[ Pobierz całość w formacie PDF ]
własnymi reakcjami.
Dopiero co wróciłeś, kochany, i trochę obco tu się
czujesz.
Czuję się trochę nieswojo, ale nie obco.
Nieswojo? Przy mnie?
Nie, to nie chodzi o ciebie.
Przy ojcu?
Jak mógłbym czuć się nieswojo przy ojcu? zaprote-
stował ostro.
Zastanawiasz się pewnie, dlaczego cię tu wezwał?
Jestem pewien, że nie chodziło mu o Galta. To
wszystko, co wiem.
Doktor Gillespie poprosił ojca, żeby cię tu ściągnął.
Powiedział, żeby zatrzymać cię tu kilka dni poinformowała
matka.
Jimmy wstał i przeszedł się po pokoju.
Dzwonił do was wieczorem? zapytał.
Tak. Powiedział, że nie pracujecie już razem.
116
To prawda. Mówiłem już ojcu. Z tobą chciałem po-
rozmawiać jutro. Nie dałem sobie rady.
Czujesz się przegrany, Jimmy?
Nie jestem przegrany. Jeszcze nie zaprzeczył.
Jestem dobrym lekarzem. Pojmuję w lot sprawy, które dla
wielu innych są niejasne. Mogę być niezłym lekarzem, ale to
mi nie wystarcza. Jestem ambitny i osiągnę ideał, jaki sobie
wymarzyłem. Nie byłem dość dobry dla Gillespiego, ale i tak
zostanę diagnostą. On nie ma sobie równego. Praca z nim to
szczyt moich marzeń, ale jeśli to niemożliwe, zacznę trochę
wolniej i spróbuję na nowo.
Myślę, że to okrutny człowiek.
Stanął za krzesłem matki i pogładził ją po włosach.
Nie mów tak powiedział. Jest twardy, ale spra-
wiedliwy. Jest najwybitniejszym człowiekiem dodał
jakiego kiedykolwiek poznałem.
Ty zawsze mówisz, co myślisz westchnęła. Jest
wielkim człowiekiem, nie jest okrutny, a ty nie jesteś dla nie-
go dość dobry.
Trudno mi to przechodzi przez gardło przyznał.
Ale to prawda.
Głos mu zamarł. Spróbował się uśmiechnąć.
A ta dziewczyna, synku zaczęła znowu matka.
Trochę mnie to niepokoi. Naprawdę chciałabym, aby stało
się coś, co otworzy ci oczy.
Zrobię wszystko, co zechcesz zapewnił. Ale czy
nie jesteś za bardzo tajemnicza?
To już nawet własna matka jest tajemnicza dla mło-
dego doktora Kildare'a powiedziała ze łzami w oczach.
Chcę, żebyś poszedł na zabawę. Powiedz Beatrice, że zarę-
czyłeś się z inną i przekonaj się, czy naprawdę będzie zado-
wolona.
Powinienem to zrobić?
Tak sądzę.
Wobec tego pójdę szepnął.
Wyszedł posłusznie z domu i już wkrótce ujrzał oświetlo-
ne okna klubu. Sala taneczna znajdowała się na piętrze. Mi-
nął szatnię i kilka niewielkich pomieszczeń, gdzie hałaśliwe
wyrostki paliły ze śmiechem papierosy, puszczały w obieg
kolejne flaszki i rozglądały się co chwilę na boki, by przekonać
117
się, czy aby na pewno wszyscy widzą ich zuchwalstwo.
Zapłacił dolara za bilet i wszedł.
Z krokwi sufitu zwisały barwne serpentyny, obłoki dymu z
kilku palonych potajemnie papierosów unosiły się ku przy-
ćmionym lampom. Pod ścianami siedzieli starsi i kobiety,
mężczyzni krążyli po sali. Wszyscy czuli się tu jak u siebie w
domu, od czasu do czasu padał jakiś żart.
Beatrice Raymond siedziała wraz z młodym Galtem. Pod-
szedł prosto do nich. Harry wyraznie się zmieszał.
Cześć, Jimmy powiedział. Beatrice miała ochotę
trochę potańczyć.
Kildare zaśmiał się i usiadł z drugiej strony dziewczyny.
Harry Galt wymamrotał jakieś niezrozumiałe usprawiedli-
wienie i zniknął.
O co chodzi? zapytał Kildare. Zachowuje się,
jakbyś była moją własnością.
Przyzwyczaił się, że jest tylko kimś w rodzaju opieku-
na odrzekła Beatrice.
Gniewasz się na mnie?
Za co? zapytała.
Byliśmy zaręczeni powiedział. Potem wyjecha-
łem i nie dałem znaku życia jak ostatnia świnia. Teraz rozu-
miem, jak musiałaś się czuć.
Jesteś tego pewien? zapytała.
Najzupełniej potwierdził.
A więc w końcu i ty się zakochałeś?
Miała na sobie różową sukienkę z rozkloszowaną spódni-
cą. Patrzyła wciąż w dół, strzepywała niewidzialne pyłki ze
spódnicy i uśmiechała się smutno. Jej niezrozumiałe zacho-
wanie zaniepokoiło Kildare'a.
Tak przyznał. Oświadczyłem się pewnej dziew-
czynie.
Beatrice zaczęła pieczołowicie układać fałdy spódnicy i
unosić je lekko w górę.
Powiedz coś poprosił Kildare. Nie chcesz chyba
powiedzieć, że zupełnie nie interesują cię moje zwierzenia
dodał po chwili. Zawsze byliśmy przyjaciółmi, prawda?
Pamiętasz, jak przezywałem cię chudzielcem?
118
Skinęła głową, wciąż milcząc i nie podnosząc wzroku.
To zaczyna być irytujące powiedział Kildare.
Słuchaj, Chudzielec, odezwij się, co?
Podniosła gwałtownie głowę, patrząc gdzieś przed siebie.
Już dawno przestałam być chudzielcem.
Chyba tak przyznał Kildare. Ale mogłabyś być
dla mnie trochę milsza.
Dla ciebie mogę wszystko wyznała Beatrice.
Może zatańczymy?
Nie, dziękuję. Obiecałam ten taniec Harry'emu. O,
właśnie jest. Harry, to nasz taniec, pamiętasz?
Wstała i odpłynęła w ramionach spłoszonego Galta. Gdy
odwróciła się, ujrzał na jej twarzy nienaturalny uśmiech,
kontrastujący z załzawionymi oczyma.
Wrócił do domu i cicho wślizgnął się do kuchni. Matka
wciąż szyła. Położyła palec na ustach i wskazała na drzwi.
Zpi? zapytał, odwzajemniając uśmiech.
Zpi i chrapie. Skończyła się już zabawa? Spotkałeś
Beatrice?
Tak.
Co powiedziała?
Nie przejęła się zbytnio.
Nie przejęła się? krzyknęła pani Kildare.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]