Indeks IndeksHolden Kelley Jane The Girl Behind the Glass [nieof]01 Wieczny kawaler 3 (Hoffmann Kate )James Morrow City of TruthH0458. DUO James Julia śąycie modelkiThe Billionaire's Command 2 Claimed Victoria VilleneuveMaśÂ‚y sśÂ‚ownik afrodyzjaków Diana WarburtonBeasts John Crowley0415923344.Routledge.When.Bad.Things.Happen.to.Other.People.Nov.1999Wilkinson Lee Noc w Las Vegas 361
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    które górują ponad wszystkim, co ludzkość po dziś dzień stworzyła. Gdyż, co bezwłady natu-
    ry ludzkiej zwyciężać i bezruchy dusz pokonywać miało, wolę skupiać w piersiach lub gło-
    wach najdzielniejszych  żyć to musiało ciągle w duszy wspólnej, płonąć świętym zniczem
    wiary w odnowę dusz, w entuzjazm dla życia samego!
    I tym była może na dnie swoim tajemnica eleuzyjska.
    Wraz z nią zapadło w przepaść czasów i nasze dziś rozumienie najgłębszych tajników woli
    tych, którzy  w dzisiejszego sumienia postaci  wykraczają z kościoła pod krzyżem swej
    męki, zapatrzeni jak w monstrancję promienistą w symbol jedynej potęgi odnowy życia i
    dusz: w ruch.
    Przekazały nam ponadto wieki i to jeszcze na rozgrzanie piersi własnych.
    129
    Z wnękliwszego ducha północnych ludów Grecji zstąpił na pogodne bogi Hellady ten smęt
    mistyczny i wiódł je wskroś przez tajniki dusz ludzkich. Lecz po dziewięciu dniach misteriów
    eleuzyjskich zmartwychwstawała ta trójca bogów tym, czym była dla ludu: prostymi bogi
    siejby, żniwa i winobrania  lecz sprawującymi teraz swój siew i plon  i po duszach ludz-
    kich, ogarniając sobą tak oto cud życia cały!... I nie było po onych dniach dziewięciu ani jed-
    nej duszy nie przepełnionej nadzieją, ani jednego serca bez ukochania życia nad miarę
    wszystkiego. Czyniła się drogą świętą do Aten narodu pielgrzymka wśród bogomolnego szału
    radości. Nad tłumnym zamętem dionizyjskich upojeń królował niesiony posągiem on sam:
    odżyły Jachos, bóg uświęcający wesele.
    A duszom, wyzwolonym w ufność do siebie, radośnie świętym było wszystko, co tętno
    życia wybija: i miłość, i namiętność, i nienawiść, i wróżda, i wojna, i zażycie, i rozkosz, i
    czyn, i pieśń, i lekkość pustoty, i skupienia mądrość; wszystko, ku czemu przyzywa z kolei
    życia i piersi człowieczych pełnia. Weselnie świętą była nadziejom i śmierć nawet, bo za nią w
    świętym kole ruchu następować miało  odżycie, odmłodzenie! Bezsilny był tu Hades, chłoną-
    cy jednostki śmiertelne: za Jachosa pochodem tłumnym szedł człowiek jeden  wieczny.
    I nic to, że naokół jesień bura całuny sinych cieniów rozesłała po skałach i grudzie, sypiąc
    na drogę liście umarłe: nadzieją pijane serca wiązały się  nią właśnie najbardziej!  w jedno
    żywe serce narodu.
     Wstań i uderz w pieśń, któryś w prochu żył!  zawodzili przodownic kapłani pod wyso-
    kie tony fletni. A bachiczny krzyk ludu we wtór głuszył szumy morza bijącego skały.
    Schroniło się echo tych wołań tam, gdzie echo zamieszkuje od prawieków  w górach. I
    dziś jeszcze usłyszy ucho baczne po winnicach alpejskich i po halach karpackich tenże, co i
    drzewiej, dziki krzyk żądzy życia i jej tryumfu:
     J a  c h o o! J a  c h o o!... J a c h o s!
    Na halizny mazowieckie spoglądał jak na morze. Wiatr hula górą bezgłośny i pędzi przed
    sobą obłoki jak fale monotonne, zbite na horyzoncie w chmurę dalekiego lądu. Wsie tu i ów-
    dzie widoczne, niby łodzie rybackie w czas morskiej ciszy, tkwią sennie w tej pustce. Bura
    zasłona błotnych roztopów pokryła ziemię. Patrzy na to słońce, dołem oparami przymglone,
    górą roziskrzeń pełne, o tarczy jaskrawej, zmierzającej ku zenitowi, rzekłbyś, naocznie dla
    długiego wejrzenia i długiego oddechu człowieczej melancholii:
    pallere ligustra,
    Exspirare rosas, decrescere lilia vidi...
    Zaś ręka tajemna, co pod tej omartwicy kirem Wiosnę odmłodzeń w podziemia porywa,
    jestże to duch zatracenia czy śmierć sama, porywająca nadzieje ostatnie:
    Nosse nec aurigam licuit: seu mortifer aestus
    Seu mors ipsa fuit?!...
    W pamięci jawiła mu się znów przodowna trójka owej gromadki na uprowadzeniu; a mię-
    dzy tym jak chmurą skrytym posępnikiem i chłopem białym z chlebem pod pachą  tamtej
    dziewczyny, Wandy, uroda coraz to dziwniejsza wspomnieniom: opal twarzy i oczu wielkich
    fiolet w ramie włosów niby kora schnącej krzewiny, a oblicze to całe jakby prześwietlone
    skupieniem przeznaczenia i smętu.
    Ujrzał ją w wyobrazni nieżywą na tle murów i wieżyc miasta  am, gdzie Chrystus pod
    krzyżem występuje z kościoła i gdzie zasiadł w spiżu ten, co ziemię ruszył. Widział ją tam
    pod kirem pyłu miejskiego, a tym jaśniejszą obliczem cichym, dzierżącą w dłoniach mar-
    twych granatu jabłko i kłosów pęk: symbole dwojakiej płodności ziemi.
    130 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •