[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieprawdopodobnie kojącym głosem i dziecko przestawało płakać i pozwalało mu się
operować. %7ładen inny lekarz tego nie potrafił.
Graves przerwał i przez chwilę obracał się w swoim świecie, do którego nie mieliśmy
dostępu. Potem podjął wątek:
Kapitan Akhan wcale nie musiał tutaj być. Jego rodzice wyemigrowali do Stanów
dawno temu. Czy wiedzieliście, że był obywatelem amerykańskim? Miał żonę i trójkę małych
dzieci, dom w Bostonie i pracę w dużym szpitalu. Kiedy wybuchła ta wojna, spakował rzeczy
i przyjechał tutaj.
Twarz Gravesa wyrażała teraz bezbrzeżną rozpacz. Było dla nas oczywiste, że podobnie
jak Persico, darzył Akhana wielką sympatią. I wtedy Graves powiedział:
Przepraszam. Trudno jest mi to opisać, siedząc tak przed wami, ale on był& Cóż,
ludzie nie lubili go na zwykły sposób. Oni go kochali. Nawet chorąży Persico, jak mi się
zdaje. To znaczy, gdy on i Akhan byli razem, wyczuwało się, że istniała między nimi jakaś
silna więz.
A więc, co się stało? zapytałem. Jeśli to nie był bunt, to co?
Hmm& wydaje mi się, że po prostu wszyscy zdecydowali, że nie będą więcej słuchać
kapitana Sancheza. Nikt tego nie powiedział głośno. To się czuło. Ale nie było żadnego
buntu, sir. Przysięgam. Nawet sam kapitan Sanchez jakby w tym uczestniczył. Po prostu
wycofał się na dalszy plan. Był z nami, ale przestał wydawać rozkazy. Chorąży jakby wszedł
w tę lukę.
A zatem spędził pan półtora dnia w bazie, tak?
Tak, sir.
Co w tym czasie robił cały zespół?
Czekali. Perrite i Machusco oraz bracia Moore patrolowali okolicę i wszyscy, jak mi się
wydaje, starali się zadecydować, co robić dalej. Po tym, co się stało z kapitanem Akhanem i
jego oddziałem, żaden z nas nie myślał o uciekaniu do domu z podkurczonym ogonem.
Czy Serbowie odkryli wasz obóz?
O ile wiem, to nie.
Kto wpadł na pomysł zasadzki?
Nie wiem, sir. Pamiętam tylko, że tamtej nocy rozeszła się wiadomość, iż mamy
sprawdzić amunicję i przygotować broń do walki. Sierżant Caldwell obudził mnie, kiedy
nadszedł czas wymarszu.
Spojrzałem na zegarek. Była siódma i oboje z Lisa nie mieliśmy w ustach nic od śniadania.
Nie czułem głodu, ale złota zasada armii mówiła, że żołnierzy należy karmić. Podziękowałem
sierżantowi Gravesowi za jego spostrzeżenia i poprosiłem Imeldę, by odprowadziła go do
celi.
Wyszedłem razem z Morrow. W drodze do hotelu mówiliśmy niewiele. Do tego momentu
po prostu prowadziliśmy kolejne dochodzenie, gromadząc dowody w chłodny, racjonalny
sposób, jak większość prawników na świecie. Teraz, na naszych oczach, fragmenty
straszliwej ludzkiej tragedii zaczynały się łączyć w całość, a my nie umieliśmy już dłużej
przyglądać się temu obojętnie.
Kolacja? spytałem.
Kto płaci? odparowała Morrow.
To zależy. Jeśli potraktujemy to jako randkę ja. Jeśli to wyjście służbowe, to mam
związane ręce i płacimy po połowie.
No, to po połowie zdecydowała, psując mi nieco humor, i poszła na górę do swojego
pokoju.
Przebrałem się szybciej niż ona i zbiegłem na dół. Zająłem stolik przy szerokim
panoramicznym oknie, wychodzącym na okoliczne równiny rozjarzone światłami, jak okiem
sięgnąć.
Z poczuciem winy szybko opróżniłem dwie szklanki szkockiej i postanowiłem nie
przyznawać się Morrow, że zacząłem bez niej. %7łebra mnie bolały i należała im się miła
niespodzianka. Dopilnowałem też, żeby kelner sprzątnął dowody winy przed przyjściem
mojej towarzyszki.
Akurat z nimi odchodził, gdy ukazała się w drzwiach. Jak na służbowe spotkanie, trochę
przesadziła ze strojem. Miała na sobie krótką, obcisłą spódniczkę w kolorze niebieskim, która
kończyła się wysoko nad kolanem, i fantastyczną bluzkę z głębokim dekoltem. Można było
zobaczyć niemal wszystko, co przez ostatnie tygodnie ukrywała pod przepisowym
mundurem. Omal zabrakło mi tchu, ale jestem zbyt opanowany, by dać po sobie cokolwiek
poznać. Ograniczyłem się do lekkiej zadyszki i obrzydliwie zalotnego spojrzenia.
Jej przemarsz przez jadalnię wzbudził ogólną uwagę.
Nie ma to jak wemknąć się na salę niepostrzeżenie mruknąłem ku jej satysfakcji.
Uśmiechnęła się miło i lekko zaczerwieniła.
Nie miałam nic innego do włożenia. Czy możemy zamówić butelkę chianti?
Zamów, oczywiście powiedziałem. Ja mam dwa złamane żebra i obolałe ciało,
które woła o lekarstwo.
Rozejrzałem się i mrugnąłem do kelnera.
Chciałbym zacząć od dwóch szkockich.
Ja poproszę kieliszek chianti.
Zaległa długa i niezręczna cisza. Pierwsza przerwała ją Morrow:
Od kogo chcesz jutro zacząć?
Czemu by nie od Sancheza? Wiemy chyba wystarczająco dużo, by go sprowokować do
otwarcia się.
Kelner postawił szklanki na stole, a ja starałem się panować nad sobą, gdy sięgałem po
pierwszą, żeby nie było widać, jak bardzo jestem spragniony. Zanim się zorientowałem,
szklanka była pusta.
Morrow obracała kieliszek wina w smukłych palcach.
Straszne to wszystko, prawda? Porusza człowieka do głębi.
Taaa odparłem, czując powoli efekty trzeciej szkockiej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]