[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nioną czarną magią. Po prostu wiem. To byli straszni ludzie! Chodzmy już stąd,
opuśćmy to nieprzyjazne miejsce!
Kiedy nareszcie skierowali się ku wyjściu, Nero jakby się ocknął.
113
W skalnym korytarzu gwałtownie się zatrzymał. Czujnie popatrzył w ciem-
ność przy skale, gdzie poprzednio tkwiła mroczna dusząca zjawa. Powarkując
wycofał się, przy ludziach poczuł się bezpieczny.
Nie bój się, Nero łagodnie mówiła Tiril. Już nie ma czego, tamto już
sobie poszło!
Nero spoglądał na nią, czarne ślepia o coś prosiły.
Naprawdę, Nero zapewniała. To już sobie poszło! Chodz, idziemy
stąd!
Pies jednak usiadł i cichutko popiskiwał.
Czego ty chcesz, Nero? zachodził w głowę Erling, prowadzący go na
smyczy.
Móri porównywał odległości.
Pamiętacie, jak wtedy wyrwał do przodu, pociągając za sobą Erlinga, i zie-
mia się zapadła?
Owszem ciężko westchnął Erling.
Kierował się wówczas ku jakiemuś miejscu w skale, kawałek w lewo od
wejścia do zamku i skalnego korytarza. Gdybyśmy posuwali się w tym samym
kierunku, oczywiście przez skałę, doszlibyśmy akurat do tego miejsca w grocie,
to z lewej strony, prawda?
Zgadza się przyświadczył Erling.
Jak najbardziej pokiwał głową Fredlund.
Daj mi na chwilę Nera, Erlingu poprosił Móri. Panie Fredlund, czy
mógłby się pan postarać o nową pochodnię?
Arne, przynieś z lasu kawałek drewna! nakazał oberżysta.
Mój sługa ma także sługę, pomyślała Tiril. Fredlund zwrócił się do nich:
Moim zdaniem, po wydarzeniach tej nocy powinniśmy zapomnieć o wszel-
kich tytułach. Mam na imię Tobias:
Uroczyście podali sobie ręce. Jakże śmieszna ceremonia na odludziu, w pod-
ziemnym korytarzu, lecz bardzo szwedzka!
Arne przyniósł odpowiednią gałąz, ogień oświetlił grotę.
Miałem nadzieję, że już koniec z przygodami mruknął Erling. Nie-
stety! Prowadz nas, o najjaśniejsza z gwiazd, czyli Nero!
Uśmiechnęli się pod nosem.
Pies, przekonawszy się, że niebezpieczna wełnista mgła już go nie zaatakuje,
parł naprzód z zapałem. Pociągnął Móriego w ciemności.
Pochodnia! zawołał Móri. Grota prowadzi dalej! Pospieszyli za nimi.
Nero i Móri przystanęli. Migotliwy blask oświetlił odległą część groty.
Zbliżyli się niepewnie. W jednym miejscu musieli się schylić, by zmieścić się
pod sklepieniem, lecz zaraz znów mogli się wyprostować.
A więc to tak. Fredlund starał się nie okazać zdziwienia.
Właśnie powiedział Móri.
114
Drogę zagradzała im skalna ściana. Wyraznie rysowały się w niej drzwi.
A zatem tego strzegł mglisty potwór domyśliła się Tiril.
Najpewniej odparł Erling.
Usłyszeli, jak Arne wzdycha drżąco. Widać dość już miał niecodziennych wy-
darzeń.
Czy będą takie same problemy z otwarciem? spytał, Fredlund.
Nie, wyeliminowałem opór. Te drzwi wyglądają na prostsze uspokajał
ich Móri.
Zaczekaj chwilę! wykrzyknął Erling. Teren tu trochę opada, prawda?
Nie zdziwiłoby mnie, gdyby okazało się, że ta tajemna komnata znajduje
się na tyłach komory grobowej.
Zastanowili się. W myślach mierzyli odległość.
Bardzo prawdopodobne potwierdził Móri. Otwieramy?
Oczywiście podchwycił Erling. Przecież w zamku prawie nic nie
znalezliśmy. Zwłoki starego hrabiego, ot i wszystko. No i kości tych biedaczek.
I trzeci kawałek figurki przypomniała mu Tiril. A jego właśnie szu-
kaliśmy, prawda?
Odpowiedzieli jej tylko spojrzeniem.
Móri zabrał się za otwieranie zamka. Nie mieli, rzecz jasna, klucza, lecz po-
nieważ magiczna moc została pokonana, tym razem uporał się z nim znacznie
prędzej. Drzwi się otworzyły.
Od razu zorientowali się, że jest to większe pomieszczenie. W środku stały
dwa sarkofagi.
Komora grobowa nie została udekorowana tak pięknie jak poprzednia, wzo-
rów wyrzezbionych w kamieniu było tu znacznie mniej. Krypta sprawiała też wra-
żenie nowszej, choć nie mogły bardzo różnić się wiekiem.
Nero nie przestawał popiskiwać.
Przytrzymaj go, Arne polecił Fredlund. My zabierzemy się za cięższą
robotę.
Ale ja też mogę pomóc!
Tiril przytrzyma pochodnię i Nera. Jakiż on niespokojny! No, zaczynamy!
Zgromadzili się wokół pierwszego sarkofagu. Po chwili udało się odsunąć po-
krywę.
Kolejne zwłoki, tym razem lepiej zachowane. Nietrudno było się zorientować,
że to ciało kobiety, ubranej kiedyś w kosztowny strój.
Szwedzka księżniczka szepnął Móri. Biedne dziecko, nie dożyła
póznego wieku!
Starannie przeszukali sarkofag, niczego interesującego jednak nie znalezli.
Nie byli przecież hienami cmentarnymi!
Z powrotem zasunęli pokrywę. Stanęli nieruchomo, podczas gdy Fredlund od-
mawiał modlitwę. Chcieli okazać szacunek przedwcześnie zmarłej dziewczynie.
115
Tylko Nero trochę zakłócał ceremonię nieustającym popiskiwaniem.
Fredlund podniósł głowę.
A teraz ten drugi!
Popatrzyli po sobie. Sarkofag czarnoksiężnika, pana na zamku. Czy się odwa-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]