Indeks IndeksWilliam Shatner Tek War 9 Tek NetWilliam Shatner Quest for Tomorrow 03 Step into ChaosWilliam C. Dietz Sam McCade 02 Imperial BountyWilliam R. Forstchen Magic The Gathering ArenaWalter Jon Williams Voice of the WhirlwindCity on Fire Walter Jon Williams182 Williams Cathy Modelka w Wenecjigibson william mona liza turboWilliams Paul L. Watykan zdemaskowanyGibson_William_ _Neuromancer
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • limerykarnia.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

     Quentin się wściekł, bo musi mnie dzisiaj słuchać  powiedziała Caddy.  Benjy
    ciągle jeszcze ma butelkę z robaczkami świętojańskimi T.P.
     T.P. może się bez nich obejść, na mój rozum  powiedziała Dilsey.  Idz i znajdz
    Quentina, Versh. Roskus powiadał, że go widział na drodze do obory.  Versh poszedł. Nie
    było go widać.
     Oni tam nic nie robią  mówiła Caddy.  Siedzą tylko na krzesłach i patrzą.
     Niepotrzebna im do tego wasza pomoc  gniewała się Dilsey. Poszliśmy naokoło
    kuchni.
    Dokąd się wybierasz, zapytał Luster. Chyba nie zamiarujesz wracać i patrzeć, jak walą w
    tę piłkę. Dość już tego patrzenia. Stój. Zaczekaj chwilę. Zaczekaj tu chwilę, a ja pójdę i
    wezmę tę piłkę. Coś sobie umyśliłem.
    Kuchnia była ciemna. Drzewa czerniły się na niebie. Dan wylazł, kołysząc się, spod
    schodków i pogryzał mi moją kostkę. Poszedłem naokoło kuchni, tam gdzie był księżyc. Dan
    powlókł się za mną w księżycu.
     Benjy  zawołał T.P. z domu.
    Drzewo kwiatowe pod oknem salonu nie było ciemne, ale grube drzewa poczerniały.
    Trawa bzyczała w księżycu, kiedy szedł po niej mój cień.
     Hej, Benjy  wołał T.P.  Gdzie się chowasz. Chcesz mi zwiać. Wiem o tym.
    Luster wrócił. Zaczekaj, powiedział. Stój. Nie chodz tam. Panna Quentin siedzi ze swoim
    galantem na huśtawce. Chodz tędy. Wracaj tu, Benjy.
    Pod drzewami było ciemno. Dan nie chciał iść. Został w księżycowym świetle. Potem
    zobaczyłem huśtawkę i zacząłem płakać.
    Chodzże stąd, Benjy, mówił Luster. Wiesz przecie, że panna Quentin będzie się wściekać.
    Było dwoje, a potem jedno na huśtawce. Caddy podeszła szybko, cała biała w ciemności.
     Benjy  powiedziała.  Skądżeś się tu znalazł. Gdzie Versh.
    Objęła mnie ramionami i ucichłem, i chwyciłem jej sukienkę, i starałem się ją odciągnąć.
     Dlaczego, Benjy  spytała.  O co chodzi. T.P.  zawołała.
    Ten w huśtawce wstał i podszedł, a ja płakałem i ciągnąłem Caddy za sukienkę.
     Benjy  mówiła Caddy.  To tylko Charlie. Przecież go znasz.
     Gdzie jest czarnuch  spytał Charlie.  Czemu pozwalają mu włóczyć się bez
    dozoru.
     Cicho, Benjy  powiedziała Caddy.  Odejdz, Charlie. On cię nie lubi.  Charlie
    odszedł, a ja ucichłem. Ciągnąłem Caddy za sukienkę.
     Dlaczego, Benjy  pytała Caddy.  Nie pozwolisz mi tu zostać chwileczkę i
    porozmawiać z Charlie'm.
     Zawołaj tego czarnucha  rzekł Charlie. Wrócił. Płakałem głośniej i ciągnąłem Caddy
    za sukienkę.
     Odejdz, Charlie  powiedziała Caddy. Charlie podszedł i położył ręce na Caddy, a ja
    płakałem mocniej. Płakałem głośno.
     Nie, nie  mówiła Caddy.  Nie, nie.
     On nie umie mówić  powiedział Charlie.  Caddy.
     Oszalałeś.  Caddy zaczęła szybko oddychać.  On nie jest ślepy.  Szarpali się.
    Oddychali szybko.  Proszę cię, proszę  szeptała.
     Odeślij go  powiedział Charlie.
     Dobrze. Puść mnie.
     Odeślesz go.
     Tak. Puść mnie.  Charlie odszedł.  Cicho  mówiła Caddy.  On już poszedł. 
    Ucichłem. Słyszałem ją, czułem, jak jej pierś podnosi się i opada.
     Będę go musiała zaprowadzić do domu  szepnęła. Wzięła mnie za rękę.  Idę.
     Zaczekaj  powiedział Charlie.  Zawołaj tego czarnucha.
     Nie  odparła Caddy.  Wrócę. Chodz, Benjy.
     Caddy  wołał szeptem Charlie. Szliśmy dalej.  Wróć. Czy wrócisz  Caddy i ja
    biegliśmy.  Caddy  zawołał Charlie. Biegliśmy w księżycowe światło, do kuchni.
     Caddy  wołał Charlie.
    Biegliśmy. Wbiegliśmy po schodkach kuchennych na ganek i Caddy uklękła w
    ciemnościach i objęła mnie. Słyszałem ją i czułem, jak jej pierś podnosi się i opada.  Nie
    będę  mówiła.  Nie będę już więcej, nigdy. Nigdy, Benjy.  Rozpłakała się i ja
    płakałem, i obejmowaliśmy się mocno.  Cicho  mówiła.  Nie będę już, nigdy.  Więc
    ucichłem i Caddy wstała, i poszliśmy do kuchni, i zapaliliśmy światło, i Caddy wzięła mydło
    kuchenne, i umyła usta nad zlewem, wyszorowała. Caddy pachniała jak drzewa.
    Mówiłem ci, nie wiem ile razy, żebyś tutaj nie chodził, powiedział Luster. Podnieśli się z
    huśtawki, szybko. Quentin trzymała ręce na włosach. On miał czerwony krawat.
    Ty stary głupi kretynie, gniewała się Quentin. Powiem Dilsey, że pozwalasz mu włóczyć
    się za mną. Zobaczysz, że cię za to spierze.
     Nie mogłem go utrzymać  mówił Luster.  Chodzże, Benjy.
     Owszem, mogłeś  gniewała się Quentin.  Mogłeś, ale ci się nie chciało. Obaj tu
    węszyliście za mną. Czy to Babka cię wysłała, żebyś mnie szpiegował.  Zeskoczyła z
    huśtawki.  Jeśli go stąd w tej chwili nie zabierzesz i nie będziesz trzymał z daleka, to
    powiem Jazonowi, żeby cię wytłukł.
     Nie daję z nim rady  powiedział Luster.  Niech panienka sama spróbuje.
     Milcz  zawołała Quentin.  Zabierzesz go czy nie.
     A niech zostanie  powiedział. Miał czerwony krawat. Słońce się na nim czerwieniło.
     Spójrz no tutaj, chłoptasiu.  Zapalił zapałkę i włożył do ust. Potem wyjął. Paliła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •