[ Pobierz całość w formacie PDF ]
premier Francji.] i odznaczył go medalem za odwagę. Jego
zwykłego rybaka.
Libouna wręcza tacie kopertę. W środku znajduje się
zdjęcie jego i jego żony oraz list. List do mnie. Napisała
go żona Libouny pod jego dyktando. Pismo jest ładne,
kaligraficzne. Tato jest bardzo wzruszony tym, co
przeczytał. Azy napływają mu do oczu. Pod koniec obiadu
Omar, tak jak obiecał, pokazuje Libounie moje zdjęcia z
tatą, siostrą i braćmi zrobione w Corbeil-Essonnes na
tydzień przed wyjazdem na Komory. Libouna również ma
łzy w oczach. Delikatnie dotyka palcem mojej twarzy na
zdjęciu.
To ona, Bahia, dobrzeją poznaję, mimo że jej twarz
jest dziś spokojniejsza...
Libouna łapie Omara za rękę i mówi z powagą.
Proszę nagrać kasetę ode mnie dla Bahii. Nagraj
wiadomość dla niej i przekaż, kiedy zobaczysz się z nią
we Francji.
Omar wkłada kasetę do dyktafonu i naciska klawisz
nagrywania. Tato i doktor Tazir przestają rozmawiać i
wstrzymują oddech. Zapada cisza. Libouna Selemani
Matrafi patrzy w dal, tam gdzie niebo styka się z morzem.
Starannie dobiera słowa. Jego głos przepełniają emocje.
Kiedy dowiedziałam się, że tato chce lecieć na
Komory, bardzo się zdenerwowałam. Potem
zdenerwowanie zamieniło się w strach. Taki strach, który
rodzi się w żołądku i wywraca go na drugą stronę. Tato i
Omar nie polecieli samolotem linii Yemenia, tak jak
mama i ja.
Zdecydowali się na samolot należący do Ethiopian
Airlines. Biorąc pod uwagę wypadek z 1996 roku to
chyba też nie są najbezpieczniejsze linie lotnicze, ale tym
razem wszystko dobrze się skończyło. W drodze
powrotnej mieli tylko dwudziestoczterogodzinne
opóznienie w Nairobi, gdzie przesiadali się na samolot do
Roissy pod Paryżem.
Kilka dni po powrocie taty z Komorów Omar wręcza
mi kasetę od Libouny. Zamykam się w swoim pokoju,
żeby jej wysłuchać. Do dziś żałuję, że nie mogłam się
zobaczyć z Libouną Selemanim Matrafim, już po
uratowaniu. Widziałam go tylko raz na oceanie, pośród
wzburzonych fal, z kołem ratunkowym w ręce, kiedy
zbliżał się do mnie. A dziesięć sekund wcześniej
dostrzegłam go, jak skoczył z pokładu statku, i
powiedziałam sobie wtedy, że musi być szalony, bo zaraz
się utopi. Często w nocy próbuję przypomnieć sobie jego
twarz, żeby go nigdy nie zapomnieć. To człowiek
wyjątkowo skromny. Prawdziwy bohater, który nie chce
nim być, nawet jeśli tego dnia spotkał się ze swoim
przeznaczeniem. Włączam kasetę. Po pierwszych słowach
rozpoznaję głos. Po raz pierwszy usłyszałam go w wodzie,
na środku oceanu i do końca życia będę go pamiętać.
Mam gęsią skórkę. Zaczynam płakać.
Oto co mówi Libouna:
Dzień dobry, panno Bahiu. Nazywam się Libouna
Selemani Matrafi. Uratowałem cię u wybrzeży Wielkiego
Komoru. Chciałem się tylko przywitać i zapytać o
zdrowie, i jak się czuje twoja siostra i bracia, oraz jak ci
idzie nauka? Bahiu, dziękuję ci za to, że przeżyłaś.
Dziękuję Bogu, że żyjesz. Do widzenia, Bahiu .
Podziękowania
Specjalne podziękowania kieruję do Sophie Bottai,
Francis Prudhomme, Jeana-Claude a Gawsewitha i całego
jego zespołu.
Jestem wdzięczny doktorowi Tazirowi, Roukii,
Josephowi, ambasadorowi Lukowi Hallademu,
pułkownikowi Mauplot, całemu personelowi Ambasady
Republiki Francuskiej w Moroni na Komorach, rodzinie
Azizy, mamy Bahii, oraz wszystkim mieszkańcom
komoryjskiego miasteczka Nioumadzaha Bambao, którzy
okazali mi wiele serdeczności.
Omar Guendouz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]