[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak na spowiedzi i daję wam prawo gapić się na mnie jak na wariata;
zrozumiem to.
Siedząc w kabinie, gdzie stalowe ściany niemal parzyły przy dotyku, Pitt
przedstawił swoją relację. Nie przemilczał niczego - nawet wątłego
podejrzenia, iż Teri mogła go wystawić von Tillowi na odstrzał. Lewis od
czasu do czasu ze zrozumieniem kiwał głową, ale nie wygłaszał żadnych
komentarzy; sprawiał wrażenie nieobecnego duchem i powracał do
rzeczywistości tylko wtedy, gdy Pitt opisywał jakiś szczególnie malowniczy
epizod. Giordino, amortyzując z lekka przechyły statku, przemierzał kajutę
od ściany do ściany.
Kiedy Pitt skończył, nikt się nie odezwał. Minęło dziesięć sekund,
dwadzieścia, potem trzydzieści. Atmosfera, wilgotna od potu trzech męskich
ciał, z powodu dymu z cygar i papierosów stawała się również dusząca.
- Wiem - powiedział ze znużeniem Pitt - że to wszystko wygląda jak bajka i
nie ma wielkiego sensu. Ale opowiedziałem dokładnie jak było i niczego me
pominÄ…Å‚em.
- Daniel w jaskini lwów - stwierdził bezbarwnie Lewis. - Przyznaję, że to,
cośmy usłyszeli, brzmi nieprawdopodobnie, ale fakty w osobliwy sposób
przyznają panu rację. - Wyjął z kieszeni chusteczkę i przetarł mokre czoło. -
Miał pan stuprocentową słuszność, przepowiadając, że samolot-antyk
zaatakuje też statek; wiedział pan nawet kiedy.
- Von Till dostarczył mi przesłanek, a reszta była tylko dedukcją.
- Nie mogę się połapać w tej dziwacznej kombinacji - przyznał Giordino. -
Użycie starego dwupłatu do ostrzeliwania lądu i morza tylko po to, żeby się
pozbyć Pierwszego Podejścia, sprawia wrażenie pomysłu przesadnie
skomplikowanego.
- Wcale nie - zaoponował Pitt. - Von Till rychło zdał sobie sprawę, że jego
próby sabotażu nie przynoszą zaplanowanych efektów.
- Co mu stanęło na przeszkodzie? - zapytał Giordino.
- Upór Gunna - odrzekł z uśmiechem Pitt. - Gunn kładł wprawdzie wszelkie
awarie i niepowodzenia na karb przyczyn naturalnych, ale nie zamierzał
podnosić kotwicy i dawać za wygraną.
- Aadnie to o nim świadczy - mruknął Lewis i odchrząknął, gotując się do
dłuższej oracji, Pitt jednak nie dał sobie przerwać.
- Von Till musiał ruszyć innym tropem - podjął. - Wykorzystanie starego
samolotu było genialnym posunięciem. Gdyby poszczuł na Lotnisko Brady
nowoczesny myśliwiec odrzutowy, rozpętałoby się piekło na skalę
międzynarodową. Grecy, Rosjanie, Arabowie... wszyscy mieliby w nim swój
udział, a na wyspie zaroiłoby się od wojska. Ale, nie, von Till był sprytny:
stary albatros wprawił nasz rząd w niejakie zakłopotanie i szarpnął Air Force
na kilka milionów dolarów strat, lecz oszczędził wszystkim dyplomatycznego
zamieszania i ewentualnego konfliktu zbrojnego.
- To bardzo interesujące, majorze - powiedział z nie skrywanym
sceptycyzmem Lewis. - Bardzo interesujÄ…ce... i niezmiernie pouczajÄ…ce, czy
nie zechciałby jednak pan odpowiedzieć mi na pytanie, które od pewnego
czasu kołacze się po rozmaitych zakątkach mego nieszczęsnego mózgu?
- A zatem, sir? - Po raz pierwszy Pitt zwrócił się do Lewisa w sposób
formalny i doświadczył w związku z tym głębokiego uczucia niesmaku.
- Czymże jest owo coś, czego szukają pańscy morscy jajogłowi, że ściągnęło
na nas ten cały syf?
- Rybą - odparł Pitt, uśmiechnięty od ucha do ucha. - Zwana potocznie
Filutem, jest wedle doniesień żywą skamieniałością. Gunn zapewnia mnie,
że połów jednego takiego egzemplarza będzie największym naukowym
osiągnięciem dekady. - Pitt pomyślał kwaśno, że odrobinę przeholował, ale
był już poirytowany pompatycznością Lewisa.
Kiedy pułkownik rozdygotany wstawał z krzesła, nie miał przyjemnego
wyrazu twarzy. - Chce pan powiedzieć, że bazę, której jestem dowódcą,
zawalają szczątki maszyn wartych piętnaście milionów dolarów, że moja
kariera wojskowa niemal legła w gruzach... z powodu jednej cholernej ryby!?
Pitt ze wszystkich sił starał się zachować powagę. - Tak, panie pułkowniku,
chyba podobne twierdzenie można uznać za prawdziwe.
Lewis, ze smętnym wyrazem twarzy człowieka, którego spotkała całkowita
klęska, powoli pokręcił głową. - Dobry Boże, to niesprawiedliwe, to po prostu
nie jest...
Przerwało mu pukanie do metalowych drzwi; wszedł chłopak okrętowy
niosÄ…c tacÄ™ z trzema brÄ…zowymi butelkami.
- Dbaj o ciągłość dostaw - rozkazał Pitt. - I właściwą temperaturę.
- Tak jest, sir - wymamrotał chłopak, postawił tacę na biurku i wypadł z
kabiny.
Giordino podał butelkę Lewisowi. - Niech pan sobie chlapnie, pułkowniku, i
zapomni o szkodach, tak czy siak, podatnicy jakoś to przełkną.
- A tymczasem ja skończę na zawał - odparł Lewis posępnie. Osuwając się
na krzesło, wyglądał jak przekłuty balon.
Pitt wziął oszronioną butelkę i przetoczył ją po zapoconym czole. Złoto-
srebrna etykietka była przyklejona krzywo; Pitt bezmyślnie przeczytał
dumnÄ… inskrypcjÄ™: DOSTAWCA GRECKIEGO DWORU KRÓLEWSKIEGO.
- No i co dalej? - zapytał Giordino między jednym łykiem a drugim.
Pitt wzruszył ramionami. - Jeszcze nie jestem pewien. Wiele zależy od tego,
co Gunn znajdzie we wraku albatrosa.
- Jakieś pomysły?
- Chwilowo żadnych.
Giordino rozgniótł papierosa w popielniczce. - Można przynajmniej
powiedzieć, że w porównaniu z wczorajszą sytuacją nasza pozycja zmieniła
się zdecydowanie na korzyść. Dzięki tobie duch z pierwszej wojny jest kaput
i mamy solidny namiar na inspiratora ataków. Wystarczy teraz skłonić
władze greckie do zwinięcia von Tilla.
- Nie dość solidny - odrzekł z namysłem Pitt. - Postawilibyśmy się w
położeniu prokuratora okręgowego, który żąda skazania za morderstwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]