[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potem Dauphine Street do Dzielnicy Francuskiej. Kiedy wyczuł opór, spoj-
rzał na nią przez ramię i zobaczył, że wpatruje się w swoje nogi. Przez głowę
przemknęło mu, czy się nie rozmyśliła, ale potem dotarło do niego, że chodzi
o te jej sexy szpilki. Stare, nierówne chodniki Dzielnicy Francuskiej były
zdradliwe, a on wlókł ją za sobą jak neandertalczyk do swojej jaskini. Zwolnił
kroku. Lorelei uścisnęła mu dłoń w podzięce, ale nie podniosła oczu,
wpatrując się uważnie w chodnik.
Przy Dauphine Street mieściły się wyłącznie rezydencje, ledwie kilka
osób szło ulicą i żadna z nich nie okazała im zainteresowania, chociaż
Donovan czuł się tak, jakby każdemu musiało się rzucić w oczy, jak bardzo
jest podniecony. Przy St. Phillip, przecznicę od Burgundy, pojawił się
53
R
L
T
wreszcie, niczym zbawcza latarnia morska, jego dom z czerwonej cegły.
Zwiadomość, że są tak blisko, wprawiła go w stan istnej gorączki, dlatego z
trudem znalazł klucze i ledwie zdołał ich użyć.
Powiew chłodnego powietrza z klimatyzacji ochłodził jego skórę, gdy
wciągnął Lorelei do środka i zatrzasnął drzwi. W świetle lampy w holu
zabłysły krople potu na jej czole, policzki miała zaróżowione z wysiłku albo z
pożądania.
Już wiedział, że z pożądania, gdy rzuciła się w jego ramiona z takim
impetem, że z trudem zachował równowagę. Oplotła rękami jego szyję i
pocałowała, a on wziął ją na ręce i ruszył do schodów.
Rozpięła mu koszulę, jej dłoń wśliznęła się do środka, a palce zaczęły
drażnić brodawkę, przez co omal się nie potknął. Odetchnął głęboko, usiłując
skupić się na tym, by trafić do sypialni.
A gdy już tam trafił, z trudem opanował się, żeby nie rzucić Lorelei na
łóżko i nie zanurzyć się w niej natychmiast. Zamiast tego postawił ją na nogi,
a ona zrzuciła kopnięciem buty, przez co stała się jeszcze niższa, rozpięła mu
głębiej koszulę i pocałowała w nagą pierś, bo tam sięgały jej usta.
Dotąd myślał, że palące dzikie pożądanie, którego wspomnienie
zachował, było po Części wynikiem tequili, po części wyobrazni, lecz teraz
już wiedział, że owo wspomnienie było niczym w porównaniu z
rzeczywistością. Lorelei była hipnotyzująca i narkotyzująca jak jej
imienniczka, i zapewne tak samo niebezpieczna. Piękna, powabna,
złowieszcza syrena z romantycznej legendy...
Jej dłonie pracowicie rozpinały mu koszulę, zsunęła ją razem z
marynarką. A potem z pełnym podziwu westchnieniem przesunęła palcami
od jego obojczyków po pasek od spodni. Następnie z uśmiechem popatrzyła
na Donovana, po czym odwróciła i uniosła włosy, odsłaniając suwak sukni. A
54
R
L
T
gdy po sekundzie ciemnofioletowy jedwab opadł wokół jej stóp, znów się
odwróciła się do Donovana, mając na sobie tylko skrawek czarnej koronki.
Była jeszcze piękniejsza, niż zapamiętał. Nie zorientował się, że
wypowiedział to na głos, dopóki nie położyła dłoni na jego piersi, mówiąc:
Cieszę się, że nadal jestem w stanie czymś cię zaskoczyć. To miłe.
Nie zarejestrował, jak znalezli się w łóżku, ale Lorelei leżała na plecach,
kruczoczarne włosy splątały się wokół twarzy, a on leżał na niej, rozkoszując
się dotykiem nagich ciał.
Litości, pomyślała Lorelei. To jest... Jest... Litości.
Nie mogła pozbierać myśli. Miał zadziwiająco delikatną skórę przy tak
muskularnym ciele, włosy na jego piersi drażniły przyjemnie jej sutki. Biodra
Donovana poruszały się prowokacyjnie, gdy wargi poznawały jej ciało. Nie
była pewna, czy omdlewa, czy płonie. Drżącymi z pożądania rękami zaczęła
nieporadnie rozpinać pasek jego spodni, aż w końcu sam to zrobił.
Potem była już tylko rozgrzana skóra, dłonie, które doskonale
wiedziały, gdzie dotykać, żeby doprowadzić ją do nieprzytomności. Usta
Donovana... Litości, jego usta...
A potem fala, na której się wznosiła, zalała ją, i niczego już nie
wiedziała. Donovan jęknął, szukając jej ust, aż wreszcie wszedł w nią jednym
gorącym pchnięciem. Orgazm napływał i napływał falami, wczepiła się w
Donovana, doświadczając rozkoszy, aż świat eksplodował, a potem
zapanowała ciemność.
55
R
L
T
ROZDZIAA CZWARTY
Miała zamknięte oczy, ale nie spała. Poznał to po niezbyt głębokim
oddechu, nie takim, gdy ktoś jest pogrążony w spokojnym śnie. Chłodna,
wyrafinowana Lorelei znikła. Podkówki z tuszu pod oczami, zaczerwieniona
od jego zarostu skóra wokół ust i na policzku, splątane kruczoczarne włosy
przylgnęły do wilgotnego od potu ciała.
Wyglądała nieziemsko zmysłowo, tak kusząca, że aż nierzeczywista.
I była, co do niej niepodobne, wyciszona. Lorelei nie należała do
milczków i chociaż Donovan raczej nie tęsknił do sypialnianych pogaduszek,
to jednak jej milczenie trochę go deprymowało. Lorelei zawsze i o wszystkim
miała coś do powiedzenia, jednak nie teraz.
Leżała zwrócona twarzą do niego, ale po swojej stronie łóżka, jakby
stwarzała między nimi dystans, który powinien respektować. Nie zbudowała
może muru, ale z pewnością całkiem solidny płot, do tego pod napięciem. Co
go ostrzegło, by trzymał ręce przy sobie, chociaż miał ochotę na coś zupełnie
innego.
Splótł ręce na karku i wbił wzrok w sufit. Cóż, nie da się ukryć, że
bardziej szalone od wylądowania z Lorelei w łóżku było wylądowanie w nim
po raz drugi. Wiedział to, ale pozwolił, by zamiast głowy decyzję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]