[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cholernie rozsądny.
Spojrzał na nią tak, że poczuła ogień w każdym
centymetrze kwadratowym swego ciała.
- Upewnij się, czy tego chcesz.
Pokręciła głową.
- Jeżeli upewnię się jeszcze bardziej, zacznę cię ofi
Był wysoki, silny i pewny siebie. Niezbyt łatwy we
współżyciu, ale wiedziała już to, co powinna. Był ho
norowy. Bardzo staroświeckie słowo, ale pożytecz
na cecha. Nie bał się jej ojca - to kolejna dobra rzecz.
I traktował ją, jakby miała własny rozum, co okazało
się bardzo pociągające.
A jednym palcem potrafił zrobić z jej ciałem to, co
nie udało się żadnemu mężczyźnie.
- Megan - powiedział sztywno. - Miałaś kiepski
dzień, jesteś zmartwiona, nieszczęśliwa.
- Simon. - Uśmiechnęła się. - Przestań być taki
cjalnie atakować.
- Słusznie - stwierdził. Nachylił głowę, przywarł do
jej ust i odwzajemnił pocałunek takim samym, jakim
ona przed chwilą obdarzyła jego.
Ich języki połączyły się i przyciągnął ją do siebie tak
mocno, że zaczęła się obawiać, czy będzie w stanie oddy
chać. Jednak jakaś jej część nie zwracała na to uwagi, by
le tylko całował ją dalej. Nic innego nie było ważne.
Tydzień temu nie uwierzyłaby, że może się tak czuć.
Tydzień temu spojrzałaby na Simona jak na zupełnie
Williego Jacksona.
Tego wieczoru był już kimś zupełnie innym. Sta
nął w jej obronie, stworzyli zespół. Pocieszał ją, śmiał
się z nią i złościł ją. Był w jej myślach cały czas i w jej
snach każdej nocy.
Jego ręce wędrowały po jej plecach w górę i w dół
i jedyne, o czym myślała i czego pragnęła, to czuć je
na swojej skórze, czuć jego ciepło, dotyk każdego pal
ca, który sprawiał, że szybowała coraz wyżej i wyżej.
Oderwał się od jej ust i teraz jego wargi błądziły po jej
szyi, wywołując dreszcze rozkoszy.
- Simon...
- Koniec z gadaniem - szepnął w jej szyję. - Teraz
tylko odczuwanie.
- Tak - odpowiedziała gwałtownym skinieniem gło
wy. - Chcę czuć, jak najwięcej.
- Dobrze, bardzo dobrze. - Jego usta powędrowały
jeszcze niżej, do nasady szyi. Miała nadzieję, że pozosta
ną tam trochę dłużej, najlepiej na zawsze. Potrafiły czy
nić cuda. - Pragnę cię - szepnął zduszonym głosem.
- Ja też, ja też cię pragnę - przytaknęła, dotykając go
nieprzytomnie i marząc, żeby jego garnitur i koszula
znikły w czarodziejski sposób.
- Teraz?
- Tak - odpowiedziała Megan, która już nie mogła
obcego człowieka, najwyżej jak na rozwiązanie kwestii
i nie chciała myśleć. Było w niej tylko pragnienie. -
Teraz.
Jego ręce znalazły się między ich ciałami i zręcznie
zaczęły rozpinać guziki jej jasnozielonej bluzki.
- Szybciej - ponaglała, dziwiąc się, co ją tak pali we
wnątrz.
Schwycił brzegi bluzki i rozerwał, a guziki rozpry
sły się po wszystkich kątach. Ściągnął materiał z jej ra
mion i po chwili tylko biustonosz oddzielał jego ręce
od jej ciała. Uporał się z nim szybko i poczuła na pier
siach jego dłonie, a potem usta.
Simon nie czuł już nic poza swoim pożądaniem.
Musi ją mieć. Nie myślał o niczym innym, tylko o tym,
całymi dniami, które wydawały mu się latami
Co noc leżała na wyciągnięcie ręki, a była nieosią
galna. Każdego dnia próbował wypełnić myśli pracą,
a tymczasem każdej minuty, każdej godziny myślał
o Megan. Zadręczał się tymi myślami.
Dziś rano pocieszał się, że jeszcze jeden dzień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]