Indeks IndeksDr Who New Adventures 36 Infinite Requiem, by Daniel Blythe (v1.0) (pdf)William Shatner Tek War 9 Tek NetHeinlein, Robert A The Door into Summerśąelazny Roger Amber 07 Krew AmberuNET Framework 20 Zaawansowane programowanie140. Paige Laurie Canyon Country 04 Dom dla dwojga155._Herries_Anne_ _Ukochany_nicpoćąĂ˘Â€ÂźGR0876.Radley_Tessa_Niespelniona_przepowiednia_Spadkobiercy_01Battlestar Galactica Glen A. LarsonKukuśÂ‚cze jaja z M
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • csw.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    ziemi. Cały ten zamęt usiłował opanować mały, spocony człowieczek o czarnych,
    kędzierzawych włosach.
    Van Horch podszedł z Danielem do jednego z wysokich Amerykanów.
     Cześć! Przyprowadziłem chłopca. Mam nadzieję, że nie każecie mu czekać, bo
    gotów nawiać, a nie podejmuję się przyprowadzić go po raz drugi.
     Cieszę się, żeś przyszedł, Dan. Za sekundę będę tylko dla ciebie. Ben, wyrzuć
    stąd całą tę hałastrę. Ale już!
    Mały człowieczek o czarnej czuprynie zmarszczył brwi, zrobił srogą minę, podniósł
    do ust ftibę i zaczął wykrzykiwać coś w języku niezrozumiałym dla nikogo, ale tak
    głośno i z taką sugestywną gestykulacją, że teren atelier opustoszał w okamgnieniu.
    Holender także się wycofał.
     Spotkamy się wieczorem jak zwykle! Bywaj, Fred! Amerykanin podniósł tylko
    rękę na pożegnanie. Przypatrywał się bacznie chłopcu.
     Jezdziłeś kiedy na wielbłądzie?
     Raz jeden. W ogrodzie zoologicznym.
     Spróbuj teraz.
    Odchylił brudną płachtę zawieszoną między ciężarówkami a wozem technicznym i
    dał znak Arabowi, żeby wprowadził wielbłąda. Zwierzę wkroczyło godnie, z powagą,
    jakby nic na świecie nie mogło go zadziwić.
     Wsiadaj, Dan.
    Nie było to wcale łatwe. Dopiero gdy Arab kazał wielbłądowi przyklęknąć, Daniel
    wgramolił się na jego grzbiet.
     Przejedz parę metrów. Alek, kamera!
    Drugi Amerykanin zaczął filmować. Spod płachty, tuż przy ziemi, wychyliły się
    główki arabskich dzieci  jak mahoniowe amorki. Daniel się roześmiał.
     Zmiej się jeszcze! Alek, złap ten śmiech! No, Dan, swobodnie! Masz minę
    wisielca. Zmiej się spontanicznie... N00... Jeszcze raz. Zsuń się z wielbłąda.
    Potrzymaj go za uzdę. Po-ga!daj z Arabem. Już, prędko. Kłóć się z nim. Teraz
    śmiech. Serdeczny, naturalny. Błysk zębów. Alek, jeszcze raz!
    Takie hocki-klocki trwały do południa. Daniel zmęczył się, spocił i miał wszystkiego
    dosyć. O dwunastej wszakże Fred ogłosił przerwę, kazał Benowi podać piwo i
    sandwicze. Usiedli razem w zaimprowizowanym namiocie na składanych krzesłach
    przy składanym stole.
     Myślę, że Richie przygotuje nam wglądówki na jutro. Jeśli wypadną dobrze,
    sfinalizujemy umowę i pojutrze ruszamy w teren. Z tobą, oczywiście.
     Nie wiem nawet, jaki film zamierzacie kręcić.
     Melodramat egzotyczny. Mamy kupę materiału nakręconego podczas pobytu
    tutaj. Sceny uliczne, krajobrazy, typy orientalne. Trzeba to jakoś wkleić w akcję. Do
    tej pory robiliśmy tylko dokumenty, możliwie sensacyjne. Szukaliśmy śladów yeti.
    Filmowaliśmy fakirów. Ale na tym forsy się nie zbije. Publiczność pragnie akcji,
    przygód, erotyki. No więc chcemy spróbować. Mogłoby to wyjść bardzo ładnie. Ty z
    Blanką ukrywacie się w jaskiniach Tassili... Zdjęcia trikowe, oczywiście, bo za żadne
    skarby nie kręciłbym drugi raz w takich warunkach. A taśmy stamtąd zostało na parę
    filmów.
     Lepszy taki melodramat niż kręcenie dokumentu o Moza-78 bitach, na który
    nas namawiał ten Szwed  wtrącił Alek.
     Kogo obchodzÄ… Mozabici? A romanse, porwania i ucieczki  wszystkich.
     Wszystkich prócz snobów, którzy cmokają przy filmach Felliniego, Bergmana...
     Umówiliśmy się, Alek, że nie będziemy im robić konkurencji.
     Sądzicie, że Blanka zgodzi się wystąpić w czymś takim?
     ,,W czymś takim"? A kimże ona jest, żeby miała cokolwiek do powiedzenia?
    Dostanie trochę forsy i będzie uradowana.
     Może jest niefotogeniczna...
     To się okroi jej rolę do minimum albo ubierze po arabsku tak, żeby tylko jedno
    oko było widać. W tym filmie akcja jest pretekstem, realia są skarbem. Zresztą młoda
    dziewczyna zawsze ma coś ładnego do pokazania, jeśli nie buzię, to...
     " Fred, nie świntusz, bo chłopak nam ucieknie. Przecież to błędny rycerz, jak
    mówił Van Horch.
     Don Kichot, znaczy się? Ale tamten był chyba Hiszpanem. Widzisz, Dan, że
    jestem oczytany.
     % Bardzo. A jak wypadÅ‚y próbne zdjÄ™cia tej maÅ‚ej tancerki?
     Zwietnie. Tylko że wcale nie były próbne. Kazaliśmy jej tańczyć i
    zarejestrowaliśmy całość.
     Dużo was to kosztowało?  zapytał Daniel.
    Prychnęli śmiechem. Spojrzeli znacząco po sobie. Ben z pełnymi ustami ^powiedział:
     Dżentelmeni nie zadają takich pytań!
    Daniel wstał. Fred odprowadził go do przejścia między wozem technicznym a
    mercedesem.
     Słuchaj, Dan. Wszyscy jesteśmy młodzi, chcemy zgarnąć forsę, wyskoczyć do
    przodu. Musimy sobie pomagać. Trzymać sztamę. Jedziemy na jednym wózku. Jeśli
    nam się uda, to i ty zrobisz karierę, o jakiej w kraju nie mógłbyś nawet marzyć. A
    jeśli zrobimy klapę, mała szkoda, krótki żal. Nikt z twoich nawet się nie dowie.
    Niczym nie ryzykujesz.
     Ja nie. Ale Blanka.
     Przecież jej nie porwiemy. Zgodzi się, to dobrze, nie zgodzi, drugie dobrze.
    Wymyślimy coś innego. No, nie rób problemów. Jutro o dziesiątej przyjdę do ciebie.
    Profesor Olafson wychodząc wieczorem z restauracji zatrzymał się na chwilę przv
    stoliku Daniela.
     Pojutrze wracam do Algieru. Mogę zabrać listy. Zostaw dla mnie w recepcji.
    Daniel ledwo zdążył podziękować. Szwed bardzo się widać spieszył, obie Angielki
    czekały już na niego przy drzwiach wyjściowych. Kiedy indziej chłopak by się tym
    nie przejął, lecz dzisiaj taki dowód obojętności ze strony profesora pogorszył jeszcze
    nastrój, spowodowany przedwczorajszą bójką, dzisiejszym zmęczeniem i
    niepewnością, jak należy postąpić. Ciążył mu nadmiar samodzielności, nużyły
    pokusy życia. Zatęsknił za domem, za matką, za zwyczajnością, która była udziałem
    jego rówieśników. Idąc do swojego pokoju niemal rozczulił się nad sobą.
    Ledwo powiesił wiatrówkę i odkręcił kran w łazience, żeby przygotować sobie
    kąpiel, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Van Hor eh przyszedł na pogawędkę. I
    choć Daniel mu nie dowierzał, choć żywił wobec niego podejrzenia, przecież
    ucieszył się z tych odwiedzin. Holender natychmiast to wyczuł, rozsiadł się w fotelu i
    powiedział bezceremonialnie:
     Radziłbym ci zakręcić kran. Rozmowa może się przeciągnąć. Musimy załatwić
    interesy.
    Zagwizdał cicho i bardzo ładnie starą piosenkę Bitlesów. Daniel wrócił z łazienki.
    Przez chwilÄ™ siedzieli w milczeniu, przedzieleni stolikiem.
     Zdjęcia wypadły lepiej, niż można było oczekiwać  powiedział Van Horch. 
    Jutro wpadnie do ciebie Freddy. Nie spodziewaj się, oczywiście, że przyniesie ci
    kontrakt do podpisania. Wszystko musi polegać na zaufaniu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •