[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dychał jednak płytko i nie byłem pewien. Jeśli tak, to miałem tylko nadzieję, że
w pełni odziedziczył amberowską zdolność regeneracji. Przyłożyłem mu kom-
pres, przytrzymałem na miejscu i sprawdziłem pozostałe obrażenia. Podejrzewa-
łem pęknięcie kilku żeber. Lewą rękę miał złamaną powyżej łokcia; nastawiłem
ją i wziąłem w łubki, używając listewek z krzesła, które zauważyłem wcześniej
za szafą. Potem przywiązałem rękę do piersi. Znalazłem jeszcze z tuzin różnej
głębokości nakłuć i nacięć na udach, prawym biodrze, prawym ręku, ramieniu
i na plecach. Oczyściłem je wszystkie i opatrzyłem, przez co zaczął przypominać
ilustrację z podręcznika pierwszej pomocy. Pózniej sprawdziłem jeszcze ranę na
piersi i przykryłem go.
Myślałem o pewnych logrusowych metodach leczenia; znałem je teoretycznie,
ale nigdy nie miałem okazji sprawdzić w praktyce. Luke był bardzo blady, więc
uznałem, że chyba lepiej spróbuję. Kiedy skończyłem, jego twarz wyraznie na-
brała koloru. Rzuciłem swój płaszcz na koc, którym był przykryty. Zbadałem puls
i tym razem był mocniejszy. Zakląłem jeszcze, żeby nie wyjść z wprawy, zdjąłem
78
z krzesła miecze i usiadłem. W chwilę pózniej zaniepokoiło mnie wspomnienie
rozmowy z Ghostwheelem. Czy Luke próbował się dogadać z moim dziełem?
Powiedział, że potrzebuje mocy Ghosta, by zrealizować swe plany wobec Am-
beru. A dzisiaj rano Ghost pytał, czy może mu zaufać, zaś moja odpowiedz była
wyraznie negatywna.
Czyżby stan Luke a był efektem sposobu, w jaki Ghost zrywał negocjacje?
Wyjąłem Atuty i odszukałem jasny krąg Ghostwheela. Skoncentrowałem się,
przygotowałem umysł do kontaktu, posłałem wezwanie.
W ciągu kilkuminutowej próby dwukrotnie czułem, że jestem blisko czegoś. . .
poruszonego. . . Ale nic więcej, jakby rozdzielała nas tafla szkła. Czyżby Ghost
był zajęty? A może nie miał ochoty na rozmowę?
Odłożyłem karty. Posłużyły jednak, by skierować moje myśli na inny tor.
Zebrałem pokrwawione ubranie Luke a i przeszukałem kieszenie. W bocznej
znalazłem komplet Atutów, kilka czystych kart i ołówek. Tak, były chyba nama-
lowane w tym samym stylu co tamte, które zacząłem nazywać Atutami Zguby.
Dodałem do talii jeszcze jeden przedstawiający mnie; Luke trzymał go w ręku,
kiedy się tutaj przeatutował.
Miał fascynujący zestaw. Był tam Atut Jasry i Victora Melmana. Był tak-
że Julii i nie dokończony Bleysa. Był Atut kryształowej groty i Atut dawnego
mieszkania Luke a. Kilka przekopiował z Atutów Zguby, znalazłem też nie znany
mi pałac, pokój, gdzie kiedyś mieszkałem, portret ponurego jasnowłosego faceta
w zieleni i czerni, innego szczupłego o kasztanowych włosach w brązie i czer-
ni, i kobiety tak do niego podobnej, że musieli być rodzeństwem. To dziwne,
ale ostatnią parę namalowano w innym stylu, a nawet, powiedziałbym, inną ręką.
Z tych nieznanych postaci byłem mniej więcej pewien tylko blondyna: sądząc po
kolorach uznałem, że to Dalt, stary przyjaciel Luke a i najemnik.
W talii znalazłem także trzy różne szkice czegoś, co przypominało Ghostwhe-
ela, wszystkie trzy niezbyt udane. Usłyszałem warknięcie Luke a otworzył
oczy i rozglądał się.
Spokojnie powiedziałem. Jesteś bezpieczny.
Kiwnął głową i zamknął oczy. Po chwili otworzył je znowu.
Hej! Moje karty szepnął słabym głosem.
Uśmiechnąłem się.
Aadna robota zauważyłem. Kto je malował?
Ja odpowiedział. Któż by inny?
Gdzie się uczyłeś?
U ojca. Był w tym dobry.
Jeśli możesz tworzyć Atuty, to musiałeś przejść Wzorzec.
Przytaknął.
Gdzie?
79
Obserwował mnie przez moment, po czym spróbował wzruszyć ramionami
i skrzywił się.
W Tir na Nog th.
Ojciec cię tam zabrał i pomógł?
Znowu skinienie głowy.
Dlaczego go nie przycisnąć, skoro wyraznie miałem dobrą passę? Wyjąłem
kartę.
To jest Dalt stwierdziłem. Byliście razem w drużynie skautów?
Nie odpowiedział. Spojrzałem na niego, zobaczyłem zmrużone oczy i zmarsz-
czone czoło.
Nigdy go nie widziałem wyjaśniłem. Ale rozpoznaję barwy i wiem,
że pochodzi z twoich okolic: z Kashfy.
Luke uśmiechnął się.
W szkole też zawsze odrabiałeś prace domowe.
Zwykle w terminie zgodziłem się. Ale za tobą nie mogłem nadążyć.
Na przykład, nie widzę tu Atutu Twierdzy Czterech Zwiatów. A tu jest ktoś, kogo
nie znam.
Pomachałem mu kartą szczupłej damy. Uśmiechnął się znowu.
Słabnę i znowu brakuje mi tchu powiedział. Byłeś przy Twierdzy?
Tak.
Ostatnio?
Kiwnąłem głową.
Wiesz co? zaproponował. Powiedz, co widziałeś pod Twierdzą i skąd
wiesz o pewnych moich sprawach, a ja ci powiem, kim ona jest.
Zastanowiłem się szybko. Mógłbym mówić tak, by nie powiedzieć mu nicze-
go, o czym by już nie wiedział. Zatem. . .
Ale ty pierwszy.
Dobrze. Ta dama rzekł to Sand.
Przyglądałem się w takim skupieniu, że poczułem wstęp kontaktu. Przerwa-
łem go.
Dawno zaginiona dodał.
Podniosłem kartę podobnego do niej mężczyzny.
To zatem musi być Delwin.
Zgadza się.
Nie ty malowałeś te dwie karty. To nie twój styl, zresztą nie wiedziałbyś
nawet, jak wyglądali.
Spostrzegawczy jesteś. To mój ojciec, jeszcze w czasie zamętu. . . niewiele
na tym skorzystał. Jemu też nie chcieli pomóc.
Też?
Nie byli zainteresowani udzieleniem mi pomocy, mimo braku sympatii dla
tego miejsca. Możesz uznać, że wypadli z gry.
80
Tego miejsca? powtórzyłem. Jak myślisz, Luke, gdzie się znalazłeś?
Szeroko otworzył oczy i rozejrzał się dookoła.
W obozie wroga odpowiedział. Nie miałem wyboru. To twoje pokoje
w Amberze, zgadza się?
Nie.
Nie żartuj sobie, Merle. Dostałeś mnie. Jestem twoim więzniem. Gdzie
trafiłem?
Znasz Vintę Bayle?
Nie.
Była kochanką Caine a. To jej rodzinna posiadłość na wsi. Ona sama jest
gdzieś w tym domu. Może nawet tu zajrzy. Myślę, że na mnie leci.
Uhm. . . Och! Czy to twarda kobieta?
Bardzo.
Co ty wyrabiasz? Podrywasz ją tak krótko po pogrzebie? To niezbyt ele-
ganckie.
No wiesz! Gdyby nie ty, nie byłoby żadnego pogrzebu.
Nie udawaj oburzenia, Merle. A ty byś się nie mścił, gdyby to twojego ojca,
Corwina, zabił Caine?
To nieuczciwe. Mój ojciec nie zrobiłby tego, co zrobił Brand.
Może nie, a może tak. Ale przypuśćmy, że by zrobił. Co wtedy? Nie zapo-
lowałbyś na Caine a?
Odwróciłem się.
Nie wiem wyznałem w końcu. To tylko hipotezy.
Zrobiłbyś to, Merle, wiesz o tym doskonale. Jestem pewien.
Westchnąłem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]