupił. Obsypuje mnie podarkami.
- Kapelusz jest bardzo szykowny - orzekła Maria, podchodząc, żeby ją ucałować. - I odpowiedni
na spokojny wiejski ślub.
- Dziękuję - uśmiechnęła się Emma. Maria obiecała opiekować się dyskretnie lady Agatą
podczas ich nieobecności, a wkrótce miała też przyjechać dama do towarzystwa. - Chyba
powinnyśmy już zejść? Nie chcę, żeby Lytham czekał.
- Nic mu się nie stanie, jak trochę poczeka! - stwierdziła lady Agata. - Mnie kazał czekać na ten
dzień o wiele za długo, ale przynajmniej znalazł żonę jak się patrzy.
Emma wyściskała starszą panią, doprowadzając do rozpaczy pokojówkę, która rzuciła się, żeby
poprawić jej toaletę. Wreszcie zeszły na dół, gdzie czekały powozy.
Mały kościółek znajdujący się na terenie posiadłości Lythama ledwo pomieścił sześćdziesięciu
zaproszonych gości i tłumek ciekawskich, którzy chcieli zobaczyć pannę młodą.
Tom, uśmiechnięty od ucha do ucha, prowadził siostrę do ołtarza. Odzyskał wreszcie dobre imię
dzięki staraniom przyszłego szwagra, który wydobył pisemne zeznanie od człowieka
oskarżającego go niegdyś fałszywie o oszustwo. Jak się okazało, właśnie z nim Lytham musiał
się spotkać tego wieczoru, kiedy spóznił się na bal.
Gdy Emma szła nawą kościelną wsparta na ramieniu brata, pan młody odwrócił się spod ołtarza,
patrząc na nią z miłością. Nigdy nie marzyła, że będzie kiedyś tak szczęśliwa i tak kochana.
Słońce przebiło się przez chmury, rozjaśniając mrok kościółka promieniami wpadającymi przez
kolorowe witraże.
Rozległy się dzwony, kiedy po ceremonii zaślubin wyszli przed kościół prosto pod deszcz
suszonych płatków róż. Mała dziewczynka wysunęła się przed tłum, podając im symboliczny
prezent obwiązany niebieskimi wstążeczkami, parę innych trzymało bukieciki zimowych
kwiatów. Kiedy mieszkańcy wioski złożyli im życzenia, Lytham pomógł Emmie wsiąść do
powozu i rzucił dzieciom garść monet. Pomachała im jeszcze przez okno i odwróciła się z
uśmiechem do męża.
- No i co, kochanie? Jesteś szczęśliwa?
- Wiesz, że tak. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
- Będzie jeszcze wiele równie szczęśliwych - obiecał. - Gdybym pocałował cię tak, jak o tym
marzę, pogniótłbym ci suknię, więc odłożę to na pózniej. - Ujął jej rękę i ucałował wnętrze dłoni.
- Zachowaj to do czasu, gdy zostaniemy sami.
- Oddam ci z nawiązką - przyrzekła. - Pytasz, czy jestem szczęśliwa... A ty, mój mężu? Jesteś
zadowolony z panny młodej?
- Nie widać? - szepnął. - Jeśli będziesz tak na mnie patrzeć, Emmo, to nie zobaczysz swoich
gości.
- Zachowuj się przyzwoicie! - Poklepała go po kolanie, udzielając żartobliwej reprymendy. -
Mamy dla siebie resztę życia, Lytham. Nie wolno nam zawieść przyjaciół; niektórzy z nich
przybyli z daleka, żeby być z nami.
- Słusznie przywołujesz mnie do porządku - powiedział z udaną skruchą. - Doprawdy trudno mi
oprzeć się pokusie, moja piękna pani.
Prawdę mówiąc, ona też nie mogła się doczekać chwili, gdy zostanie z mężem sam na sam.
- Nareszcie. - Lytham westchnął, kiedy powóz uwoził ich do domu, w którym mieli zatrzymać
się na kilka dni przed wyjazdem do Włoch. - Myślałem już, że nigdy nie uda się nam uciec!
- Mój niecierpliwy kochanku - powiedziała Emma czule i pochyliła się, muskając wargami jego
usta. Pochwycił ją, przytulił mocno i ucałował namiętnie. - Muszę przyznać, że ja też traciłam
cierpliwość, kiedy lady Agata przy pożegnaniu wciąż przypominała sobie to, co jej zdaniem
powinnam o tobie wiedzieć.
- Mam nadzieję, że nie mówiła ci, jaki ze mnie nicpoń?
- Ależ oczywiście - zapewniła go z powagą. - Powtarzała mi to wiele razy, ale sama znam
pańskie wady, milordzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]