[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Quentin się wściekł, bo musi mnie dzisiaj słuchać powiedziała Caddy. Benjy
ciągle jeszcze ma butelkę z robaczkami świętojańskimi T.P.
T.P. może się bez nich obejść, na mój rozum powiedziała Dilsey. Idz i znajdz
Quentina, Versh. Roskus powiadał, że go widział na drodze do obory. Versh poszedł. Nie
było go widać.
Oni tam nic nie robią mówiła Caddy. Siedzą tylko na krzesłach i patrzą.
Niepotrzebna im do tego wasza pomoc gniewała się Dilsey. Poszliśmy naokoło
kuchni.
Dokąd się wybierasz, zapytał Luster. Chyba nie zamiarujesz wracać i patrzeć, jak walą w
tę piłkę. Dość już tego patrzenia. Stój. Zaczekaj chwilę. Zaczekaj tu chwilę, a ja pójdę i
wezmę tę piłkę. Coś sobie umyśliłem.
Kuchnia była ciemna. Drzewa czerniły się na niebie. Dan wylazł, kołysząc się, spod
schodków i pogryzał mi moją kostkę. Poszedłem naokoło kuchni, tam gdzie był księżyc. Dan
powlókł się za mną w księżycu.
Benjy zawołał T.P. z domu.
Drzewo kwiatowe pod oknem salonu nie było ciemne, ale grube drzewa poczerniały.
Trawa bzyczała w księżycu, kiedy szedł po niej mój cień.
Hej, Benjy wołał T.P. Gdzie się chowasz. Chcesz mi zwiać. Wiem o tym.
Luster wrócił. Zaczekaj, powiedział. Stój. Nie chodz tam. Panna Quentin siedzi ze swoim
galantem na huśtawce. Chodz tędy. Wracaj tu, Benjy.
Pod drzewami było ciemno. Dan nie chciał iść. Został w księżycowym świetle. Potem
zobaczyłem huśtawkę i zacząłem płakać.
Chodzże stąd, Benjy, mówił Luster. Wiesz przecie, że panna Quentin będzie się wściekać.
Było dwoje, a potem jedno na huśtawce. Caddy podeszła szybko, cała biała w ciemności.
Benjy powiedziała. Skądżeś się tu znalazł. Gdzie Versh.
Objęła mnie ramionami i ucichłem, i chwyciłem jej sukienkę, i starałem się ją odciągnąć.
Dlaczego, Benjy spytała. O co chodzi. T.P. zawołała.
Ten w huśtawce wstał i podszedł, a ja płakałem i ciągnąłem Caddy za sukienkę.
Benjy mówiła Caddy. To tylko Charlie. Przecież go znasz.
Gdzie jest czarnuch spytał Charlie. Czemu pozwalają mu włóczyć się bez
dozoru.
Cicho, Benjy powiedziała Caddy. Odejdz, Charlie. On cię nie lubi. Charlie
odszedł, a ja ucichłem. Ciągnąłem Caddy za sukienkę.
Dlaczego, Benjy pytała Caddy. Nie pozwolisz mi tu zostać chwileczkę i
porozmawiać z Charlie'm.
Zawołaj tego czarnucha rzekł Charlie. Wrócił. Płakałem głośniej i ciągnąłem Caddy
za sukienkę.
Odejdz, Charlie powiedziała Caddy. Charlie podszedł i położył ręce na Caddy, a ja
płakałem mocniej. Płakałem głośno.
Nie, nie mówiła Caddy. Nie, nie.
On nie umie mówić powiedział Charlie. Caddy.
Oszalałeś. Caddy zaczęła szybko oddychać. On nie jest ślepy. Szarpali się.
Oddychali szybko. Proszę cię, proszę szeptała.
Odeślij go powiedział Charlie.
Dobrze. Puść mnie.
Odeślesz go.
Tak. Puść mnie. Charlie odszedł. Cicho mówiła Caddy. On już poszedł.
Ucichłem. Słyszałem ją, czułem, jak jej pierś podnosi się i opada.
Będę go musiała zaprowadzić do domu szepnęła. Wzięła mnie za rękę. Idę.
Zaczekaj powiedział Charlie. Zawołaj tego czarnucha.
Nie odparła Caddy. Wrócę. Chodz, Benjy.
Caddy wołał szeptem Charlie. Szliśmy dalej. Wróć. Czy wrócisz Caddy i ja
biegliśmy. Caddy zawołał Charlie. Biegliśmy w księżycowe światło, do kuchni.
Caddy wołał Charlie.
Biegliśmy. Wbiegliśmy po schodkach kuchennych na ganek i Caddy uklękła w
ciemnościach i objęła mnie. Słyszałem ją i czułem, jak jej pierś podnosi się i opada. Nie
będę mówiła. Nie będę już więcej, nigdy. Nigdy, Benjy. Rozpłakała się i ja
płakałem, i obejmowaliśmy się mocno. Cicho mówiła. Nie będę już, nigdy. Więc
ucichłem i Caddy wstała, i poszliśmy do kuchni, i zapaliliśmy światło, i Caddy wzięła mydło
kuchenne, i umyła usta nad zlewem, wyszorowała. Caddy pachniała jak drzewa.
Mówiłem ci, nie wiem ile razy, żebyś tutaj nie chodził, powiedział Luster. Podnieśli się z
huśtawki, szybko. Quentin trzymała ręce na włosach. On miał czerwony krawat.
Ty stary głupi kretynie, gniewała się Quentin. Powiem Dilsey, że pozwalasz mu włóczyć
się za mną. Zobaczysz, że cię za to spierze.
Nie mogłem go utrzymać mówił Luster. Chodzże, Benjy.
Owszem, mogłeś gniewała się Quentin. Mogłeś, ale ci się nie chciało. Obaj tu
węszyliście za mną. Czy to Babka cię wysłała, żebyś mnie szpiegował. Zeskoczyła z
huśtawki. Jeśli go stąd w tej chwili nie zabierzesz i nie będziesz trzymał z daleka, to
powiem Jazonowi, żeby cię wytłukł.
Nie daję z nim rady powiedział Luster. Niech panienka sama spróbuje.
Milcz zawołała Quentin. Zabierzesz go czy nie.
A niech zostanie powiedział. Miał czerwony krawat. Słońce się na nim czerwieniło.
Spójrz no tutaj, chłoptasiu. Zapalił zapałkę i włożył do ust. Potem wyjął. Paliła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]