[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Najpierw twierdzisz, że mnie kochasz. I to na tyle, żeby się ze mną ożenić. - Głos jej
się lekko załamał. - Zaraz potem wiążesz się z kobietą o imieniu Liza i chcesz, żebyśmy
zapomnieli o ślubie. Posłuchaj więc dobrze i zapamiętaj sobie raz na zawsze: Nie
będziesz bawił się moimi uczuciami! Zaproponowałeś mi małżeństwo, ale ja... - Bailey
zamilkła, widząc uśmiech w kącikach jego ust. - Czy ta rozmowa cię bawi?
- Trochę.
- Ja też chciałabym się pośmiać.
- Liza jest moją bratową.
Słowa Parkera nie od razu do niej dotarły.
- Kim?
- %7łoną mojego brata.
Bailey osunęła się na krzesło. Próbowała jak najszybciej zebrać myśli.
- Więc kochasz się w żonie brata. No tak, to typowe dla takiego...
- Nie. - Zdawał się zaskoczony, że mogła coś takiego zasugerować. - Kocham się w
tobie.
- Mówisz bez sensu.
- Chyba tak, bo inaczej...
- Inaczej, co?
- Inaczej trzymałbym cię już dawno w ramionach.
- Może byś wyjaśnił, o co ci chodzi?
- Kocham cię, Bailey, ale nie wiedziałem, ile czasu zajmie ci zdanie sobie sprawy z
tego, że ty też mnie kochasz. Tak byłaś uwikłana w przeszłość, że...
- Miałam ku temu powody - przypomniała mu.
- Miałaś - zgodził się. - W każdym razie prosiłem cię, żebyś wyszła za mnie za mąż.
- Dla dokładności - to twój ojciec mi o tym
powiedział.
- To prawda, uprzedził mnie. Ja sam już dawno gotowy byłem ci zadać to pytanie,
ale...
- Ale... - przerwała mu. - Zawsze było jakieś ale".
- Ale nie wiedziałem, czy twoje uczucie jest szczere.
- Słucham?
- Czy zakochałaś się we mnie, czy w Michaelu? - dokończył cicho.
- Chyba nie rozumiem.
- Moim zdaniem, gdybyś mnie naprawdę kochała, zrobiłabyś wszystko, żeby mnie
odzyskać.
- Odzyskać cię? Wybacz mi, ale teraz ja nic nie rozumiem.
- W porządku. Cofnijmy się pamięcią. Kiedy Paul oświadczył ci, że znalazł inną
kobietę i chce zerwać zaręczyny, co zrobiłaś?
-Rzuciłam uniwersytet i zapisałam się na studia w innej uczelni.
- A w przypadku Toma?
- Przeniosłam się do San Francisco.
- No widzisz. Dokładnie o tym mówię.
- O czym dokładnie mówisz?
Parker zawahał się, potem spojrzał jej prosto w oczy.
- Chciałem, żebyś kochała mnie na tyle mocno, żeby o mnie walczyć - powiedział po
prostu. - Zrozum, Liza i ja nie jesteśmy w sobie zakochani.
- Chciałeś, żebym myślała coś innego?
- Tak - przyznał niechętnie. - Ona też czytuje romanse. Okazuje się, że mnóstwo kobiet
to robi. Opowiadałem jej o nas i wpadła na pomysł, żeby użyć chwytu z drugą kobietą",
tak jak w niektórych romansach.
- Co za całkowity brak skrupułów!
- Możesz dać mi jeszcze minutkę?
- W porządku - zgodziła się.
- Kiedy Paul i Tom zerwali zaręczyny, nie zrobiłaś ani nie powiedziałaś nic, żeby
przekonać ich o swojej miłości. Spokojnie zaakceptowałaś ich decyzje i cichutko
usunęłaś się z ich życia.
- No i?
- No i ja chciałem, żebyś potrzebowała mnie tak bardzo, kochała tak mocno, żeby
trudno ci było pogodzić się z utratą. %7łebyś odłożyła do szuflady tę swoją przeklętą dumę i
zaczęła walczyć o swoje szczęście.
- Czy chciałeś doprowadzić do meczu bokserskiego między mną i Lizą? - zapytała
złośliwie.
- Nie! - Chciałem cię tylko sprowokować, żebyś do mnie przyszła. Dlaczego to tak
długo trwało? Zacząłem już tracić nadzieję...
- Jeżeli jeszcze raz posuniesz się do takich sztuczek, stracisz o wiele więcej niż
nadzieję, Parkerze Davidsonie.
Twarz rozjaśnił mu uśmiech zdolny odegnać jej ból i rozwiać wszelkie wątpliwości.
Otworzył ramiona i Bailey utonęła w nich, chowając twarz na jego piersi.
- Powinnam być na ciebie wściekła.
- Najpierw mnie pocałuj, a potem bądz wściekła.
Tym jednym pocałunkiem wynagrodził jej wszystkie smutne dni i długie samotne noce.
Kiedy w końcu ją puścił, nie mogła złapać tchu.
- Czy naprawdę mnie kochasz? - wyszeptała, pragnąc jeszcze raz to usłyszeć.
- Naprawdę cię kocham. - Uśmiechnął się do niej.-Moja miłość przetrwa i dwieście lat.
- Tylko dwieście?
- No dobrze. Dwieście jeden.
EPILOG
Bailey zatrzymała się przed wystawą księgarni, żeby przeczytać informację o tym, że
dwie młode pisarki będą podpisywać dzisiaj po południu swe książki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]