[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zakryła twarz w dłoniach. Straszne. Biedna Krysia.
Czy pani nie domyśla się, kto mógł popełnić tę zbrodnię?
spytał ostrożnie Downar.
Natychmiast zmobilizowała się psychicznie. Nie, nie
wiem, nie mam pojęcia.
To dziwne, że pani tak mało wiedziała o siostrze.
Każda z nas żyła własnym życiem. Nie miałyśmy
zwyczaju zwierzać się sobie nawzajem.
A pani z czego żyje? Pracuje pani gdzieś? Zmieszała się.
Dorywczo...
Co to znaczy dorywczo? Nie rozumiem.
No tak... Wie pan...? Czasem coś przetłumaczę, czasem
pilotuję zagranicznych gości, czasem znowu wpadnie mi
jakaś inna robota. Różnie.
Czy z takiej dorywczej pracy może się pani utrzymać? .
Mama mi trochę pomaga. Przysyła dolary na PKO.
A czy można wiedzieć z jakiego języka pani tłumaczy? ,
Z niemieckiego.
Tak się składa, że ja także znam niemiecki powiedział
z zadowoleniem Downar. Moglibyśmy...
O, ja tak dobrze nie mówię po niemiecku zastrzegła
się pośpiesznie. Trochę...
Downar nie nalegał. Rezygnując z tematyki lingwistycznej,
spytał: Czy znała pani panią Godlewską?
Bardzo mało. Widziałam ją parę razy.
Co to była za kobieta?
Bo ja wiem? Wydawała mi się dosyć sympatyczna, tylko
zupełnie nie umiała się zrobić.
Jak to zrobić?
No wie pan... maquillage, oczy, brwi, rzęsy. To wszystko
musi być dobrane. A ona nie miała pojęcia...
Czy pani nie wie dlaczego oni się rozeszli? Wzruszyła
ramionami. A któż to wie takie rzeczy?
Po prostu mieli dosyć.
Czy pani zna pana Zenona Baranowskiego, sąsiada
Godlewskich?
Nie. Nigdy nie interesowałam się sąsiadem Romka.
Wiem. że tam ktoś jeszcze mieszka w tym domu. ale kto...
Downar czuł. że ogarnia go coraz większe zmęczenie. Nie
był zadowolony z tej rozmowy, ale wiedział, że z Marioli nic
więcej nie wydobędzie.
Odwieziemy panią do domu powiedział. Wydało mu
się, że zobaczył niepokój w jej oczach.
Do Sopotu?
Tak. Tam gdzie pani mieszka.
Dobrze. Dziękuję powiedziała cicho.
***
Nazajutrz Downar obudził się rześki i wypoczęty. Aóżko
świętej pamięci Franciszka. Aleksandra Kwapiszewskiego
było bardzo wygodne i rzeczywiście ani jednej pluskwy.
Po odbyciu porannej toalety i zjedzeniu skromnego, ale
posilnego śniadania, pojechał do komendy, gdzie oczekiwał
go już wyświeżony i gładko wygolony Borowiak.
No i jak się spało? spytał wesoło.
Znakomicie. Czuję się jak nowonarodzony. Co słychać?
Mam dla ciebie niespodziankę. Od pół godziny oczekuje
na rozmowę z tobą obywatel Roman Godlewski.
O! ucieszył się Downar. To rzeczywiście miła
wiadomość. Dziękuję ci. Zaraz sobie z nim pogawędzę.
Czy chcesz, żebym ci asystował?
Oczywiście., jeżeli nie masz nic pilniejszego do roboty.
Godlewski wszedł niedbałym, lekko kołyszącym się
krokiem. Był to miody. dwudziestokilkuletni mężczyzna o
bardzo delikatnych, nieomal kobiecych rysach twarzy.
Ciemnoblond. długie włosy najwidoczniej poddane zostały
niedawno starannym zabiegom fryzjerskim, gdyż nie
przypominały fryzury pierwotnego człowieka z epoki
kamienia łupanego.
Proszą, niech pan siada powiedział uprzejmie
Downar wskazujac krzesło.
Aktor ulokował się wygodnie, założył nogę na nogę wyjął
papierosy.
Czy można zapalić i nie czekając na pozwolenie
strzelił płomieniem z zapalniczki i zaciągnął się dymem.
Zupełnie nie rozumiem, po co tyle komplikacji z powodu
takiej głupiej sprawy. Przyznaję, że przekroczyłem
dozwolona szybkość, zapłacę mandat i w porządku Szkoda
czasu, panowie.
Tu nie chodzi o przekroczenie szybkości powiedział
spokojnie Downar. który nie wierzył, żeby
Godlewski nie wiedział, w jakim celu sprowadzono go do
komendy. Prowadzimy dochodzenie w sprawie
popełnionego morderstwa.
Na twarzy aktora pojawiło się dobrze odegrane zdumienie.
W sprawie morderstwa? Ależ ja nikogo nie
zamordowałem!
Została zamordowana pańska była żona?
Anna? To niemożliwe!
Dlaczego uważa pan, że to niemożliwe?
No bo... bo po cóż miałby ją ktoś zabijać? W jakim celu?
Dlaczego?
Tęgo nie wiemy i bardzo liczymy na pańską pomoc w
znalezieniu sprawcy tej zbrodni.
Cóż ja mogę pomóc? Chętnie, ale...
Pańska żona, to znaczy pańska była żona została
zamordowana w pańskim mieszkaniu.
W moim mieszkaniu?!
Tak, w pańskim mieszkaniu. Na ostatnie dwa słowa
Downar położył specjalny nacisk.
Nie sądzą panowie chyba. że... że to ja?!
Tego także nie wiemy.
Ależ na miłość boską! Nie uważacie mnie chyba za
takiego idiotę, żebym mordował kogokolwiek w moim
własnym mieszkaniu! Kiedy to się stało?
Przypuszczalnie w sobotę 29 lipca.
Młody człowiek odetchnął z widoczna ulga. Ja od
dwudziestego trzeciego lipca siedzę w Sopocie powiedział
prawie wesoło i zgasił papierosa w popielniczce. Widzicie
więc, panowie, że nie mogę mieć nic wspólnego z tą sprawa.
Więc pan przyjechał do Sopotu dwudziestego trzeciego
lipca powiedział Downar.
Tak. Mam na to wielu świadków.
Czyli alibi doskonale.
Może pan to i tak nazwać. W każdym razie nie mogłem
popełnić morderstwa w Warszawie siedząc bez przerwy w
Sopocie.
Siedząc bez przerwy w Sopocie powtórzył Downar i
zamyślił się. A propos podjął po chwili. Czym pan
przyjechał z Warszawy do Sopotu? Pociągiem?
Nie. Wozem.
Wozem? zdziwił się Downar. Pańskiego Trabanta
oglądałem w Warszawie, w garażu.
Bo ja nie przyjechałem swoim wozem.
A czyim?
To wóz mojego kumpla. Pożyczył mi.
Jak się nazywa ten pański kumpel"?
Marian Wojtecki. To chyba nie ma żadnego znaczenia.
A jaki to wóz? indagował dalej Downar.
Ferrari.
O, to szybka maszyna. Czy można wiedzieć dlaczego nie
przyjechał pan swoim samochodem?
Aktor uśmiechnął się z pewnym zażenowaniem. No wie
pan...? Trabant to nie taki znowu efektowny wóz.
Mydelniczka. Wolałem coś bardziej reprezentacyjnego. Pan
rozumie? Marian leży chory. Coś tam ma z dyskiem. Nie
może się ruszać. Chętnie mi pożyczył.
Downar pokiwał głowa. Rozumiem. Czy zostaje pan w
Sopocie na festiwal piosenki?
Oczywiście. Proponowano mi nawet, żebym wystąpił na
estradzie, ale odmówiłem.
To pan jest także piosenkarzem?
Młody człowiek uśmiechnął się z pewną wyższością.
Zasadniczo nie zajmuję się piosenkarstwem, ale mógłbym
coś zaśpiewać. To przecież nie takie skomplikowane.
Proszę nam powiedzieć Downar wrócił do właściwego
tematu rozmowy proszę nam powiedzieć, w jaki sposób
mógł się ktoś dostać do mieszkania na Saskiej Kępie podczas
pańskiej nieobecności?
Nie mam pojęcia. Może ktoś się włamał?
Nie stwierdziliśmy śladów włamania. Czy ma pan przy
sobie klucze od mieszkania?
Mam.
Czy mógłby pan nam pokazać te klucze?
Bez trudu Godlewski sięgnął do kieszeni i wyjął cztery
klucze na żelaznym kółku.
Downar uważnie obejrzał je i powiedział: Chciałbym na
jakiś czas zatrzymać pańskie klucze.
A jak ja się dostanę do mieszkania?
Na razie nie potrzebuje się pan dostawać do mieszkania.
Po pierwsze pańskie mieszkanie jeszcze przez pewien czas
będzie opieczętowane, a po drugie zostaje pan dosyć długo w
Sopocie. Niech nam pan powie, ile było takich kompletów
kluczy od pańskiego mieszkania?
Aktor zastanowił się. Zaraz... zaraz... Chyba trzy.
I w czyim znajdowały się posiadaniu?
Jedne klucze miałem ja... to są właśnie te, drugie miała
moja żona, a trzecie miała gosposia.
To pan ma gosposię?
Teraz nie. Mieliśmy gosposię do czasu naszego rozwodu.
Gosposia zapewne oddała klucze, kiedy odchodziła.
Chyba tak. Nie wiem. Może oddała żonie.
I nie ma pan tych kluczy?
Nie.
A co się stało z kluczami żony?
Nie wiem.
Czy nie oddała ich panu po rozwodzie?
Nie myśleliśmy wtedy o takich drobiazgach. Dopiero w
tej chwili to sobie uświadomiłem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]