Indeks IndeksFriesner, Esther Chicks 03 Chicks 'N Chained MalesLaurie Marks Elemental Logic 03 Water LogicDennis Lehane [Patrick Kenzie & Angela Gennaro 03] Sacred (v4.0) (pdf)00_Program nauki_Mechanik.operator.pojazdow.i.maszyn.rolniczych 723 03Dunlop, Barbara Texas Cattleman Club 03 Heute verfuehre ich den BossMacGregor, Kinley (aka Sherrilyn Kenyon) MacAlister 03 Born in SinBottero Pierre Ewilan z dwóch œwiatów 03 Wyspa przeznaczenia297. Macomber Debbie Synowie Północy 03 Ozen sie tatoMargit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (03) Zaklęty las121. Rimmer Christine Księżniczki z Ameryki 03 Ślubny medalion
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • csw.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Przyniosłam wam dziewczęta herbatę - powiedziała, niosąc tacę z
    filiżankami. - Goście w moim domu nie mogą obejść się bez herbaty,
    nawet jeśli to nie są moi goście.
    - Pani Taylorson, to bardzo miło z pani strony! - wykrzyknęła Missie,
    zadowolona, że gospodyni była tak wspaniałomyślna. Przedstawiła jej
    swoje znajome i wyjaśniła, że być może będą ją częściej odwiedzały.
    Panią Taylorson najwyrazniej ucieszyła ta perspektywa. Missie przyszło
    na myśl, że być może kobieta sama nie ma zbyt wielu znajomych i chętnie
    przyjęła pomysł przebywania w ich towarzystwie. Kobiety kontynuowały
    wizytę przy herbacie i ciasteczkach, włączając do rozmowy panią
    Taylorson.
    W końcu Melinda i Kathy musiały zbierać się do wyjścia i poprosiły
    Missie, by również je odwiedziła. Obiecała, że to uczyni. Pani Taylorson
    zachęciła dziewczęta, by przychodziły, kiedy tylko będą miały ochotę.
    Missie weszła po schodach do swojego pokoju w znacznie lepszym
    nastroju. To był dobry dzień. Bóg zesłał obiecaną pomoc. Telegram do
    domu, wizyta przyjaciółek - to przypomniało jej, że kiedy Willie
    odjedzie, tak naprawdę nie będzie całkiem sama. Były to znaczące
    przejawy dobroci ze strony miłującego Ojca w niebie. Wszystkie te
    błogosławieństwa sprawiały, że Missie poczuła wewnątrz ciepło i radość.
    Kiedy jednak zamknęła drzwi swojego pokoju, myśl o zbliżającym się
    wyjezdzie Willie'go ponownie ją dotknęła. Jak poradzi sobie bez niego
    przez trzy miesiące?
    Podeszła do okna i patrzyła na ponury krajobraz, starając się
    przyswoić sobie na nowo prawdę o opiece i obecności niebiańskiego
    Ojca. Słysząc hałas na klatce schodowej, odwróciła się, by zobaczyć
    wchodzącego do pokoju Willie go, który kładł jakąś dziwną stertę na
    podłodze.
    - Co to? - zapytała, wskazując na coś, co wyglądało jak zwój brezentu.
    - Wyposażenie, którego będę potrzebował.
    - Wyposażenie?
    - Do jazdy, kiedy będę na ranczu.
    - Będziesz jezdził w tym?
    - Oczywiście. Może będę wyglądał trochę dziwnie, ale to najlepszy
    przyjaciel kowboja na ranczu.
    - A co to właściwie jest? - zapytała sceptycznie Missie. -I w jaki
    sposób będziesz tego używał?
    Willie podniósł brezent.
    - To ochraniacze - wyjaśnił. - Wkładasz je na spodnie... w ten sposób.
    Gruby brezent chroni przed deszczem, kolcami kaktusa i niesprzyjającą
    aurą oraz przed urazem. Ty też powinnaś takie mieć.
    Missie roześmiała się i wskazała na kawałek czerwonego materiału.
    - A to co? - zapytała ponownie.
    - To chustka na szyję. Zawiązujesz ją luzno wokół szyi, o tak... -
    zademonstrował Willie. Kiedy jedziesz i kurz unosi się dookoła, nie
    sposób swobodnie oddychać, więc naciągasz chustkę na usta i na nos... o
    tak.
    Missie zachichotała.
    - Myślałam, że służy ona przy napadzie na bank.
    - A wiesz, że byli już tacy, którzy jej w taki sposób używali? - zaśmiał
    się Willie. - Zapamiętam to sobie i może kiedyś też obrabuję jakiś bank...
    Missie znowu się roześmiała i popatrzyła na dziwny strój. Będzie
    musiała przyzwyczaić się do wyglądu męża odzianego w te dziwne
    brezentowe spodnie. Próbowała też wyobrazić sobie w nich siebie i
    uśmiechnęła się lekko.
    - Na razie sądzę, że będę walczyć z kaktusami i deszczem bez tego.
    Rozdział 14
    Niedziela
    W niedzielę rano Willie i Missie przygotowywali się do wyjścia do
    kościoła, którego wieżę zauważyli już wcześniej. Budynek z zewnątrz
    wyglądał surowo i bezbarwnie, ale zamiecione drewniane podłogi i
    odkurzone ławki wewnątrz dowodziły, że ktoś naprawdę troszczy się o
    ten prosty dom modlitwy na kresach. Henry, pan Weiss, Kathy, Melinda
    Emory i LaHaye'owie dołączyli do skromnej kongregacji i zostali
    przywitani z mównicy na początku nabożeństwa.
    Pastor w sędziwym wieku wydaje się raczej znużony -pomyślała
    Missie. Lecz kiedy wstał, by zwiastować, jego głos okazał się płomienny,
    a twarz ożywiła się pasją dla prawdy, którą prezentował. Missie była
    rozradowana nabożeństwem z prawdziwego zdarzenia i wykładem Słowa
    Bożego. Doceniała dotychczasowe niedzielne zgromadzenia w czasie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •