[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Hej, Angie! - rzuciła na widok szwagierki. - Szałowo dzisiaj wyglądasz!
Wiesz, co mi Buddy przed chwilą powiedział? - zachichotała. - %7łe wszystkie
chłopy aż nogami przebierają na twój widok. No, wcale się nie dziwię. Jak
witałam cię, miałaś na sobie żakiet, ale w tej kiecce... Masz ci los, chyba słyszę
dzwonek do drzwi. Przecież nie mogę się teraz stąd ruszyć, póki nie skończę.
Kochana, mogłabyś pójść i wpuścić tego spóznionego gościa? Bądz tak dobra,
bardzo cię proszę!
- Nie ma sprawy, Loretta, już idę! - rzuciła Angie, która również usłyszała
gong dobiegający od strony frontowego wejścia do domu.
Wybiegła z kuchni, szybkim krokiem przeszła przez rozległy hol.
Energicznie otworzyła drzwi i po prostu... osłupiała z wrażenia! Naprzeciwko
niej, z podróżną torbą niedbale przerzuconą przez ramię i rękoma wetkniętymi
zawadiacko w kieszenie spodni, stał Lance Sterling.
- 34 -
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Musiała minąć dłuższa chwila, nim Angie trochę ochłonęła i nim zdołała
wykrztusić:
- Proszę, wejdz...
Lance uśmiechnął się leciutko. Nie wydawał się zbytnio zdziwiony
obecnością Angie w domu brata właśnie tego dnia, o tak póznej porze.
Powiedział po prostu:
- Dobry wieczór. Dawno się nie widzieliśmy. Angie, już w miarę
rozluzniona, rzuciła sentencjonalnie:
- Kopę lat, prawda?
Lance wszedł do środka. Uśmiechnął się jeszcze raz, znów raczej blado.
- Nie da się ukryć - przytaknął. Po czym dodał z zadumą: - Znów zdążyłaś
się zmienić, Angie...
- Serio? Mam nadzieję, że na lepsze!
Ton Angie był mocno zaczepny. Lance nie speszył się jednak ani trochę,
tylko wypalił:
- Oczywiście. Moim zdaniem osiągnęłaś szczyt! Angie poczuła się mocno
zażenowana komplementem.
Z miejsca przypomniała sobie o swojej zwiewnej kreacji, odsłoniętych
ramionach, symbolicznie zaledwie zakamuflowanym biuście...
Lance ubrany był zwyczajnie, bynajmniej nie wieczorowo: w szare
spodnie i białą koszulę. Prezentował się jednak równie imponująco, jak zwykle.
Ta sama nieskazitelnie męska sylwetka, ta sama szlachetna twarz o klasycznie
harmonijnych rysach. Leciutko zaznaczające się wokół oczu i ust kreseczki
zmarszczek dodawały mu tyleż dojrzałości, co uroku!
Zarumieniona Angie bąknęła:
- Bez przesady, Lance. Ale ty też niezle wyglądasz... Wszedł jej w słowa:
- 35 -
S
R
- ...jak na faceta po trzydziestce, tak?
- Nie o to mi chodziło! Po prostu wyglądasz świetnie i tyle!
- Jak miło coś takiego usłyszeć z ust atrakcyjnej młodej damy!
Angie zarumieniła się jeszcze mocniej i spróbowała zmienić temat:
- Ale, ale, Lance, co cię sprowadza do Sydney? Bud nie wspominał, że się
ciebie spodziewa...
- Bo się nie spodziewa, ale jestem, chociaż bez zapowiedzi. I nawet bez
zaproszenia. Po prostu pamiętałem o dacie urodzin starego kumpla. Okrągła
rocznica, trzeci krzyżyk, należą mu się ode mnie gratulacje! Np więc wsiadłem
w samochód i...
- Chcesz powiedzieć, że pokonałeś samochodem blisko tysiąc kilometrów
specjalnie po to, żeby złożyć Budowi urodzinowe życzenia? - przerwała mu
zaskoczona Angie.
- W zasadzie tak.
- Jak to, w zasadzie?
- Ano tak to, moja miła Angie, że chodziło mi nie tylko o życzenia, ale
przede wszystkim o spotkanie ze starymi przyjaciółmi. Widzisz, poczułem się
nagle, tam w Melbourne, jak na jakimś zakazanym bocznym torze.
- Masz jakieś problemy?
Lance zawahał się, nim w końcu machnął ręką i udzielił odpowiedzi:
- Mhm... poniekąd. Ech, przyznam ci się od razu: moja żona i ja
postanowiliśmy się rozstać!
- To znaczy... - Angie aż się zająknęła z wrażenia, usłyszawszy
sensacyjną wiadomość - ...to znaczy, że od niej odszedłeś?
- Niezupełnie tak - sprostował Lance. - Prawdę mówiąc, to ona odeszła
ode mnie.
- Dlaczego?
Lance zniecierpliwił się:
- 36 -
S
R
- Do licha, Angie, może już byś skończyła to przesłuchanie! Przyjechałem
z Melbourne, jestem pioruńsko zmęczony i niesamowicie brudny, chciałbym się
wykąpać, przebrać i dostać drinka, zanim stanę przed naszym szacownym
trzydziestoletnim solenizantem. Zorganizujesz mi coś takiego, czy raczej
będziesz mnie trzymała w holu tak długo, aż ucieknę do motelu?
- Będę cię tu trzymała, dopóki mnie nie pocałujesz na powitanie, mój
drogi! - zaszczebiotała nieoczekiwanie Angie.
Lance zmierzył ją lekko zdziwionym wzrokiem. Mruknął pół żartem, pół
serio:
- Ktoś tu chyba wychylił za dużo toastów...
- Uważasz, że jestem zalana? - Przechodząc dość gwałtownie ze
skrajności w skrajność, Angie zrobiła się zaczepna, niemal agresywna.
- Nnno, może trochę... - Lance najwyrazniej starał się ją udobruchać.
- A niby dlaczego tak uważasz? - wypytywała nieustępliwie.
- No, bo... - Lance w zakłopotaniu zaczął się zająkiwać. - Bo tak się
jakoś... zgrywasz.
- To znaczy jak?
- Tak jakoś... Nie po swojemu! Roześmiała mu się prosto w twarz.
- A niby skąd ty masz wiedzieć, Lance, jak to jest po mojemu? I jaka ja w
ogóle jestem? Znałeś mnie jako niedowarzoną nastolatkę, a teraz jestem dorosłą
kobietą. Masz rację, zmieniłam się przez tych dziewięć lat, zmądrzałam. Wtedy
mi się zdawało, że słońce zajdzie na zawsze po twoim odjezdzie...
- A przekonałaś się, że nie zaszło? - Głos wypowiadającego to pytanie
Lance'a był naznaczony nutą zadumy, a może nawet zawodu.
- Właśnie. Ale nieważne. Jak nie chcesz całować, to nie! Wchodz dalej,
zaraz zawołam Buda.
- A mój prysznic i drink?
- To już sprawa gospodarza tego domu. I jego żony. Ja przecież jestem tu
tylko gościem na urodzinowym przyjęciu.
- 37 -
S
R
Angie zostawiła Lance'a samego w obszernym holu i pobiegła poszukać
brata.
- Wielkie nieba! Lance Sterling jest tutaj? - zdziwił się Bud, kiedy go
odnalazła w gromadzie rozbawionych gości i poinformowała
konfidencjonalnym szeptem o nie zapowiedzianych odwiedzinach przyjaciela ze
studenckich lat.
- We własnej osobie. Podobno żona go rzuciła.
- Serio?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]