Indeks IndeksFlemming, Ian James Bond 07 Goldfinger By Ian FlemingHrypińska Ewa Subkultury młodzieżowe. Grupy rówieœnicze i rozwój człowiekaDux Prabucka Ewa Co kazdy duĹźy chłopiec wiedzieć powinienGordon Korman Bruno & Boots 07 Something Fishy at Macdonald HallCiało i ducha ratować żywieniem [Ewa Dšbrowska]Baniecka Ewa Joska pamietnik maturzystkiJames White SG 07 Code Blue EmergencyOstrowska_Ewa_ _Pamietaj_o_róşyĹťelazny Roger Amber 07 Krew AmberuCabot_Meg_ _Top_modelka_02_ _Nie_chce_byc_dziewczyna_z_wybiegu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Zakryła twarz w dłoniach.  Straszne. Biedna Krysia.
     Czy pani nie domyśla się, kto mógł popełnić tę zbrodnię?
     spytał ostrożnie Downar.
    Natychmiast zmobilizowała się psychicznie.  Nie, nie
    wiem, nie mam pojęcia.
     To dziwne, że pani tak mało wiedziała o siostrze.
     Każda z nas żyła własnym życiem. Nie miałyśmy
    zwyczaju zwierzać się sobie nawzajem.
     A pani z czego żyje? Pracuje pani gdzieś? Zmieszała się.
     Dorywczo...
     Co to znaczy dorywczo? Nie rozumiem.
     No tak... Wie pan...? Czasem coś przetłumaczę, czasem
    pilotuję zagranicznych gości, czasem znowu wpadnie mi
    jakaś inna robota. Różnie.
     Czy z takiej dorywczej pracy może się pani utrzymać? .
     Mama mi trochę pomaga. Przysyła dolary na PKO.
     A czy można wiedzieć z jakiego języka pani tłumaczy? ,
     Z niemieckiego.
     Tak się składa, że ja także znam niemiecki  powiedział
    z zadowoleniem Downar.  Moglibyśmy...
     O, ja tak dobrze nie mówię po niemiecku  zastrzegła
    się pośpiesznie.  Trochę...
    Downar nie nalegał. Rezygnując z tematyki lingwistycznej,
    spytał:  Czy znała pani panią Godlewską?
     Bardzo mało. Widziałam ją parę razy.
     Co to była za kobieta?
     Bo ja wiem? Wydawała mi się dosyć sympatyczna, tylko
    zupełnie nie umiała się zrobić.
     Jak to zrobić?
     No wie pan... maquillage, oczy, brwi, rzęsy. To wszystko
    musi być dobrane. A ona nie miała pojęcia...
     Czy pani nie wie dlaczego oni się rozeszli? Wzruszyła
    ramionami.  A któż to wie takie rzeczy?
    Po prostu mieli dosyć.
     Czy pani zna pana Zenona Baranowskiego, sąsiada
    Godlewskich?
     Nie. Nigdy nie interesowałam się sąsiadem Romka.
    Wiem. że tam ktoś jeszcze mieszka w tym domu. ale kto...
    Downar czuł. że ogarnia go coraz większe zmęczenie. Nie
    był zadowolony z tej rozmowy, ale wiedział, że z Marioli nic
    więcej nie wydobędzie.
     Odwieziemy panią do domu  powiedział. Wydało mu
    się, że zobaczył niepokój w jej oczach.
     Do Sopotu?
     Tak. Tam gdzie pani mieszka.
     Dobrze. Dziękuję  powiedziała cicho.
    ***
    Nazajutrz Downar obudził się rześki i wypoczęty. Aóżko
    świętej pamięci Franciszka. Aleksandra Kwapiszewskiego
    było bardzo wygodne i rzeczywiście ani jednej pluskwy.
    Po odbyciu porannej toalety i zjedzeniu skromnego, ale
    posilnego śniadania, pojechał do komendy, gdzie oczekiwał
    go już wyświeżony i gładko wygolony Borowiak.
     No i jak się spało?  spytał wesoło.
     Znakomicie. Czuję się jak nowonarodzony. Co słychać?
     Mam dla ciebie niespodziankę. Od pół godziny oczekuje
    na rozmowę z tobą obywatel Roman Godlewski.
     O!  ucieszył się Downar.  To rzeczywiście miła
    wiadomość. Dziękuję ci. Zaraz sobie z nim pogawędzę.
     Czy chcesz, żebym ci asystował?
     Oczywiście., jeżeli nie masz nic pilniejszego do roboty.
    Godlewski wszedł niedbałym, lekko kołyszącym się
    krokiem. Był to miody. dwudziestokilkuletni mężczyzna o
    bardzo delikatnych, nieomal kobiecych rysach twarzy.
    Ciemnoblond. długie włosy najwidoczniej poddane zostały
    niedawno starannym zabiegom fryzjerskim, gdyż nie
    przypominały fryzury pierwotnego człowieka z epoki
    kamienia łupanego.
     Proszą, niech pan siada  powiedział uprzejmie
    Downar wskazujac krzesło.
    Aktor ulokował się wygodnie, założył nogę na nogę wyjął
    papierosy.
     Czy można zapalić  i nie czekając na pozwolenie
    strzelił płomieniem z zapalniczki i zaciągnął się dymem. 
    Zupełnie nie rozumiem, po co tyle komplikacji z powodu
    takiej głupiej sprawy. Przyznaję, że przekroczyłem
    dozwolona szybkość, zapłacę mandat i w porządku Szkoda
    czasu, panowie.
     Tu nie chodzi o przekroczenie szybkości  powiedział
    spokojnie Downar. który nie wierzył, żeby
    Godlewski nie wiedział, w jakim celu sprowadzono go do
    komendy.  Prowadzimy dochodzenie w sprawie
    popełnionego morderstwa.
    Na twarzy aktora pojawiło się dobrze odegrane zdumienie.
     W sprawie morderstwa? Ależ ja nikogo nie
    zamordowałem!
     Została zamordowana pańska była żona?
     Anna? To niemożliwe!
     Dlaczego uważa pan, że to niemożliwe?
     No bo... bo po cóż miałby ją ktoś zabijać? W jakim celu?
    Dlaczego?
     Tęgo nie wiemy i bardzo liczymy na pańską pomoc w
    znalezieniu sprawcy tej zbrodni.
     Cóż ja mogę pomóc? Chętnie, ale...
     Pańska żona, to znaczy pańska była żona została
    zamordowana w pańskim mieszkaniu.
     W moim mieszkaniu?!
     Tak, w pańskim mieszkaniu.  Na ostatnie dwa słowa
    Downar położył specjalny nacisk.
     Nie sądzą panowie chyba. że... że to ja?!
     Tego także nie wiemy.
     Ależ na miłość boską! Nie uważacie mnie chyba za
    takiego idiotę, żebym mordował kogokolwiek w moim
    własnym mieszkaniu! Kiedy to się stało?
     Przypuszczalnie w sobotę 29 lipca.
    Młody człowiek odetchnął z widoczna ulga.  Ja od
    dwudziestego trzeciego lipca siedzę w Sopocie  powiedział
    prawie wesoło i zgasił papierosa w popielniczce.  Widzicie
    więc, panowie, że nie mogę mieć nic wspólnego z tą sprawa.
     Więc pan przyjechał do Sopotu dwudziestego trzeciego
    lipca  powiedział Downar.
     Tak. Mam na to wielu świadków.
     Czyli alibi doskonale.
     Może pan to i tak nazwać. W każdym razie nie mogłem
    popełnić morderstwa w Warszawie siedząc bez przerwy w
    Sopocie.
     Siedząc bez przerwy w Sopocie  powtórzył Downar i
    zamyślił się.  A propos  podjął po chwili.  Czym pan
    przyjechał z Warszawy do Sopotu? Pociągiem?
     Nie. Wozem.
     Wozem?  zdziwił się Downar.  Pańskiego  Trabanta
    oglądałem w Warszawie, w garażu.
     Bo ja nie przyjechałem swoim wozem.
     A czyim?
     To wóz mojego kumpla. Pożyczył mi.
     Jak się nazywa ten pański  kumpel"?
     Marian Wojtecki. To chyba nie ma żadnego znaczenia.
     A jaki to wóz?  indagował dalej Downar.
     Ferrari.
     O, to szybka maszyna. Czy można wiedzieć dlaczego nie
    przyjechał pan swoim samochodem?
    Aktor uśmiechnął się z pewnym zażenowaniem.  No wie
    pan...? Trabant to nie taki znowu efektowny wóz.
    Mydelniczka. Wolałem coś bardziej reprezentacyjnego. Pan
    rozumie? Marian leży chory. Coś tam ma z dyskiem. Nie
    może się ruszać. Chętnie mi pożyczył.
    Downar pokiwał głowa.  Rozumiem. Czy zostaje pan w
    Sopocie na festiwal piosenki?
     Oczywiście. Proponowano mi nawet, żebym wystąpił na
    estradzie, ale odmówiłem.
     To pan jest także piosenkarzem?
    Młody człowiek uśmiechnął się z pewną wyższością. 
    Zasadniczo nie zajmuję się piosenkarstwem, ale mógłbym
    coś zaśpiewać. To przecież nie takie skomplikowane.
     Proszę nam powiedzieć  Downar wrócił do właściwego
    tematu rozmowy  proszę nam powiedzieć, w jaki sposób
    mógł się ktoś dostać do mieszkania na Saskiej Kępie podczas
    pańskiej nieobecności?
     Nie mam pojęcia. Może ktoś się włamał?
     Nie stwierdziliśmy śladów włamania. Czy ma pan przy
    sobie klucze od mieszkania?
     Mam.
     Czy mógłby pan nam pokazać te klucze?
     Bez trudu  Godlewski sięgnął do kieszeni i wyjął cztery
    klucze na żelaznym kółku.
    Downar uważnie obejrzał je i powiedział:  Chciałbym na
    jakiś czas zatrzymać pańskie klucze.
     A jak ja się dostanę do mieszkania?
     Na razie nie potrzebuje się pan dostawać do mieszkania.
    Po pierwsze pańskie mieszkanie jeszcze przez pewien czas
    będzie opieczętowane, a po drugie zostaje pan dosyć długo w
    Sopocie. Niech nam pan powie, ile było takich kompletów
    kluczy od pańskiego mieszkania?
    Aktor zastanowił się.  Zaraz... zaraz... Chyba trzy.
     I w czyim znajdowały się posiadaniu?
     Jedne klucze miałem ja... to są właśnie te, drugie miała
    moja żona, a trzecie miała gosposia.
     To pan ma gosposię?
     Teraz nie. Mieliśmy gosposię do czasu naszego rozwodu.
     Gosposia zapewne oddała klucze, kiedy odchodziła.
     Chyba tak. Nie wiem. Może oddała żonie.
     I nie ma pan tych kluczy?
     Nie.
     A co się stało z kluczami żony?
     Nie wiem.
     Czy nie oddała ich panu po rozwodzie?
     Nie myśleliśmy wtedy o takich drobiazgach. Dopiero w
    tej chwili to sobie uświadomiłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •