[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sternacja. Niepewność. Nadzieja.
RS
115
- Czy... czy to znaczy, że zmieniłeś zdanie?
Jej niski, nieco niepewny głos podziałał na niego jak
najsilniejszy afrodyzjak. W tym pytaniu było tyle nadziei
i obawy, że przez chwilę sam poczuł się zagubiony.
Co się działo? Przecież chciał tylko poczuć ciepło jej
ciała i delikatny dotyk aksamitnej skóry. Nie miał zamiaru
niczego zmieniać. Co go podkusiło, żeby w ogóle wysia
dać z samochodu? Jeszcze niedawno przekonywał ją prze
cież, że przyjazń to wszystko, co może jej ofiarować.
Tylko czy przyjaciele marzą o tym, żeby przytulić się
mocno i całować do utraty tchu? Czy obsesyjnie myślą
o słodkim zarysie piersi i namiętnych uściskach?
- Jeśli istnieje kobieta, która mogłaby samym swoim
widokiem zmienić postanowienia mężczyzny, z pewno
ścią ty nią jesteś - powiedział w końcu, z trudem panu
jąc nad własnym podnieceniem.
Niezbyt dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, co
robi, kiedy pochylił głowę i dotknął jej ust. Smakowały
tak cudnie, jak zapamiętał - słodko i rozkosznie. Powo
li kosztował ich słodyczy, pragnąc, by ta chwila trwała
wiecznie. Zapomniał o wszystkich swoich rozterkach
i obawach. Istnieli tylko oni i ten niezwykły pocałunek.
Wtapiał się w jej usta, pieszcząc rękoma jej kark
i wdychając cudowny zapach. Pachniała słońcem i cie
płym wiatrem. Jej gorące usta poddawały się miękko
pocałunkom i budziły w nim tysiące pragnień.
Stali niemal na środku ulicy i całowali się jak para
nastolatków. Miał ochotę zabrać ją stąd gdzieś daleko,
gdzieś, gdzie nie byliby narażeni na przypadkowe spoj
rzenia, w spokojne i bezpieczne miejsce.
RS
116
I nagle coś się zmieniło. Jeszcze zanim otworzył
oczy, poczuł, że ponętne ciało Gwen delikatnie odsuwa
się od niego. Opuściła ramiona, które jeszcze przed
chwilą go oplatały, odsunęła głowę i z trudem próbo
wała uspokoić oddech.
Stał przez chwilę zupełnie zagubiony. Wiedział, że
jeszcze kilka sekund temu zatracała się w pocałunku
równie mocno jak on. Dlaczego przerwała tę magiczną
chwilÄ™?
Spojrzał na nią uważnie i zobaczył, że też była roz
bita. Stała przed nim zarumieniona i usiłowała uspokoić
drżące ciało. Ze wszystkich sił próbowała odzyskać
kontrolÄ™ nad swoimi emocjami.
Odwróciła głowę i najwyrazniej unikała jego wzro
ku. Wyciągnął rękę, złapał jej podbródek i zmusił ją,
żeby patrzyła mu prosto w oczy. Sytuacja była mało
przyjemna dla obojga, ale chciał wiedzieć, dlaczego tak
nagle Gwen zmieniła zdanie.
Kiedy się odezwała, w jej głosie nie było słodyczy
ani miękkości.
- Co właściwie miało znaczyć to, co powiedziałeś?
Zadałam ci proste pytanie. Chciałabym wiedzieć, czy
twoje zachowanie oznacza, że zmieniłeś zdanie.
Patrzyła na niego uważnie, z napięciem. Cisza była
jedyną odpowiedzią, jaką usłyszała.
- Rozumiem - wyszeptała. Jakiś cień przesłonił jej
zielone oczy, z trudem przełknęła ślinę. - To nie w po
rzÄ…dku z twojej strony, Nathan.
Oskarżenie uderzyło w niego jak kamień. Odwrócił
wzrok, nie mogąc znieść jej smutnego spojrzenia. Miała
RS
117
rację. Nie potrafił ternu zaprzeczyć. Był winny. Ogar
nęły go wyrzuty sumienia i czuł się podle.
- Przepraszam cię, Gwen wymamrotał. - Nie
mam nic na swoje usprawiedliwienie.
- Fakt, nie masz - zgodziła się chłodno.
Prawie siłą zmusił się, żeby na nią spojrzeć. Wyrzuty
sumienia były coraz bardziej dotkliwe. Nie mógł sobie
wybaczyć, że uległ pragnieniom i namiętnościom, nad
którymi powinien umieć zapanować.
- Mogę ci tylko powiedzieć, że nigdy jeszcze tak się
nie czułem. Zupełnie oszalałem na twoim punkcie. Nie
przestaję myśleć o tobie. Wypełniasz moje sny, moje
marzenia. Nie potrafię się od ciebie uwolnić, chociaż
ciągłe próbuję. - W jego głosie słychać było desperację
i cierpienie, ale nawet nie starał się tego maskować.
- Skradłaś mi serce i duszę, Gwen.
Milczała przez chwilę, jakby analizowała to, co po
wiedział.
- Ale mimo wszystko w dalszym ciÄ…gu nie zamie
rzasz się wiązać, tak?
Patrzyła na niego wyczekująco. Najwyrazniej czeka
ła na konkretną odpowiedz, a on wciąż czuł się zupełnie
zagubiony. W głowie miał kompletny chaos. Nie wie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]