Indeks IndeksSurrender 1 Surrender Melody AnneAnne Mather Devil's Mount [HP 205, MBS 366, MB 1189] (pdf)Anne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, które walczyłoAnne Perry [Pitt 22] Southampton Row (pdf)03 Anne Marie Winston Piknik nad stawemAnne McCaffrey Cykl Planeta piratów (1) SassinakAnne Ireland Trial By Fire (v5.0) (pdf)Anne Emery Cecilian Vespers, a Mystery (pdf)Anne Madden Cromwell's Captain (pdf)kkas2
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • csw.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    się przyglądać.
    Kiedy wreszcie zyskał całkowitą pewność, nie wyruszył jej naprzeciw. Chciał, aby sama
    przebyła całą drogę. Zsiadł tylko z wierzchowca i czekał.
    A wtedy zeskoczyła na ziemię i puściła się ku niemu pędem, mimo że cała była obolała
    od galopu. Zamknął ją w mocnym uścisku, podniósł do góry i całował jej włosy, twarz,
    szyję. Wdychał jej zapach, a ona oparła się o niego całym ciałem, zbyt zmęczona, żeby
    stanąć prosto.
    - Kocham cię, Connor.
    - Ja ciebie także.
    - Przepraszam, że cię zraniłam.
    - To ci się udało. Ale nic więcej nie mów, bo ja też cię muszę przeprosić.
    - Nie chciałam tego wszystkiego. Wcale nie myślę tak, jak mówiłam.
    - Wiem, jednak za moje błędy zasłużyłem na nauczkę.
    - Kochasz mnie?
    - Kocham. I raz jeszcze przepraszam za wszystko. Wiesz chyba, że jesteś dla mnie całym
    światem.
    - Bądz wreszcie cicho! - zażądała, kładąc mu palec na wargach.
    Ucałował ją z całej siły. Z wdzięczności.
    - Gdzie teraz pojedziemy? - spytała, kiedy po pocałunku Connor podniósł głowę.
    - Wszędzie, gdzie tylko chcesz. Do Ameryki. Do Indii. Do
    Brighton.
    - W takim razie jedzmy we wszystkie te trzy miejsca!
    Całował delikatnie jej brwi, najpierw jedną, potem drugą. Przymknęła oczy. Przez
    dłuższą chwilę stali, obejmując się, jakby chcieli się upewnić, że naprawdę są razem.
    - Obawiam się, że będziemy musieli wrócić po Edelstona - powiedziała wreszcie Rebeka.
    - Dlaczego?! - zdumiał się Connor i odstąpił gwałtownie w tył.
    - Na drodze pobito go i obrabowano. Właśnie dlatego leży teraz u Cyganów. Powoli
    wraca do zdrowia.
    - Dlaczego dał się obrabować i pobić?
    - Bez wątpienia dlatego, że jest Edelstonem. Connor westchnął.
    24
    Na główek głosił:  Droga cioteczko. Mam nadzieję, że ten list zastanie cię w dobrym
    zdrowiu i nastroju. Wybacz, że znów ci zakłócam spokojne życie w Szkocji..."
    Spokojne! Pomyślała z rozbawieniem lady Montgomery, słuchając, jak panna Honeywell
    torturuje kolejny utwór na fortepianie.
     Muszę ci jednak donieść, że radykalnie zmieniłem moje plany i postanowiłem, że to ty
    mnie odwiedzisz, a nie ja ciebie. Nie przyjadę do Szkocji, jak początkowo zamierzałem,
    natomiast pragnąłbym zaprosić cię na tydzień do Londynu. Jak się zapewne domyślasz,
    w ciągu kilku tygodni, jakie upłynęły od mojego listu, wiele się zmieniło. Wszystko
    jednak skończyło się dobrze i zapewniam cię, że teraz jestem najszczęśliwszym
    człowiekiem w całej Anglii. Z niecierpliwością czekam na twoją odpowiedz i opowiem
    ci o wszystkim, gdy tylko się zobaczymy.
    Twój zawsze ci oddany Roarke Edward Connor Riordan Blackburn,
    książę Dunbrooke"
    Lady Montgomery przez dłuższą chwilę wpatrywała się w zamaszysty podpis na dole
    arkusika, a potem ostrożnie dotknęła papieru. A więc Roarke zgłosił wreszcie pretensje
    do tytułu? Skądinąd nie zdobył go przecież bezprawnie! Mimo to nie miała pewności,
    czy istotnie jest teraz tak szczęśliwy, jak pisze. Był tylko jeden jedyny sposób, żeby się o
    tym przekonać.
    - Panno Honeywell...
    Panna Honeywell uniosła dłonie znad klawiatury.
    - Słucham, lady Montgomery.
    - Bardzo przepraszam, lecz oczekują mnie w Londynie i muszę się zaraz przygotować do
    podróży. Wznowimy lekcje po moim powrocie.
    Panna Honeywell, oniemiała ze zdumienia na samą myśl, że znana jej osoba jedzie do
    tego wspaniałego miasta, kiwnęła bez słowa głową i potulnie wysunęła się z pokoju.
    Któż mógł ją odwiedzić o takiej porze? Był wczesny ranek. Janet Gilhoody przygładziła
    włosy i podbiegła do drzwi.
    - Paczka dla pani - oznajmił jakiś chłopak.
    Paczka? Czyżby od siostry z Irlandii? Mało prawdopodobne. %7ładna z jej krewnych nie
    wyszła tak bogato za mąż, by jej starczało pieniędzy na nieoczekiwane prezenty.
    - Kto cię wysłał, chłopcze? Nie będę ci miała czym zapłacić za fatygę.
    - Proszę się nie martwić, wszystko zostało opłacone z góry. Mam też coś pani powtórzyć.
    Chłopak cofnął się o krok, odkaszlnął i spojrzał w niebo, jakby tam były wypisane słowa,
    które miał przekazać.
    - Kiedy zajrzysz do środka, będziesz wiedziała, kto ci to przysłał... Janet nieufnie
    spojrzała na posłańca.
    - Lepiej mów zaraz, od kogo paczka, bo ci uszu natrę, jeżeli to jakiś głupi figiel!
    - Proszę tylko otworzyć pudełko.
    Janet, spoglądając podejrzliwie, położyła pakunek na stole, rozsupłała sznurek, którym
    był obwiązany, i uniosła wieczko. Pod warstwą papieru leżał elegancki brązowy surdut, a
    także kamizelka w złote paski.
    Wyjęła je drżącymi rękami. Rzeczy Connora Riordana! Surdut miał naddarty kołnierz i,
    podobnie jak kamizelka, był wyraznie zniszczony. Co się stało Connorowi?
    Kiedy wyciągała z paczki kamizelkę, jakiś ciężki przedmiot głucho stuknął o dno pudła.
    Zajrzała głębiej do środka. I zobaczyła wielki pakiet pieniędzy. Same funty.
    Mnóstwo funtów.
    Całe pięćset funtów. Takiej ilości pieniędzy nigdy nie widziała w życiu! Wystarczało na
    dostatnie życie.
    Chłopak patrzył na nią z zaciekawieniem. Janet z bladej zrobiła się czerwona, potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •