Indeks IndeksBaxter George Owen Doktor Kildare 02 Wezwijcie doktora Kildare'aDaley Brian Gwiezdne Wojny Przygody Hana Solo 02 Zemsta Hana SoloLE Modesitt Ecolitan 02 The Ecolitian EnigmaJames Follett Earthsearch 02 EarthsearchCartland Barbara Najpiękniejsze miłości 02 Niewolnicy miłościGordon Dickson Dragon 02 The Dragon Knight (v1.4)Ava March [Convincing 02] Convincing Leopold [Loose Id MM] (pdf)Brian Daley Coramonde 02 The Starfollowers of Coramonde v4.1 (htm)Forester Cecil Scott Powieści Hornblowerowskie 02 (cykl) Porucznik Hornblower0423. Moreland Peggy AniośÂ‚ w za duśźej sukience (Harlequin Desire)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • raju.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Hej, Angie! - rzuciła na widok szwagierki. - Szałowo dzisiaj wyglądasz!
    Wiesz, co mi Buddy przed chwilą powiedział? - zachichotała. - %7łe wszystkie
    chłopy aż nogami przebierają na twój widok. No, wcale się nie dziwię. Jak
    witałam cię, miałaś na sobie żakiet, ale w tej kiecce... Masz ci los, chyba słyszę
    dzwonek do drzwi. Przecież nie mogę się teraz stąd ruszyć, póki nie skończę.
    Kochana, mogłabyś pójść i wpuścić tego spóznionego gościa? Bądz tak dobra,
    bardzo cię proszę!
    - Nie ma sprawy, Loretta, już idę! - rzuciła Angie, która również usłyszała
    gong dobiegający od strony frontowego wejścia do domu.
    Wybiegła z kuchni, szybkim krokiem przeszła przez rozległy hol.
    Energicznie otworzyła drzwi i po prostu... osłupiała z wrażenia! Naprzeciwko
    niej, z podróżną torbą niedbale przerzuconą przez ramię i rękoma wetkniętymi
    zawadiacko w kieszenie spodni, stał Lance Sterling.
    - 34 -
    S
    R
    ROZDZIAA CZWARTY
    Musiała minąć dłuższa chwila, nim Angie trochę ochłonęła i nim zdołała
    wykrztusić:
    - Proszę, wejdz...
    Lance uśmiechnął się leciutko. Nie wydawał się zbytnio zdziwiony
    obecnością Angie w domu brata właśnie tego dnia, o tak póznej porze.
    Powiedział po prostu:
    - Dobry wieczór. Dawno się nie widzieliśmy. Angie, już w miarę
    rozluzniona, rzuciła sentencjonalnie:
    - Kopę lat, prawda?
    Lance wszedł do środka. Uśmiechnął się jeszcze raz, znów raczej blado.
    - Nie da się ukryć - przytaknął. Po czym dodał z zadumą: - Znów zdążyłaś
    się zmienić, Angie...
    - Serio? Mam nadzieję, że na lepsze!
    Ton Angie był mocno zaczepny. Lance nie speszył się jednak ani trochę,
    tylko wypalił:
    - Oczywiście. Moim zdaniem osiągnęłaś szczyt! Angie poczuła się mocno
    zażenowana komplementem.
    Z miejsca przypomniała sobie o swojej zwiewnej kreacji, odsłoniętych
    ramionach, symbolicznie zaledwie zakamuflowanym biuście...
    Lance ubrany był zwyczajnie, bynajmniej nie wieczorowo: w szare
    spodnie i białą koszulę. Prezentował się jednak równie imponująco, jak zwykle.
    Ta sama nieskazitelnie męska sylwetka, ta sama szlachetna twarz o klasycznie
    harmonijnych rysach. Leciutko zaznaczające się wokół oczu i ust kreseczki
    zmarszczek dodawały mu tyleż dojrzałości, co uroku!
    Zarumieniona Angie bąknęła:
    - Bez przesady, Lance. Ale ty też niezle wyglądasz... Wszedł jej w słowa:
    - 35 -
    S
    R
    - ...jak na faceta po trzydziestce, tak?
    - Nie o to mi chodziło! Po prostu wyglądasz świetnie i tyle!
    - Jak miło coś takiego usłyszeć z ust atrakcyjnej młodej damy!
    Angie zarumieniła się jeszcze mocniej i spróbowała zmienić temat:
    - Ale, ale, Lance, co cię sprowadza do Sydney? Bud nie wspominał, że się
    ciebie spodziewa...
    - Bo się nie spodziewa, ale jestem, chociaż bez zapowiedzi. I nawet bez
    zaproszenia. Po prostu pamiętałem o dacie urodzin starego kumpla. Okrągła
    rocznica, trzeci krzyżyk, należą mu się ode mnie gratulacje! Np więc wsiadłem
    w samochód i...
    - Chcesz powiedzieć, że pokonałeś samochodem blisko tysiąc kilometrów
    specjalnie po to, żeby złożyć Budowi urodzinowe życzenia? - przerwała mu
    zaskoczona Angie.
    - W zasadzie tak.
    - Jak to, w zasadzie?
    - Ano tak to, moja miła Angie, że chodziło mi nie tylko o życzenia, ale
    przede wszystkim o spotkanie ze starymi przyjaciółmi. Widzisz, poczułem się
    nagle, tam w Melbourne, jak na jakimś zakazanym bocznym torze.
    - Masz jakieś problemy?
    Lance zawahał się, nim w końcu machnął ręką i udzielił odpowiedzi:
    - Mhm... poniekąd. Ech, przyznam ci się od razu: moja żona i ja
    postanowiliśmy się rozstać!
    - To znaczy... - Angie aż się zająknęła z wrażenia, usłyszawszy
    sensacyjną wiadomość - ...to znaczy, że od niej odszedłeś?
    - Niezupełnie tak - sprostował Lance. - Prawdę mówiąc, to ona odeszła
    ode mnie.
    - Dlaczego?
    Lance zniecierpliwił się:
    - 36 -
    S
    R
    - Do licha, Angie, może już byś skończyła to przesłuchanie! Przyjechałem
    z Melbourne, jestem pioruńsko zmęczony i niesamowicie brudny, chciałbym się
    wykąpać, przebrać i dostać drinka, zanim stanę przed naszym szacownym
    trzydziestoletnim solenizantem. Zorganizujesz mi coś takiego, czy raczej
    będziesz mnie trzymała w holu tak długo, aż ucieknę do motelu?
    - Będę cię tu trzymała, dopóki mnie nie pocałujesz na powitanie, mój
    drogi! - zaszczebiotała nieoczekiwanie Angie.
    Lance zmierzył ją lekko zdziwionym wzrokiem. Mruknął pół żartem, pół
    serio:
    - Ktoś tu chyba wychylił za dużo toastów...
    - Uważasz, że jestem zalana? - Przechodząc dość gwałtownie ze
    skrajności w skrajność, Angie zrobiła się zaczepna, niemal agresywna.
    - Nnno, może trochę... - Lance najwyrazniej starał się ją udobruchać.
    - A niby dlaczego tak uważasz? - wypytywała nieustępliwie.
    - No, bo... - Lance w zakłopotaniu zaczął się zająkiwać. - Bo tak się
    jakoś... zgrywasz.
    - To znaczy jak?
    - Tak jakoś... Nie po swojemu! Roześmiała mu się prosto w twarz.
    - A niby skąd ty masz wiedzieć, Lance, jak to jest po mojemu? I jaka ja w
    ogóle jestem? Znałeś mnie jako niedowarzoną nastolatkę, a teraz jestem dorosłą
    kobietą. Masz rację, zmieniłam się przez tych dziewięć lat, zmądrzałam. Wtedy
    mi się zdawało, że słońce zajdzie na zawsze po twoim odjezdzie...
    - A przekonałaś się, że nie zaszło? - Głos wypowiadającego to pytanie
    Lance'a był naznaczony nutą zadumy, a może nawet zawodu.
    - Właśnie. Ale nieważne. Jak nie chcesz całować, to nie! Wchodz dalej,
    zaraz zawołam Buda.
    - A mój prysznic i drink?
    - To już sprawa gospodarza tego domu. I jego żony. Ja przecież jestem tu
    tylko gościem na urodzinowym przyjęciu.
    - 37 -
    S
    R
    Angie zostawiła Lance'a samego w obszernym holu i pobiegła poszukać
    brata.
    - Wielkie nieba! Lance Sterling jest tutaj? - zdziwił się Bud, kiedy go
    odnalazła w gromadzie rozbawionych gości i poinformowała
    konfidencjonalnym szeptem o nie zapowiedzianych odwiedzinach przyjaciela ze
    studenckich lat.
    - We własnej osobie. Podobno żona go rzuciła.
    - Serio? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •