[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czy Nie jedz z nami na Florydę, bo nie żyjesz".
Choć w pewien sposób znów znalazłam się na morskim dnie. W każdym razie było mi równie
zimno i czułam się tak samo samotna - nie licząc Cosie. I wiedziałam, że będę równie mokra
od tego wstrętnego deszczu, bo nie zabrałam parasola.
Nagle uznałam, że tego nie zniosę. Zwyczajnie nie zniosę! Pewnie wyglądałam jak idiotka,
ale miałam to gdzieś. W pobliżu nie było nikogo. Tylko głupek wychodziłby w taką pogodę.
Uznałam, że postoję sobie tutaj i popłaczę. Przynajmniej dopóki nie pojawi się jakaś
taksówka, którą uda mi się zatrzymać.
Bo nie miałam zamiaru wracać pieszo do domu w taką pogodę.
Stałam przed apartamentowcem moich rodziców, płacząc i użalając się nad sobą, kiedy
poczułam dłoń na ramieniu. Pomyślałam, że to portier, Eddie, chce spytać, czy zadzwonić po
taksówkę - bo miałabym niezłego farta, gdybym złapała jakąś przy tej pogodzie. Odwróciłam
głowę, pociągając nosem. Wciąż nie widziałam zbyt wyraznie, bo twarz mi płynęła, ale
mogłam dostrzec męską sylwetkę obok mnie.
- Co? - rzuciłam, wciąż siorbiąc nosem.
- Nikki? - zapytał znajomy głos. Znany mi niemal tak dobrze jak własny. A przynajmniej jak
własny kiedyś, zanim moją tchawicę zmiażdżył stuczterdziestokilowy plazmowy ekran.
To nie Eddie. To był ktoś inny, kto mieszkał w tym samym budynku co moi rodzice. Tylko
jakoś zapomniałam o tym drobnym fakcie, rycząc tu sobie w najlepsze.
O mało nie udławiłam się łzami.
Bo to był Christopher.
8.
Cudownie. Każda dziewczyna najbardziej na świecie pragnie tego, żeby chłopak, w którym
kochała się bodajże od szóstej klasy, znalazł ją pod swoim domem w obrzydliwe niedzielne
popołudnie, szlochającą na całe gardło.
I znów nie przychodziło mi do głowy żadne wyjście z tej sytuacji, poza tym oczywistym -
samobójstwem. Pomyślałam, że najlepiej po prostu uciec od niego i rzucić się pod pierwszą
lepszą taksówkę mknącą Bleecker Street. Tyle że niewiele widziałam przez ten deszcz ze
35
śniegiem, okulary, łzy i tak dalej. Pomyślałam, że przy moim szczęściu rzucę się pod
zaparkowany samochód.
Poza tym miałam ze sobą Cosabellę. Nie chciałabym, żeby stało jej się coś złego.
Pospiesznie otarłam twarz dłońmi w rękawiczkach, mając nadzieję, że większa część wilgoci
wsiąknie w zamsz i będę mogła przynajmniej zobaczyć Christophera jak należy.
Ale to był wielki błąd. Bo okazało się, że Christopher stoi koło mnie w skórzanej kurtce.
Kiedy ją sobie kupił? Patrzył na mnie z góry, bo w przeciwieństwie do mojego taty nie był
niższy od Nikki Howard, z uroczą mieszanką zażenowania i troski na twarzy. Najwyrazniej
właśnie skądś wracał i, jak to facet, pamiętał, żeby nie założyć szalika ani czapki, więc
krótkie jasne włosy kleiły mu się do głowy, a policzki i czubki uszu płonęły z zimna jasną
czerwienią.
Ale przez to wyglądał jeszcze fajniej, jeśli to w ogóle było możliwe. Nawet jego wargi były
czerwone. Wiem, że to dziwne zauważać takie rzeczy u chłopaka, a co dopiero zachwycać się
nimi.
Przecież mój mózg został wyjęty z mojego ciała i wsadzony w cudze. Chyba nic nie może być
bardziej dziwne.
- Hej, co u ciebie? - zapytał Christopher. Powiedział do mnie może ze trzy słowa, od kiedy w
pracowni komputerowej położyłam przed nim zestaw fluorescencyjnych nalepek z dino-
zaurami, mając nadzieję, że zrozumie, że tak naprawdę jestem jego najlepszą przyjaciółką
uwięzioną w ciele supermodelki. Nie zrozumiał. Jednak jakoś nie wydawał się zdziwiony, że
stoję pod jego domem, płacząc. I ukrywając to za okularami od Gucciego. -Zimno dzisiaj, co?
- Ehm - powiedziałam. - Tak. - Starałam się nie wpatrywać w jego usta. Zamiast tego
wlepiłam wzrok w daszek nad podjazdem. Pomalowali go na paskudny szary kolor.
Miejscami farba się łuszczyła.
- Robiłaś zakupy w okolicy? - zapytał Christopher. Chyba nie potrafił wymyślić żadnego
innego powodu, dla którego mogłabym znalezć się w tej dzielnicy. Na pewno nie przyszło mu
do głowy, że za nim łaziłam albo że stoję tutaj, myśląc o tym, jak bardzo chcę go pocałować.
Nie należał do chłopaków, którzy podejrzewaliby dziewczynę o takie fantazje. A
przynajmniej nie na jego temat.
Między innymi dlatego go kochałam. W każdym razie w przerwach między myśleniem, jaką
mam ochotę go udusić za to, że jest taki ciemny i nie rozumie, że to ja, Em Watts.
- Tak - odparłam, gapiąc się na szczególnie wielki kawałek farby, wiszący nad jego głową. -
Byłam na zakupach. Ale... strasznie pada. I... nie było taksówek. - Czy to brzmiało sen-
sownie? Czy on w to uwierzy?
Najwyrazniej tak.
- I nie pomyślałaś, żeby zabrać parasol - powiedział Christopher z bladym uśmiechem.
Najwidoczniej uwierzył. - Zupełnie jak ja.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie spojrzeć na jego dłonie. Nie włożył rękawiczek. Te
ręce wyglądałyby o wiele lepiej, gdyby znalazły się gdzieś na mojej osobie. Nawet
wiedziałam gdzie dokładnie.
Boże, co się ze mną działo? Kiedyś myślałam, że to tylko : ciało Nikki jest napalone. Teraz
zaczynałam się zastanawiać, czy mój mózg go przypadkiem nie dogania.
- Pożyczyć ci? - spytał Christopher. - Bo wyobraz sobie, że nawet jeden mam. Na własność.
Siłą oderwałam spojrzenie od jego palców i przeniosłam na twarz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]