[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chwycił ją za nadgarstki z szybkością błyskawicy. Krzyknęła. Duży błyszczący nóż wypadł jej z dłoni
I stuknął o podłogę. Eryk pociągnął ją za nadgarstki. Rozwarła szeroko oczy. Ręcznik tkwiący dotąd
na jego biodrach opadł na ziemię.
Jeżeli w ogóle to zauważył, nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Mów teraz - rozkazał.
- Nie mogę.
- Lepiej mów!
Na policzku czuła ciepły oddech, a gorąco bijące z jego ciała parzyło jak płomyki ognia. Nie mogła
tego znieść. Była boleśnie świadoma bliskości jego ciała. Palce Eryka ciągle trzymały jej nadgarstki w
żelaznym uścisku. Czuła nawet jego puls. Przede wszystkim jednak czuła na sobie jego spojrzenie.
- Mów teraz! Mów! - nalegał.
Osunęła się na kolana i wzięła gwałtowny oddech. Klęczała naprzeciw jego męskości. On również
prędko przyklęknął.
- Mów! i Podniosła na niego wzrok.
- Nie zabijaj mnie - wyszeptała. Jednocześnie w jej umyśle zrodziła się inna myśl, która ją przeraziła:
Chciała, żeby jej dotknął.
- Nie zabijać cię? - zapytał z niedowierzaniem.
- Proszę.
- To jakiś absurd! - Uśmiechnął się smutno, zmieszany. - Może jestem rozzłoszczony, ale nie tak
szalony, by kogoś zabić. %7łartowałem z tym skalpowaniem.
284 Heather Graham
Jestem pewien, że nikt z plemienia Seminolów nie oskalpował nikogo od dziesiątków lat. A już nigdy
nie słyszeliśmy o oskalpowaniu żywej kobiety. To prawda, lubię brać żywe kobiety do niewoli, ale ich
nie morduję. Po niedawnym wybuchu furii nie spodziewała się po nim takiego spokojnego tonu. Jak
również nie oczekiwała, że dozna takiego uczucia ulgi. Zmiana nastroju była tak nagła i całkowita, że
Ashley, ku swemu przerażeniu i wstydowi, po prostu rozpłakała się.
- Hej!
Objął ją i tak trzymał, a ona szlochała na jego ramieniu. Potem zaczęła pociągać nosem. Puścił ją,
podniósł się, opasał się ręcznikiem i pomógł jej wstać.
Całą dumę Ashley diabli wzięli. Otarła łzy z policzków. Znalazł chusteczkę i chciał jej pomóc.
Powstrzymała jego dłoń.
- Już dobrze, dziękuję.
- Czy teraz jesteś gotowa mówić?
- Wcale nie myślałam, że chcesz mnie żywcem oskalpować.
- Co za ulga.
- Przypuszczałam, że chcesz mnie zabić nożem.
- Tak to już lepiej. Morderstwo bez rytualnych tortur?
Zdesperowana pokręciła głową.
- Widziałam... widziałam morderstwo. Zmarszczył czoło.
- Może wypijemy małego drinka? - mruknął. Wyjął z barku butelkę whisky, nalał do dwóch
szklaneczek, jedną podał Ashley.
- Masz może piwo imbirowe? - Zdobyła się na uśmiech.
Szmaragdowy anioł 285
- Całkiem możliwe. Mam również lód. - Przyrządził drinki, wychylił swoją szklaneczkę, zniknął, by
po chwili pojawić się z długim, welurowym szlafrokiem. Dla Ashley.
Chciała narzucić go sobie na ramiona, ale on cicho się zaśmiał.
- Jesteś przemoknięta. Nie lubię stwierdzać rzeczy oczywistych, ale już zobaczyłem, co było do
zobaczenia, więc ściągnij z siebie tę mokrą koszulę. Jako dżentelmen nawet się odwrócę.
Zarumieniła się, lecz on już stał zwrócony do niej plecami. Czuła, że w tej chwili może mu ufać.
Zerwała z siebie koszulę i włożyła szlafrok, który opadł aż do podłogi. W nowym odzieniu poczuła się
wygodnie I bezpiecznie.
Odwrócił się do niej. Był jeszcze ciągle rozbawiony, I takim lubiła go najbardziej. Lubiła ten ciepły
blask jego oczu i leciutkie skrzywienie ust. Jednak cała sytuacja nie była zabawna.
- Naprawdę widziałam, jak kogoś zabito.
- Kogo? - wziął swoją szklaneczkę, podał jej imbirowe piwo z whisky i zaprowadził do salonu.
Usadził Ją na sofie i usiadł obok.
- Nie wiem, kogo.
- Więc?
- Na Boga! Nie jestem histeryczką i mówię prawdę. Widziałam trzech ludzi.
- Nie wiesz, co to za jedni?
- Widziałam tylko sylwetki. Byli ubrani w żółte peleryny przeciwdeszczowe.
- Jak doszło do tego, że ich zobaczyłaś? Zawahała się. Milczała.
286 Heather Graham
- Mów. Dlaczego nie zostałaś z Tylerami?
- To przez ciążę Tary. Potrzebne było jeszcze jedno ujęcie, a Raf i ja sądziliśmy, że ona powinna
natychmiast jechać.
- To są twoi przyjaciele?
- Najlepsi. A bo co?
- Pytam bez powodu.
Ale w tym pytaniu musi być jakiś powód, pomyślała Ashley.
- Mów dalej. Opowiedz mi resztę.
- Tu nie ma dużo więcej do powiedzenia. Mówiłam już o Harrisonie, a ty mi zaprezentowałeś swoją
opinię.
Wzruszył ramionami.
- Mógł na twoim punkcie stracić głowę, tylko to powiedziałem. Nie wiem, ile szmaragdów sprzeda się
dzięki tej reklamie, ale faceci w całym kraju po zobaczeniu twojej reklamówki będą gnać pod zimny
prysznic.
- Mam nadzieję, że to jest komplement, a nie obelga, panie Hawk - powiedziała Ashley słodziutko.
- To jest stwierdzenie faktu. Ale nie dokończyłaś mówić o morderstwie.
- Tara i Raf odjechali w obawie o dziecko. Ja zostałam na ostatnie ujęcie. Potem Harrison powiedział,
że chce ze mną porozmawiać.
- A ty tak beztrosko za nim poszłaś?
- Nie chciałam robić scen. Miałam na planie przyjaciół, którzy wstawiliby się za mną, a Harrison
potem mógłby się na nich odegrać.
- Odegrać się? Jak?
- W Nowym Jorku. Gdyby chcieli dalej pracować.
- Wszechmocne dolary, co?
Szmaragdowy anioł 287
- Nie. Zrodki do przeżycia, panie Hawk.
- Rzeczywiście, musicie zaciskać pasa i wszystkiego sobie odmawiać!
- Kamerzysta nie zarabia dużych pieniędzy.
- Kończ tę historię.
- Naprawdę próbuję. Tylko ty potrafisz być takim złośliwym...
- Indiańcem?
- Dla mnie bądz sobie choćby i astronautą! - Wyprostowała się i odsunęła w róg sofy, jak najdalej od
niego. Tak łatwo umiał ją rozzłościć. Nie rozumiała tego. Wyglądało na to, że celowo tworzył bariery
między nimi. - Masz kłopoty z samym sobą.
- Nie, nie mam - wyszeptał. - Mam tylko jeden problem, z tobą. - Przymknął oczy i opuścił głowę.
Wydawało się, że mówi do siebie. Podniósł wzrok, jakby nie wypowiedział tych słów. - W porządku.
Przepraszam. Co wydarzyło się potem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]