Indeks IndeksHarry Harrison Filmowy wehikuł czasuHarrison Harry Planeta Smierci 03Harry Harrison Cykl Planeta śmierci 3Harper Fiona Romans Duo 1049 Drogocenna jemiołaHarper, Tara K CataractCharlaine Harris Grobowa tajemnicaBuechting_Linda_(Jamison_Kelly)_ _TatuśÂ›_na_zamowienieAlan Dean Foster [Flinx 08] Flinx's Folly (v5.0) (pdf)Kim Dare Thrown to the Lions 1 Ryland's SacrificeDraka 04 Drakon, S. M. Stirling
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • csw.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    oczy. Wyglądał na więcej niż swoje dwadzieścia osiem lat.
     Tolliver  powiedziałam przepraszająco, pełna poczucia winy. Podszedł, wziął mnie
    za rękę i przyłożył mi do policzka wierzch swojej. Zza chmur wyszło słońce,
    pieszcząc moją twarz ciepłem. Kochałam go ponad życie, ale nigdy nie powinien się
    o tym dowiedzieć.
     W takim razie do zobaczenia jutro rano  rzekł doktor Thomason z nagłym
    ożywieniem.  Dzisiaj może już pani normalnie jeść. Proszę się nie przeforsować i jak
    najwięcej wypoczywać.
    Wyszedł, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Puściłam dłoń Tollivera, robiąc
    sobie wyrzuty, że ta chwila bliskości trwała zdecydowanie za długo. I nie miałam na
    myśli tulenia twarzy do jego dłoni, bo to nam obojgu było potrzebne.
    Pochylił się, żeby ucałować mnie w czoło.
     Wezmę prysznic, zjem coś i trochę się zdrzemnę -powiedział.  Bardzo cię proszę,
    wstrzymaj się z samodzielnym wstawaniem, dopóki nie wrócę. Obiecaj mi, że w razie
    czego wezwiesz pielęgniarkę.
     Obiecuję.  Zastanawiające, dlaczego wszyscy uważają, że za ich plecami
    natychmiast zrobię coś niewłaściwego. Jedyne, co różniło mnie od innych, to
    wypadek z piorunem. Nie byłam przecież żadną buntowniczką, piekielnicą,
    prowokatorką ani nikim podobnie łatwo ulegającym emocjom czy irytującym.
    Po wyjściu Tollivera poczułam się zagubiona. Nie miałam nawet książki, dopiero
    obiecał mi ją przynieść. Zresztą i tak
    wątpiłam, czy ból głowy pozwoli mi czytać. Mogłam poprosić, żeby wziął raczej
    odtwarzacz ze słuchawkami i audiobooki.
    Ponudziłam się grzecznie z dziesięć minut, po czym uważnie przestudiowałam
    szereg guzików na panelu łóżka. Po chwili udało mi się włączyć telewizor. Na ekranie
    pojawił się obraz z kanału wewnątrzszpitalnego i jakiś czas oglądałam hol oraz
    wchodzących i wychodzących ludzi. Choć mój próg nudy był całkiem wysoki, szybko
    miałam dość. Przerzuciłam na wiadomości. I natychmiast tego pożałowałam.
    Spokojne zrujnowane domostwo i malownicze otoczenie przeobraziły się w ciągu
    jednego dnia nie do poznania. Pamiętałam, jakie to było opuszczone, odizolowane
    miejsce. Wystarczająco odludne, żeby bez świadków pogrzebać w nim ośmiu
    młodych ludzi. Teraz wystarczyło kichnąć, żeby natychmiast podlatywała chmara
    dziennikarzy z mikrofonami. Reportaż wydawał się świeży, może nawet była to
    relacja na żywo, bo słońce znajdowało się w tej samej pozycji co u mnie za oknem.
    Swoją drogą, miło było patrzeć na słońce po tej szarzyznie, miałam nadzieję sama się
    nim nacieszyć, choć po reakcjach osób na ekranie widziałam, że jest okropnie zimno.
    Nie słuchałam komentatora, wpatrywałam się za to w ludzi w tle. Jedni mieli na
    sobie mundury, ale inni kombinezony  pewnie technicy z SBI. Dwaj mężczyzni w
    garniturach to prawdopodobnie Klavin i Stuart. Byłam dumna z siebie, że
    zapamiętałam ich nazwiska. Zastanawiałam się, kiedy ktoś mnie zacznie nachodzić.
    Miałam nadzieję, że nikt z mediów nie spróbuje zadzwonić do szpitala, a tym bardziej
    tu wpaść. Może uda mi się jutro wypisać i wyjedziemy jak najdalej, o ile to możliwe,
    od tego miasta i zbrodni. Obracałam tę myśl w głowie przez kilka minut, aż z
    zadumy wyrwało mnie natarczywe pukanie do drzwi.
    Dwaj mężczyzni w garniturach i pod krawatami  ostatnia rzecz, jaką chciałam teraz
    ujrzeć.
     Nazywam się Pell Klavin, a to Max Stuart  zaczął ten
    niższy, pod pięćdziesiątkę. Schludny, starannie ubrany, jego włosy
    zaczynały siwieć, a buty lśniły jak lustro. Nosił okulary w
    cieniutkich oprawkach.  Jesteśmy ze Stanowego Biura Zledczego.
    Drugi agent był nieco młodszy od kolegi i nawet jeśli miał jakieś siwe włosy, nie było
    ich widać w blond czuprynie. Ubierał się tak samo starannie jak Klavin.
    Skinęłam i natychmiast skrzywiłam się z bólu. Machinalnie dotknęłam bandaży, przy
    okazji przekonując się, że głowa wcale mi nie odpadła. Z drugiej strony, może
    przyniosłoby mi to ulgę. W każdym razie opatrunek był suchy i trzymał się na
    miejscu. Za to ręka dawała mi się we znaki.
     Słyszeliśmy o wczorajszym napadzie, pani Connelly -przeszedł do rzeczy agent
    Stuart.
     Tak?  Byłam wściekła na siebie, że kazałam Tolliverowi iść, i jednocześnie
    irracjonalnie zła na niego za posłuchanie mnie.
     Bardzo współczujemy, naprawdę nam przykro.  Klavin roztoczył wokół tak
    skoncentrowaną aurę południowego czaru, że zrobiło mi się niedobrze.  Wie pani,
    jaki mógł być powód ataku?
     Nie. Nie wiem. Podejrzewam jednak, że mógł mieć coś wspólnego z odnalezieniem
    ciał.
     Dobrze, że pani o tym wspomniała  przejął pałeczkę Stuart.  Może pani wyjaśnić,
    w jaki sposób odkryła miejsce pochówku? Co pani wiedziała na ten temat?
     Nic nie wiedziałam  odparłam. Najwyrazniej przestali się interesować napadem na
    mnie i szczerze mówiąc, trudno się było
    dziwić. W przeciwieństwie do tych ośmiu chłopców  ja żyłam.
     To skąd pani wiedziała, gdzie leżą?  Brwi Klavina
    wystrzeliły w górę.  Znała pani którąś z ofiar?
     Nie, nigdy przedtem tu nie byłam.
    Oparłam się ostrożnie o poduszki, przygotowując na
    rozmowę o tak znajomym przebiegu. Bez sensu. I tak mi nie uwierzą, zaczną
    wyszukiwać powody, dla których mogłabym kłamać w kwestii odnalezienia zwłok,
    zmarnują całą masę czasu i pieniędzy podatników na próbę ustalenia związków
    pomiędzy mną a ofiarami lub mną a mordercą. Powiązania takie nie istniały, więc bez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •