Indeks IndeksCourths Mahler Jadwiga Tajemnicza miłość Marleny (Tajemnica siostry Marleny)Dynastia z Bostonu 05 Miłość jak ogień McCauley BarbaraCraven Sara Wakacyjna miłość Wieża mrokówChristopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości495. Iding Laura Miłość to za małoCartland Barbara Miłość w hotelu Ritz131. Wilkins Gina Miłość czy zauroczenieAgata Christie Detektywi w służbie miłościCartland Barbara Drogowskaz ku miłościCena miłości Whitiker Gail
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • raju.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Cokolwiek rozkażesz - rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ Sue. - Ty tu je­
    steÅ› szefem.
    Następnych kilka godzin przeleciało błyskawicznie. Pam
    czarowała każdego, kto pojawił się w drzwiach, i mało kto
    opuszczał sklep tylko z jednym zakupem. Za każdym razem,
    kiedy dziewczyna wychodziÅ‚a do pracowni po nastÄ™pne lam­
    py, fala podniecenia zalewaÅ‚a Lacy. WyglÄ…daÅ‚o na to, że tego­
    roczne Boże Narodzenie bÄ™dzie lepsze niż kiedykolwiek; zdo­
    ła odłożyć sporą sumę.
    Sprzedaż książek też nie szła zle. W ciągu popołudnia
    musiaÅ‚a rozpakować kilka paczek i poustawiać książki na re­
    gaÅ‚ach. Ku jej zadowoleniu najnowsze bestsellery byÅ‚y roz­
    chwytywane niemal w locie, zanim zdążyła je wystawić.
    ZbliżaÅ‚a siÄ™ godzina piÄ…ta i Lacy nie wiedziaÅ‚a, czy jest bar­
    dziej wyczerpana tym wszystkim, czy też podekscytowana.
    W nawale zajęć nie zdążyła jednak zrobić wszystkiego, co
    sobie zaplanowaÅ‚a. MiaÅ‚a skoÅ„czyć trzy lampy na zamówie­
    nie i jeszcze kilka do sklepu. Joni może wrócić w każdej
    chwili i wtedy będzie musiała poświęcić jej cały swój czas
    i uwagÄ™.
    - Lacy?
    - Już musisz iść, tak?
    - Tak, ale oprócz tego tam jest jakiś pan, który mówi, że
    chce się z tobą zobaczyć.
    - Kto to jest? - spytała, nagle sztywniejąc.
    - Nazywa siÄ™ Boothe Larson.
    Zaczęła drżeć. Czego on chce? Zresztą to wszystko jedno,
    potraktuje go tak chłodno, jak na to zasługuje.
    - To co?
    - Ee... przyÅ›lij go tutaj i zamknij dobrze drzwi, jak bÄ™­
    dziesz wychodziÅ‚a. - UÅ›miechnęła siÄ™ z wysiÅ‚kiem. - DziÄ™ku­
    ję ci, byłaś dzisiaj wspaniała.
    Pam znikÅ‚a, a Lacy nie zdążyÅ‚a nawet opanować rozdygo­
    tanych nerwów, gdyż Boothe już pojawił się w drzwiach.
    Jego widok napełnił ją radością, którą jakoś musiał wyczuć,
    bo widać było, że jest trochę zaskoczony. Uśmiechnął się. Ich
    oczy spotkały się i przepłynęła między nimi iskra pożądania.
    Ale on odwrócił wzrok i czar prysnął.
    - Unosi się tu taki świąteczny zapach - powiedział, wciąż
    się uśmiechając, choć głos miał trochę nienaturalny.
    - Przecież zbliżają się święta - odpowiedziała z trudem.
    Jedyne, co mógÅ‚ zrobić, to wejść do Å›rodka, i wtedy poczu­
    ła, że cała jest jak z galarety. Odwrócił się i rozejrzał po
    sklepie.
    - Czy pani sama robiÅ‚a to wszystko? To znaczy tÄ™ dekora­
    cjÄ™?
    Czego on chce, jęknęła bezgłośnie Lacy. Ale odezwała się
    spokojnie, próbując ukryć zdenerwowanie:
    - Tak, oczywiście z pomocą Sue.
    - Sue?
    - To moja sprzedawczyni.
    - To ta, co właśnie wyszła?
    - Nie, to byÅ‚a Pam, pomoc na okres Å›wiÄ…teczny - zaprze­
    czyÅ‚a z myÅ›lÄ…, że ta rozmowa staje siÄ™ idiotyczna. - Sue wziÄ™­
    ła Joni i swoją córeczkę na pizzę.
    - Aha. WÅ‚aÅ›nie miaÅ‚em zapytać o mojÄ… maÅ‚Ä… przyjaciół­
    kÄ™.
    - No to teraz pan wie.
    Lacy czuÅ‚a pulsowanie w skroniach. ByÅ‚a tak zdenerwo­
    wana, że musiała włożyć wiele wysiłku, by nie spytać, jaki
    właściwie jest cel jego wizyty.
    ByÅ‚ zbyt wielki, zbyt onieÅ›mielajÄ…cy, by mogÅ‚a zachowy­
    wać się spokojnie. I wyglądał zbyt dobrze w znoszonych
    dżinsach i błękitnej wełnianej koszuli, która podkreślała kolor
    jego oczu i współgrała ze srebrnymi pasmami we włosach.
    Kołnierzyk był rozpięty i widać było włosy na piersi. Czuła,
    że jej dłonie są mokre.
    - Podoba mi się pani sklep - odezwał się.
    - ZwiÄ™ta to moja ulubiona pora - odpowiedziaÅ‚a, próbu­
    jÄ…c siÄ™ odprężyć. - Uwielbiam robić wszystko, by byÅ‚y uro­
    czyste.
    - To widać.
    RzeczywiÅ›cie tak byÅ‚o. Obok piÄ™knej choinki, przystrojo­
    nej czerwonymi aksamitnymi kokardami i satynowymi
    bombkami, staÅ‚y pudeÅ‚ka z różnymi kolorowymi Å›wiÄ…teczny­
    mi ozdobami, poustawiane między książkami i lampami.
    Boothe wciÄ…gnÄ…Å‚ powietrze.
    - Czy to pachnie świąteczny poncz?
    - Nie, to potpourri. To jest właśnie specjalny zapach na
    Boże Narodzenie.
    - Tak pachnie, że chciałoby się to wypić.
    - Obawiam się, że byłoby trujące.
    - Obawiam się, że ma pani rację.
    Zaśmiała się cicho.
    - Widzę, że tutaj nie ma jemioły - zauważył.
    - Nie, nie ma - odparła czując, jak jej żołądek spada
    gdzieś w dół.
    Słyszała jego przyśpieszony oddech, widziała, że wpatruje
    się w jej wargi. Powróciło wspomnienie tamtego pocałunku.
    Oboje odwrócili wzrok, by popatrzeć gdziekolwiek, byle nie
    na siebie nawzajem.
    - Chciałbym, żeby pokazała mi pani, jak się robi te lam-
    py. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •