[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sposób zapewni im obojgu bezpieczeństwo. Usłyszała śmiech Mitcha i słowa zachęty
wypowiadane przez niego do Rada. Odwróciła wzrok. To jedyna droga, powiedziała sobie.
Niewa\ne, czy chcę znów uwierzyć, czy nie. Po prostu nie mogę ryzykować.
Co sądzisz o elektrycznym bilardzie? zapytał Mitch.
Mo\e być odpowiedział bez entuzjazmu chłopiec. Przynajmniej mama lubi w to
grać.
Jesteś w tym dobra? zapytał Hester. Odsunęła niełatwe myśli.
Nie najgorsza.
Zagramy ze sobą? Zadzwonił monetami w kieszeni.
Zgoda.
Zawsze dobrze jej to szło. Z bratem wygrywała dziewięć razy na dziesięć. Choć
maszyny zmieniły się i skomplikowały od czasów jej dzieciństwa, uznała, \e sobie poradzi.
Mogę ci dać fory zaproponował Mitch, wrzucając monety do otworu.
Zabawne, bo sama chciałam ci to powiedzieć. Skoncentrowała się na kuli.
Mitchowi podobał się sposób, w jaki grała. Z lekko rozwartymi ustami i z napięciem w
oczach. Srebrna kulka trafiła w obramowanie, rozległ się dzwonek. Hester szybko uzyskała
imponujący wynik.
Niezle jak na amatora pochwalił Mitch, mrugając do Radleya.
Dopiero się rozgrzewam. Ustąpiła miejsca Mitchowi.
Radley obserwował kulę. Musiał w tym celu wspiąć się na palce. śałował, \e sam nie
mo\e grać. Podszedł do innej, du\o ciekawszej maszyny i zaczął się przyglądać. Skoro miał
pozostać widzem, wolał obserwować prawdziwą grę.
Wygląda na to, \e jestem do przodu o sto zauwa\ył Mitch.
Nie chciałam od razu cię załatwić. To mogłoby zle wpłynąć na twoją psychikę.
Tym razem poszło jej jeszcze lepiej. Przypomniała sobie dzieciństwo, okres, w którym
wszystko wydawało się wesołe
i proste. Uzyskiwała coraz więcej punktów. Wynik na tablicy ściągnął dumek gapiów.
Nadeszła kolej Mitcha. Wziął się ostro do roboty. W pewnym momencie prawie stracił
kulę, lecz w ostatniej chwili irafił prosto w róg. Zakończył, mając o pięćdziesiąt punktów mniej
od Hester.
Trzecia runda ściągnęła jeszcze więcej publiczności. Hester usłyszała, jak ktoś zakłada
się o wynik. Potem skoncen irowała się na grze. Poszło jej znakomicie. Gdy skończyła,
oświadczyła:
Tylko cud mo\e cię uratować, Mitch.
Nie \artuj.
Rozruszał nadgarstki jak pianista i zebrał trochę braw.
Hester musiała przyznać, \e grał wspaniale. Bardzo ryzykował, lecz za ka\dym razem
odnosił sukces. Widziała w jego oczach koncentrację, jakiej mogła się spodziewać, Tęcz do
której nie mogła jeszcze przywyknąć.
Zorientowała się, \e patrzy na niego, nie na kulę. Dotknęła małego, brylantowego
serduszka na łańcuszku. O takich mę\czyznach kobiety marzą, dla takich mogą stracić głowę,
myślała. Dlatego musi być ostro\na.
Kula utkwiła w grocie smoka, który wydał z tej okazji kilka ryków.
Wygrała z tobą rzucił ktoś z tłumu. Dziesięć punktów, chłopie.
Mitch pokręcił głową. Wytarł dłonie w d\insy.
Co do tych forów... zaczął.
Za pózno. Zabawnie zadowolona z siebie, Hester wło\yła kciuki za
pasek i studiowała wynik.
Co sądzisz o rewan\owym spotkaniu? powiedział Mitch.
Nie chcę cię znów ośmieszyć.
Postanowiła oddać Radleyowi darmową grę, która stanowiła nagrodę.
Rad, chcesz... Ominęła gapiów i rozejrzała się. Radley? Poczuła strach. Nie ma
go!
Jeszcze przed chwiłą tu był.
Mitch poło\ył jej dłoń na ramieniu i zaczął się rozglądać. Niestety bez skutku.
Bo\e! Nie powinnam była spuszczać go z oczu. W takim miejscu...
Czuła, \e ogarniają przera\enie.
Poczekaj. Powiedział to spokojnie, jednak jej strach ju\ się mu udzielił. Wiedział,
jak łatwo jest uprowadzić w tłumie małego chłopca. Nale\ało zawsze o tym pamiętać.
Znajdziemy go. Ja pójdę tędy, a ty z tamtej strony.
Skinęła głową i bez słowa ruszyła. Zatrzymywała się przy ka\dej maszynie, wypatrując
w tłumie małego blondyna w niebieskim swetrze. Wołała go, przekrzykując gwar i dzwięki
automatów.
Gdy mijała du\e szklane drzwi, zobaczyła zatłoczone chodniki Times Square. Serce
podeszło jej do gardła. Przecie\ nie wyszedł, powiedziała sobie, Radley by czegoś takiego nie
zrobił, chyba... Chyba \e ktoś go wyprowadził albo...
Ruszyła dalej. Nienawidziła tłumu, hałasu, który zagłuszał jej wołanie. Jak zdoła
znalezć syna? Usłyszała śmiech małego chłopca i odwróciła się. To jednak nie był Radley.
Minęło dziesięć minut, przeszukała połowę sali. Pomyślała, \e po
winna zawiadomić policję. Rozglądając się przez cały czas na boki, przyspieszyła
kroku.
Tyle hałasu, jaskrawych świateł. Mo\e powinna zawrócić, mo\e go przegapiła. Mo\e
czeka teraz przy tym cholernym bilardzie, zastanawiając się, gdzie oni zniknęli. Mo\e się boi.
Mo\e ją woła, mo\e...
Zobaczyła go nagle w ramionach Mitcha. Roztrąciła ludzi i podbiegła.
Radley! Objęła ich obu.
Oglądał inną grę zaczął opowiadać Mitch. Spotkał znajomego ze szkoły.
To był Ricky Nesbit, mamo. Przyszedł ze starszym bratem. Po\yczyli mi monetę i
zagraliśmy. Nie wiedziałem, \e to tak daleko od was.
Radley! Walczyła ze łzami i starała się mówić spokojnie. Znasz przecie\ zasady.
To wielka sala, jest tu bardzo du\o ludzi. Muszę mieć do ciebie zaufanie, wiedzieć, \e nie
odejdziesz.
Nie chciałem. Ricky powiedział, \e to potrwa minutę. Właśnie miałem wracać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]