[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie nale\y wtajemniczać Dane'a. Wystarczy, \e ona się zamartwia. Podjęła decyzję i
to dodało jej sił. Uniosła dumnie głowę.
- Sam powiedziałeś, \e nie chcesz się wiązać, pamiętasz? - przypomniała
zimnym tonem. - Chciałeś, \ebym usunęła się z twego \ycia. Gdybym wspomniała o
dziecku, uznałbyś, \e zastawiam na ciebie pułapkę.
Dane poczuł się winny. Tess nie miała pojęcia, co do niej czuł.
- Wszystko się zmieniło - odparł spokojnie.
- Mam rozumieć, \e ja się nie liczę, ale zale\y ci na dziecku, tak?
Te słowa okropnie go rozzłościły.
- Jasne - rzucił z przewrotnym uśmiechem.
Tess patrzyła na niego z kamienną twarzą. Miała złamane serce, ale nie dała
po sobie poznać, jak bardzo cierpi.
- Zamierzałaś mi powiedzieć o dziecku? - Dane nie dawał za wygraną.
- Tak - odparła. - Prędzej czy pózniej musiałabym to zrobić.
- Kiedy? - rzucił oskar\ycielskim tonem. - Gdy nasz potomek szedłby do
szkoły? Nie musisz odpowiadać. - Dane wcisnął ręce w kieszenie i bez słowa patrzył
na Tess. Wziął się w garść. Czuł się oszukany, bo ukryła przed nim prawdę, chocia\
wiedziała, \e bardzo cierpi z powodu bezpłodności. Sam nie był tak\e bez winy, ale
jeszcze za wcześnie na przebaczenie i pojednanie. Mógł za to wiele zrobić.
- Zabiorę cię na ranczo - myślał głośno. - Beryl się tobą zaopiekuje.
- Wykluczone - mruknęła, odwracając głowę. - Nie mogę& tam jechać.
Dane zmarszczył brwi. Przypomniał sobie, co mówił Tess o starszej pani,
która z pewnością nie pochwalała istnienia nieślubnych dzieci.
Lassiter rozpromienił się nagle. Miał powód, \eby poślubić Tess, nie
ujawniając prawdziwych uczuć. Niech sądzi, \e zrobił to przez wzgląd na dziecko.
- Coś wymyślimy. - Mrugnął do niej porozumiewawczo. Z roztargnieniem
popatrzył na zegarek. - Niedługo wrócę.
- Dane, musimy porozmawiać.
- Pózniej.
Bez słowa wyjaśnienia opuścił sypialnię. Na odchodnym rzucił jej zaborcze
spojrzenie. Gdy zniknął za drzwiami, Tess opadła na poduszkę. Zaskoczył ją nagłym
zniknięciem. Była smutna, bo przyznał, \e chodzi mu jedynie o dziecko. Czas
po\egnać się z nadzieją, \e Dane kochają skrycie i pragnie jej powrotu. To zwyczajne
mrzonki.
Tess była zaskoczona, gdy rankiem stanęli oko w oko na progu mieszkania.
Trzy godziny pózniej osłupiała na widok Lassitera, który przyprowadził do jej
mieszkania jakiegoś dziwnego jegomościa, a następnie podsunął jej pióro oraz
zadrukowany arkusz papieru. Wskazał miejsce, gdzie powinna zło\yć podpis, ale nie
dał jej czasu na przeczytanie tekstu. Rzucił dokumenty na stół, usiadł obok Tess i
wziął ją za rękę.
- Proszę zaczynać - zwrócił się do tajemniczego osobnika.
Mę\czyzna wyciągnął niewielki tomik i odczytał formułę przysięgi
mał\eńskiej. Tess była tak oszołomiona, \e ledwie wykrztusiła sakramentalne tak ,
gdy mę\czyzna zwrócił się do niej. Poczuła, \e ukochany wsuwa jej na palec
obrączkę, za du\ą zresztą. Byli mał\eństwem.
- Dane! - krzyknęła nagle.
Lassiter wstał, uścisnął dłoń mę\czyzny, podsunął mu papiery do podpisania,
wręczył umówioną opłatę i odprowadził do drzwi, dziękując wylewnie za pomoc.
Gdy nieznajomy wyszedł, Dane wrócił do sypialni i popatrzył na Tess.
Nale\ała do niego - ona i dziecko. Jego dziecko. Był dumny jak paw.
Tess z niedowierzaniem popatrzyła na obrączkę. Podniosła wzrok. Nie
potrafiła określić miny Dane'a ani powiedzieć, co oznacza jego badawcze spojrzenie.
- Trzeba co najmniej trzech& trzech dni, by załatwić przedślubne formalności.
- Wystarczy kilka godzin. Trzeba tylko przystawić urzędnikowi pistolet do
głowy - odparł chełpliwie. - Bądz spokojna, załatwiłem wszystko zgodnie z prawem. -
Zmarszczył brwi. - Istnieje jednak niebezpieczeństwo, \e zostanę oskar\ony o
porwanie.
- Co ty mówisz?
- Urzędnik, który przed chwilą udzielił nam ślubu, nie miał pojęcia, po co tu
jedzie. Podstępnie zwabiłem go do samochodu i przywiozłem tutaj - wyjaśnił Dane.
Tess wybuchnęła śmiechem, a potem się rozpłakała. Nie spodziewała się po
ukochanym takiej spontaniczności. Lassiter zaklął cicho i zaczął się usprawiedliwiać.
- Wybacz, \e cię nie uprzedziłem, ale miałem nó\ na gardle - wymamrotał. -
Skoro jedziemy dziś na ranczo, musimy się tam zjawić jako mał\eństwo.
- Nie ma powodu, \eby Beryl się o mnie troszczyła - szepnęła Tess. - Ty
równie\ nie musisz być taki opiekuńczy.
- Nosisz pod sercem moje dziecko - przypomniał, spoglądając jej głęboko w
oczy. Musiał zmobilizować całą siłę woli, by wziąć się w garść. Pragnął objąć
ukochaną i scałować łzy z długich ciemnych rzęs. - Najwa\niejsze jest teraz nasze
maleństwo. Na nim trzeba się skupić. - Po chwili milczenia dodał: - Ubierz się.
Spakuję twoje rzeczy i ruszamy. Mam wra\enie, \e poranne mdłości bardzo cię
męczą.
- Tak - odparła wymijająco. - Jestem całkiem wykończona. Zaraz się ubiorę,
ale najpierw muszę wziąć prysznic.
- Masz dość sił?
- Nudności męczą mnie najbardziej z samego rana. Teraz czuję się lepiej.
- Poka\, co chcesz zabrać. Sam wszystko spakuję. Zawołaj mnie, gdybyś
potrzebowała pomocy.
Tess nie mogła się nadziwić, \e Dane tak szybko i sprawnie przejął kontrolę
nad jej \yciem. Było jej z tym dobrze. Nie musiała się o nic martwić. Nareszcie ktoś
postanowił się nią zaopiekować. Była zbyt osłabiona, by zebrać myśli i troszczyć się o
swoje sprawy. Wolała nie pytać, dlaczego Dane stał się nagle taki opiekuńczy. Gdyby
to zrobiła, pewnie by się całkiem załamała.
Godzinę pózniej gotowa do podró\y Tess wsiadała do czarnego mercedesa.
Walizki przyszłej mamy le\ały w baga\niku. Dane zdą\ył omówić z właścicielem
kamienicy warunki zawieszenia umowy najmu. Ciekawe, jakich u\ył argumentów.
Tess zastanawiała się przez całą drogę, jak przyjmie ją Beryl. Dane zabawiał
\onę rozmową, opowiadając o agencji, Helen i reszcie pracowników. Słuchała go
nieuwa\nie. Była przygnębiona i cudze sprawy w ogóle jej nie obchodziły.
Niepotrzebnie się martwiła. Gdy samochód stanął przed domem, a
pasa\erowie wysiedli, Beryl otworzyła szeroko ramiona.
- Jakaś ty mizerna, dziecinko - gderała niczym troskliwa matka, otwierając jej
drzwi wejściowe. - Dość zmartwień. Wszystko się uło\y. Kiedy nie będzie tu Dane'a,
ja będę się tobą opiekować. Nic złego cię nie spotka.
Tego ju\ było za wiele po tylu niezwykłych prze\yciach owego dnia. Tess
rzuciła się w objęcia Beryl i zaczęła szlochać.
- Uspokój się, Tess - mruknął Dane po dłu\szej chwili. Przyciągnął ją do
siebie i wziął \onę na ręce. - Zaniosę cię do sypialni. Powinnaś odpocząć. Miałaś
cię\ki dzień.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]