[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrotem do Woodside.
Przez cały czas zastanawiałem się, co zrobię, jeżeli zatrzyma
mnie gliniarz. Zobaczyłby zakrwawione wnętrze auta oraz fio-
letową plamę, w jaką zmieniło się moje lewe oko. Musiałbym
uciekać. Nie byłoby innego wyjścia, trzeba by go zabić.
Wróciwszy do domu Orsona, wprowadziłem cadillaca tyłem
na podjazd i zaparkowałem obok białego lexusa. Dręczyła mnie
myśl o pozostawianiu samochodu na zewnątrz, podczas gdy mia-
steczko za godzinę się zbudzi. Jednak nie było innego wyjścia.
Musiałem wtaszczyć Orsona do środka, umyć się i wymyślić, co,
u diabła, mam zrobić.
#
Półleżąc na kwiecistej kanapie w pracowni Orsona, wy-
brałem domowy numer Cynthii. Było słoneczne niedzielne
przedpołudnie, godzina jedenasta, i jaskrawe promienie słońca
ukosem wciskały się przez żaluzje do skromnie umeblowanego
pokoju z wielkim telewizorem na sosnowym regale oraz sto-
jakiem na płyty CD w rogu. Orson leżał naprzeciwko mnie na
kanapie od kompletu, z rękoma nadal skutymi za plecami i sto-
pami skrępowanymi rowerową linką, którą znalazłem w jego
pracowni.
Odebrała po trzecim dzwonku.
- Halo?
- Cześć, Cynthio.
- Andy. - Wychwyciłem niezaprzeczalny wstrząs w jej głosie
i to mnie zaniepokoiło. - Gdzie jesteś? - spytała. - Wszyscy cię
szukają.
- Jacy wszyscy?
- Policja z Winston-Salem dzwoniła wczoraj dwa razy do
mnie do biura.
220-
- Dlaczego mnie szukają?
- Wiesz o matce?
Miała pożałować, że o to zapytała.
- Co z nią?
- Och, Andy. Tak mi przykro.
-Co?
- Sąsiad znalazł ją martwą w domu trzy dni temu. Chyba
we środę. Andy...
- Co się stało? - Pozwoliłem, by zadrżał mi głos. Jak niewin-
ny człowiek mógłby wyjaśnić, dlaczego nie płacze, dowiadując
się, że zabito jego matkę? Nawet winni potrafią ronić łzy.
- Myślą, że została zamordowana.
Upuściłem słuchawkę i wydałem z siebie kilka szlochów.
Po chwili znowu podniosłem słuchawkę do ucha.
- Jestem - powiedziałem, pociągając nosem.
- Dobrze się czujesz?
- Nie wiem.
- Andy, policja chce z tobą pomówić.
- Dlaczego?
- Ja... hm... zdaje mi się... - Westchnęła. - To trudne, Andy.
Wydano nakaz aresztowania cię.
- A za co?
- Za zabójstwo matki.
- Och nie, nie, nie, nie...
- Wiem, że tego nie zrobiłeś. Wierzę ci. Ale najlepsze, co mo-
żesz zrobić, to po prostu pójść na policję i wszystko wyjaśnić.
Gdzie jesteś? Pozwól, że poślę kogoś, niech cię przywiezie.
- Dziękuję za wszystko, Cynthio.
Odłożyłem słuchawkę, myśląc: „Musieli ją w końcu znaleźć.
Orson, wrobiłeś mnie jeszcze raz".
Popatrzyłem na brata na sofie. Wkrótce dojdzie do siebie. „Je-
żeli tego nie naprawisz, to nie będziesz miał domu. I właściwie
możesz już nigdy w życiu nie mieć żadnego domu".
221-
#
Orson ocknął się wczesnym popołudniem, przywiązany nago
do drewnianego krzesła w swoim salonie; ręce miał skute kaj-
dankami z tyłu za oparciem, a kawał sznura mocował jego nogi
do nóg krzesła. Zamknąłem drzwi, spuściłem żaluzje i nastawi-
łem telewizor tak głośno, że aż brzęczał.
Siedząc na kanapie, czekałem, aż Orson w wystarczającym
stopniu odzyska jasność umysłu.
- Kojarzysz? - zawołałem. Odpowiedział coś, ale nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]