Indeks IndeksSurrender 1 Surrender Melody AnneAnne Mather Devil's Mount [HP 205, MBS 366, MB 1189] (pdf)Anne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, które walczyłoAnne Perry [Pitt 22] Southampton Row (pdf)03 Anne Marie Winston Piknik nad stawemAnne McCaffrey Cykl Planeta piratów (1) SassinakAnne Ireland Trial By Fire (v5.0) (pdf)Anne Emery Cecilian Vespers, a Mystery (pdf)Anne Madden Cromwell's Captain (pdf)Robards Karen Pewne lato
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Musi zaraz się zbierać, jeżeli ma zdążyć.
    - Dobrze - zgodziła się. Szybko odłożyła słuchawkę, żeby się nie
    rozmyślić.
    - Spotykasz się z Wakefieldem? - spytał Ronan napiętym
    głosem.
    - Tak. - Wolała nie patrzeć mu w oczy. - Mam ledwo czas, żeby
    wysuszyć włosy. I umalować się.
    - Nigdzie nie pójdziesz!
    - Dlaczego? - Nie mogła myśleć, gdy stał tak blisko. Rozbudzał
    w niej zbyt wielką tęsknotę. Wstała i wyminęła go. - O to właśnie
    chodziło w tym niedorzecznym planie, prawda?
    Chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. W żyłach jej
    zaśpiewało na wspomnienie niedawnych magicznych chwil. Marzyła
    tylko o tym, by się powtórzyły.
    I to wprawiło ją w furię. Jak może być taka słaba? Przecież
    zdąża prosto do samozagłady. Jak może pragnąć mężczyzny, który
    widzi w niej tylko obiekt chwilowej rozrywki w łóżku i pionek w
    biznesowym manewrze?
    Okręciła się na pięcie, by stanąć z nim twarzą w twarz.
    - Dlaczego nie przekazano mi wiadomości, że jego sekretarz do
    mnie wydzwania? %7łe Wakefield chce ze mną rozmawiać? W co ty
    sobie ze mnÄ… pogrywasz?
    Oczy jej błyszczały, ciało drżało od oburzenia. Poczuł znowu
    nieodparte pragnienie, by wziąć ją w ramiona.
    109
    anula
    ous
    l
    a
    and
    c
    s
    - Potrzebujesz odpoczynku. Ostatnio przeszłaś przez ciężkie
    chwile i musisz odzyskać siły. To, że Wakefield sądził, iż jesteś
    nieosiągalna, nie tylko nie wyrządziło żadnej szkody, lecz przeciwnie,
    podsyciło jego zainteresowanie.
    Chwilę patrzyła na niego bez słowa, w końcu jej furia trochę
    opadła.
    - W porządku - powiedziała. - Jednak na przyszłość byłabym
    wdzięczna, gdybyś się ze mną porozumiał, zanim zaczniesz się
    wtrącać.
    Wzruszył ramionami.
    - Od tak dawna mam do czynienia z Wakefieldem, że lepiej niż
    ty wiem, jak sobie z nim radzić.
    - Ale w tym, co dotyczy mnie, zamierzam radzić sobie sama. -
    W jej oczach lśniła gniewna pasja.
    Tak bardzo chciałby, żeby to była pasja namiętności. Dla niego.
    Teraz. Przez całą noc.
    Marina była jak narkotyk, sam jej widok rozpłomieniał go.
    Zmusił się do wstania z łóżka i ubrania tylko dlatego, że to był
    jej pierwszy raz. Na pewno musiała być obolała. Gdyby został, nagi
    obok niej, nie powstrzymałby się przed kochaniem się z nią znowu.
    - Ja będę z nim rozmawiał - powiedział ostro.
    - Nie! - Wyrwała mu rękę. - Ja się z nim spotkam. To w końcu
    moja sprawa.
    Rzucił jej wściekłe spojrzenie.
    110
    anula
    ous
    l
    a
    and
    c
    s
    Niestety, miała rację. Nadszedł już czas, by spotkała się z
    Wakefieldem. Do tej pory do tego nie dopuszczał, i okazało się, że
    postępował słusznie. Sądząc po liczbie telefonów, zainteresowanie
    Wakefielda Mariną sięgnęło szczytów. Nie znosił oczekiwania, był
    przyzwyczajony do natychmiastowego spełniania swojej woli.
    A podczas gdy Wakefield był zaabsorbowany polowaniem na
    nią, Ronan negocjował z jego wierzycielami, a także kupował pewne
    przydatne udziały.
    Dlaczego więc tak go wzburzyła myśl o tym, że Marina i
    Wakefield spędzą pewien czas razem? Dlaczego z całych sił próbował
    nie dopuścić, by poszła na to spotkanie?
    Wziął głęboki oddech. Musi odzyskać panowanie nad
    rozpalonymi zmysłami. Przesunął spojrzeniem po jej figurze, po tej
    obcisłej czerwonej sukience, po długich, jedwabistych włosach.
    I znów poczuł furię posiadacza, któremu grozi się odebraniem
    jego własności.
    Nie możesz iść, myślał, bo właśnie się kochaliśmy i znowu tego
    chcę. Bo godzinę temu byłaś dziewicą i potrzebujesz mnie przy sobie,
    żebym cię tulił i pieścił. Bo wszystko się we mnie burzy na myśl, że
    idziesz zobaczyć się z Wakefieldem. Bo wystarczy mu jedno
    spojrzenie na tę sukienkę i spędzi resztę czasu na wyobrażaniu sobie,
    jak wyglÄ…dasz bez niej.
    Bo jestem zazdrosny. Zazdrosny? O Wakefielda? Niemożliwe.
    Wakefield nie jest dla Mariny mężczyzną. Jest wrogiem.
    111
    anula
    ous
    l
    a
    and
    c
    s
    To ja mam ją w swoim domu, w swoim łóżku, mówił sobie. To
    ja wprowadziłem ją w misterium uprawiania miłości i to ja mam przed
    sobą perspektywę długich, gorących nocy.
    To ja jestem kochankiem Mariny.
    Mimo to był zazdrosny do nieprzytomności.
    Co się z nim dzieje? Nigdy nie był zazdrosny. Opiekuńczy 
    owszem. Ale ta dzika zaborczość?
    - Tak - zmusił się do powiedzenia. - Rzeczywiście powinnaś się
    z nim zobaczyć. Ale to musi być krótkie spotkanie. Idę po samochód i
    czekam na ciebie przy schodach.
    - Mogę wezwać taksówkę. Pokręcił głową.
    - Pojedziesz ze mnÄ….
    - Wakefield pomyśli, że to dziwne. Jaki kochanek wozi kobietę
    na spotkanie z innym mężczyzną?
    - Niech sobie myśli, co chce. Zawiozę cię. -I dodał w myśli:
    Albo nie pozwolę ci pojechać.
    112
    anula
    ous
    l
    a
    and
    c
    s
    ROZDZIAA ÓSMY
    Marina przepychała się przez tłum do wyjścia z baru. Szkoda, że
    Wakefield zamówił szampana, myślała mściwie. Czerwone wino
    zostawiłoby na jego eleganckim szarym garniturze o wiele bardziej
    satysfakcjonujÄ…cÄ… jÄ… plamÄ™.
    Gdy wyszła na ulicę, z mroku wynurzył się jakiś cień i zrównał z
    nią krok. Był to Jackson Bourne, szef ochrony Ronana. Gdy Ronan w
    ostatniej chwili postanowił jej nie towarzyszyć i kazał Jasonowi
    jechać z nią, zaczekać przed barem, a potem odwiezć ją do domu, była
    wściekła. Ale teraz ucieszyła się na jego widok.
    Wsiedli do samochodu. Jason wziął telefon komórkowy i przez
    chwilę rozmawiał. Pewnie melduje Rona-nowi, że już wiezie mnie do
    domu, pomyślała z goryczą.
    Chociaż każdy na swój sposób, jednak mimo wszystko zarówno
    Ronan, jak i Wakefield powodowali, że czuła się przy nich jak
    przedmiot. Jak coś, o co można się targować, kupić i posiadać. A ja
    nie jestem ani majątkiem ruchomym, ani nagrodą, myślała
    buntowniczo. Jestem kobietą, która ma własne potrzeby marzenia.
    Zagryzła usta. Szkoda, że nie może wrócić teraz do własnego
    domu. Potrzebowała otuchy, jaką dawała jego bezpieczna rodzinna
    atmosfera. Ale dom został sprzedany.
    Zadrżała. Była wyczerpana fizycznie i emocjonalnie. Gdzie
    miała głowę, licząc na to, że zdoła stawić czoło Wakefieldowi parę
    godzin po tym wszystkim, co przeżyła z Ronanem?
    113
    anula
    ous
    l
    a
    and
    c
    s
    Gdy dojechali do domu, Ronan czekał w drzwiach.
    - Marino...
    - Cześć, Ronan. - Nie spojrzała mu w oczy, a on odsunął się, by
    mogła przejść.
    Ciekawe, czy Jason widział, co zrobiła Wakefieldowi. Zresztą,
    jakie to ma znaczenie. Jeśli o nią chodzi, pół Sydney mogło tam być.
    Nic jej to nie obchodziło.
    - Marina. - Ronan dogonił ją, gdy już była na piętrze.
    - Jestem zmęczona. Chcę iść spać.
    - Musimy porozmawiać.
    - Nie dzisiaj. - Była zbyt pobudzona, by teraz zasnąć, ale chciała
    zostać sama, zamknąć się u siebie i wypłakać w przynoszącej ukojenie
    ciemności.
    - Jadłaś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •