[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szturmu. Po kilku dniach zaciekłych walk, 12 czerwca, marynarze Floty Czarnomorskiej, nie bacząc na
sypiące się bomby, pociski artyleryjskie i atakujące okręty, przerzucili do broniącego się miasta 3 tysiące
żołnierzy wraz z uzbrojeniem i amunicją. Choć brakowało żywności i wody, miasto nie poddawało się,
ciągle odpierało ataki wroga. 23 czerwca bój wzmógł się. Taszkient pospieszył z nowymi posiłkami. Trzy
dni pózniej przedarł się przez blokadę ponownie, dowożąc żywność, amunicję i lekarstwa. W drodze
powrotnej zabrał chorych i rannych. Wtedy to właśnie został ciężko uszkodzony. Dzięki pomocy załogi
Jupitiera ocalał i dotarł do Noworosyjska, gdzie dopełnił się jego wojenny los.
Niszczyciel Bditielnyj , który razem z Taszkientem walczył w obronie Sewastopola, także spoczął
na dnie w porcie noworosyjskim 2 lipca 1942 roku wskutek wybuchu potężnej bomby został rozerwany
na dwie części. Po wyparciu wroga z Morza Czarnego grupa Michajłowa przystąpiła do wydobycia wraku.
Najpierw ratownicy oczyścili zbiorniki balastowe i wypompowali wodę z części dziobowej. Była ona na tyle
szczelna, że po tym zabiegu uniosła się nieco. To pozwoliło przeciągnąć pod dnem liny, do których
przymocowano pontony. Wydobytą na powierzchnię przednią część okrętu odholował na mieliznę okręt
ratowniczy Jupitier .
Bardziej skomplikowana okazała się sprawa podzwignięcia reszty kadłuba. Był on uszkodzony w
znacznie większym stopniu, a poza tym przylegał niemal do ściany kanału portowego. Ratownicy
stwierdzili, że nawet najmniejszego pontonu nie da się tam wcisnąć. Sytuacja wyglądała beznadziejnie.
Udali się więc marynarze do inżyniera Michajłowa po radę.
Za blisko ściany, powiadacie. Zastanawiał się chwilę. To rzeczywiście problem... A wy co
proponujecie? Nic... Tak najłatwiej. A ja uważam, że tu jest potrzebne kolektywne myślenie. Opowiem wam
pewną historię, wziętą z życia. Zdarzyło się kiedyś zaczął, jakby opowiadał bajkę że okręt wpłynął na
pole minowe... Kapitan widząc, że nie można wykonać żadnego manewru, wezwał całą załogę na pokład i
mówi: Zobaczcie, co się dzieje ... Wszystkich ogarnął strach. Miny pływały wokół okrętu i w każdej chwili
jedna z nich mogła uderzyć w kadłub. Bardziej nerwowi rzucili się do szalup. Co robicie, zapytał kapitan.
Nawet szalupą nie da się tędy przepłynąć. Lepiej wymyślcie coś . Wszyscy milczeli. No, słucham
propozycji. Mogą być nawet zupełnie fantastyczne . Ktoś zaproponował, żeby odpychać miny bosakami.
Miało to sens, ale, jak sami wiecie, było dosyć ryzykowne. Inny pomyślał sobie, że jak fantastyczne, to
fantastyczne, i rzucił pomysł, żeby zebrać się przy burtach i dmuchać w stronę min... Kto nie ma siły w
płucach, dodał, niech pluje . Kapitan słuchał uważnie i wreszcie stwierdził: Podsunęliście mi dobry pomysł.
Włączymy pompy i będziemy odpychać miny strumieniem wody . I to był właśnie efekt kolektywnego
myślenia.
Ratownicy uśmiechali się, kiwali głowami, ale widać było, że przekonani nie zostali.
No, słucham Michajłow traktował sprawę poważnie. Pomysły mogą być nie z tej ziemi.
Gdybyśmy zebrali wszystkich nurków zaczął nieśmiało jeden z marynarzy i opuścili ich na
dno między kadłub a nabrzeże, i gdyby mocno pchnęli... Nie, to głupi pomysł.
Ja mam jeszcze głupszy wtrącił najstarszy z grupy, najwyrazniej ubawiony niecodzienną sytuacją.
Zaczepimy linkę o nadbudówki, zrobimy na końcu pętlę i poczekamy, aż będzie przelatywał jakiś
samolot. Gdy znajdzie się blisko, rzucimy mu pętlę na ogon... Dobrze by było, żeby leciał w poprzek kanału.
Wszyscy śmiali się, ale pomysłów przybywało.
Nurkowie mogą się wkopać w dno i przenieść kadłub na plecach.
Napełnimy pontony jakimś bardzo lekkim gazem, żeby unosiły się w powietrzu.
A może przesunąć kadłub ładunkami wybuchowymi.
Albo inaczej... Na wzgórzu rosną brzózki, są bardzo giętkie. Nachylimy je, przywiążemy do burty
linami i jak puścimy...
Dziękuję wam usłyszeli poważny głos Michajłowa. Zrobimy tak... Przymocujecie dwa duże
pontony do pokładu i jak kadłub się lekko podniesie, przesuniecie go holownikiem. Widząc zdziwienie na
twarzach marynarzy dodał: To takie proste, prawda?
Metoda okazała się skuteczna i stosowano ją pózniej w podobnych sytuacjach wielokrotnie. Przy
ścianach kanałów portowych spoczywało bowiem wiele statków, które zostały zatopione podczas
wyładunku.
Wajjan Kutiure (wyporność 15,7 tys. ton) należał w czasie wojny do najcenniejszych jednostek, gdyż
zaopatrywał walczące wojska w paliwo. Jednocześnie jednak narażony był na większe niż inne okręty
niebezpieczeństwo, gdyż na wszystkich morzach objętych działaniami wojennymi na zbiornikowce
polowano ze szczególną zawziętością. On też cudem chyba zdołał kilkakrotnie wyjść cało z poważnych
opresji. Uczestniczył bowiem w boju z dwoma ścigaczami włoskimi, szybkim manewrem zdołał zejść z
kursu torpedy, był też trzykrotnie atakowany przez samoloty bombowe. W czasie jednego z rejsów, wiosną
1942 roku, na jego pokład spadła potężna bomba, która wznieciła pożar. Skutecznej pomocy udzieliła mu
wówczas grupa noworosyjska Służby Awaryjno-Ratowniczej. W kilka miesięcy pózniej Wajjana Kutiure ,
płynącego z Batumi z ładunkiem mazutu, zaatakował niemiecki okręt podwodny. Torpeda trafiła w rufę.
Woda zalała zbiorniki i przedział maszynowy. Tylna część statku pogrążyła się, a dziób jeszcze przez kilka
godzin wystawał nad wodę, jakby wzywał pomocy. Niestety, okręty, ratownicze były zbyt daleko. Dopiero
wiosną 1945 roku specjaliści ze Służby Awaryjno-Ratowniczej przybyli na miejsce tragedii. Towarzyszył im
jeden z członków załogi zbiornikowca, marynarz Dmitrij Trubow.
Miejsce zatonięcia statku wskazał bezbłędnie.
Pamiętam, jakby to było dzisiaj opowiadał. Staliśmy na pokładzie. Zbliżał się koniec rejsu.
Kapitan powiedział: Miałem złe przeczucia, ale nie sprawdziły się. Znaczy to, że jeszcze długo będziemy
pływać... A ty co, zwrócił się do mnie, ciągle żałujesz? Trochę byłem zły, że mnie skierowano na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]