Indeks IndeksDaley Brian Gwiezdne Wojny Przygody Hana Solo 02 Zemsta Hana SoloBrian Daley Coramonde 02 The Starfollowers of Coramonde v4.1 (htm)Brian Haig Sean Drummond 01 Tajna sankcjaBrian Westlake The Endangered List (pdf)arteuzaJames P. Hogan Echoes of an Alien SkyDraka 04 Drakon, S. M. StirlingDynastia z Bostonu 05 MiśÂ‚ośÂ›ć‡ jak ogieśÂ„ McCauley BarbaraLian Hearn Otori 04 The Harsh Cry of the HeronCrouch Blake Pustkowia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Gren leżał bez ruchu, na pół ukryty w krzakach, i patrzył. Piękność unosiła się w górze, ledwo
    widoczna w gęstniejącej mgle, wykrzykując z przerwami swoje hasła. Trzeci szczudłak wystrzelił z
    piskiem w niebo. Gren patrzył, jak się prostuje, wolniej od swych poprzedników, gdy zabrakło
    słońca.
    Kontynent zniknął mu z pola widzenia. Trzepoczący motyl przemknął koło niego bezpowrotnie;
    pozostał samotny na nie znanej nikomu wyżynie, otoczony przez wszechświat wodnistej ciemności. W
    dali jęczała góra lodowa, jej skarga niosła się monotonnym echem przez ocean. Gren był sam,
    odseparowany od swego gatunku przez magicznego smardza, który kiedyś karmił go nadziejami i
    marzeniami podboju, a teraz wywoływał w nim tylko mdłości. Ale nie widział żadnego sposobu
    pozbycia się grzyba.
    - O, następny - zauważył smardz, wdzierając się z premedytacją w jego myśli.
    Czwarty szczudłak wyskoczył z pobliskiej skały. Jego pojemnik majaczył nad nimi jak odcięta
    głowa zawieszona na brudnej ścianie mgły. Powiew schwytał ją i zderzył z sąsiadem. Ukwiałowate
    wyrostki przylgnęły do siebie, sczepiając na stałe obydwa pojemniki chwiejące się łagodnie na
    swoich długich łodygach.
    - Ha! - wyrzekł smardz. - Patrz dalej, człowieku, i nie zamartwiaj się. Te kwiaty nie są
    osobnymi roślinami. Dopiero sześć, ze wspólnym układem korzeniowym, tworzy jedną roślinę.
    Wyrosły z dobrze nam znanych pełzołapów, sześciopalcych, bulwiastych korzeni. Patrz, to zobaczysz,
    że dwa pozostałe kwiaty tej właśnie grupy zostaną w krótkim czasie zapylone.
    Coś z podniecenia grzyba udzieliło się Grenowi, rozgrzewając go, kiedy tak leżał skulony
    wśród zimnych kamieni. Skoro nie mógł robić nic innego, wytrzeszczał oczy i czekał przez wieki
    całe.
    Wróciła Yattmur; zarzuciła na niego uplecioną przez brzunio - brzuchy matę i legła obok prawie
    bez słowa. Wreszcie zapylony piąty kwiat szczudłaka znienacka zagrzechotał, wznosząc się. Jego
    wyprężona tyczka skłoniła się ku jednemu z sąsiadów; zespoliły się i jednocześnie przechyliły do
    drugiej pary, zwierając się z nią tak, że wiązka czterech tyczek oraz jeden wspólny pojemnik
    sterczały teraz wysoko nad głowami ludzi.
    - Co to znaczy? - zapytała Yattmur.
    - Zaczekaj - szepnął Gren. Ledwo to powiedział, gdy ostatni już, szósty, zapłodniony bęben
    podążył do swych braci. Zawisł drżący we mgle w oczekiwaniu na ruch powietrza; dmuchnął wiatr i
    prawie bezdzwięcznie wszystkie sześć bębnów zbiło się w jeden lity korpus. W powietrznym całunie
    wyglądało to niby jakieś latające stworzenie.
    - Czy możemy już iść? - spytała Yattmur. Gren dygotał.
    - Każ dziewczynie, żeby przyniosła ci coś do jedzenia zabrzęczał smardz. - Ty musisz tu jeszcze
    zostać.
    - Masz tutaj zostać na zawsze? - Yattmur była zirytowana przekazaną jej przez Grena
    wiadomością.
    Pokręcił głową. Sam nie wiedział. Zniecierpliwiona Yattmur zniknęła we mgle. Sporo czasu
    minęło, nim powróciła, a do tej pory szczudłak posunął się już o krok dalej w swej ewolucji. Mgła
    się nieco rozstąpiła. Promienie słońca padły na szczudłaka, który rozbłysnął jak odlew z brązu. Jakby
    zachęcony niewielką dodatkową ciepłotą, szczudłak poruszył jedną ze swoich sześciu tyczek.
    Odłamał od systemu korzeniowego jej dolny koniec, zamieniając tyczkę w nogę. Tę operację
    powtórzyła każda z pozostałych nóg. Kiedy ostatnia została uwolniona, szczudłak okręcił się i... -
    och, widzieli to jak na dłoni - pojemniki nasienne zaczęły schodzić ze wzgórza na szczudłach,
    powoli, lecz miarowo.
    - Idz za nim - zabrzęczał smardz.
    Dzwignąwszy się na nogi, Gren ruszył za stworzeniem, krocząc równie sztywno jak ono.
    Yattmur towarzyszyła mu w milczeniu. %7łółte urządzenie również, tyle że górą. Szczudłak wybrał
    przypadkowo ich tradycyjną drogę do plaży Kiedy brzunio - brzuchy ujrzały, jak nadciąga, z piskiem
    uciekły w krzaki. Niewzruszony szczudłak trzymał kurs - ostrożnie przeszczudłował przez ich obóz i
    wkroczył na piasek. Tutaj też się nie zatrzymał: wszedł w morze i wkrótce niewiele poza bryłą
    sześcioczęściowego korpusu wystawało ponad wodę. Brodząc w kierunku wybrzeża, powoli
    rozpłynął się we mgle. Piękność pogoniła za nim ze swoimi sloganami i powróciła w ciszy.
    - Widzisz! - zagrzmiał smardz, pobrzękując tak donośnie wewnątrz czaszki Grena, że chłopak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •