[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cokolwiek rozkażesz - roześmiała się Sue. - Ty tu je
steÅ› szefem.
Następnych kilka godzin przeleciało błyskawicznie. Pam
czarowała każdego, kto pojawił się w drzwiach, i mało kto
opuszczał sklep tylko z jednym zakupem. Za każdym razem,
kiedy dziewczyna wychodziła do pracowni po następne lam
py, fala podniecenia zalewała Lacy. Wyglądało na to, że tego
roczne Boże Narodzenie będzie lepsze niż kiedykolwiek; zdo
ła odłożyć sporą sumę.
Sprzedaż książek też nie szła zle. W ciągu popołudnia
musiała rozpakować kilka paczek i poustawiać książki na re
gałach. Ku jej zadowoleniu najnowsze bestsellery były roz
chwytywane niemal w locie, zanim zdążyła je wystawić.
Zbliżała się godzina piąta i Lacy nie wiedziała, czy jest bar
dziej wyczerpana tym wszystkim, czy też podekscytowana.
W nawale zajęć nie zdążyła jednak zrobić wszystkiego, co
sobie zaplanowała. Miała skończyć trzy lampy na zamówie
nie i jeszcze kilka do sklepu. Joni może wrócić w każdej
chwili i wtedy będzie musiała poświęcić jej cały swój czas
i uwagÄ™.
- Lacy?
- Już musisz iść, tak?
- Tak, ale oprócz tego tam jest jakiś pan, który mówi, że
chce się z tobą zobaczyć.
- Kto to jest? - spytała, nagle sztywniejąc.
- Nazywa siÄ™ Boothe Larson.
Zaczęła drżeć. Czego on chce? Zresztą to wszystko jedno,
potraktuje go tak chłodno, jak na to zasługuje.
- To co?
- Ee... przyślij go tutaj i zamknij dobrze drzwi, jak bę
dziesz wychodziła. - Uśmiechnęła się z wysiłkiem. - Dzięku
ję ci, byłaś dzisiaj wspaniała.
Pam znikła, a Lacy nie zdążyła nawet opanować rozdygo
tanych nerwów, gdyż Boothe już pojawił się w drzwiach.
Jego widok napełnił ją radością, którą jakoś musiał wyczuć,
bo widać było, że jest trochę zaskoczony. Uśmiechnął się. Ich
oczy spotkały się i przepłynęła między nimi iskra pożądania.
Ale on odwrócił wzrok i czar prysnął.
- Unosi się tu taki świąteczny zapach - powiedział, wciąż
się uśmiechając, choć głos miał trochę nienaturalny.
- Przecież zbliżają się święta - odpowiedziała z trudem.
Jedyne, co mógł zrobić, to wejść do środka, i wtedy poczu
ła, że cała jest jak z galarety. Odwrócił się i rozejrzał po
sklepie.
- Czy pani sama robiła to wszystko? To znaczy tę dekora
cjÄ™?
Czego on chce, jęknęła bezgłośnie Lacy. Ale odezwała się
spokojnie, próbując ukryć zdenerwowanie:
- Tak, oczywiście z pomocą Sue.
- Sue?
- To moja sprzedawczyni.
- To ta, co właśnie wyszła?
- Nie, to była Pam, pomoc na okres świąteczny - zaprze
czyła z myślą, że ta rozmowa staje się idiotyczna. - Sue wzię
ła Joni i swoją córeczkę na pizzę.
- Aha. Właśnie miałem zapytać o moją małą przyjaciół
kÄ™.
- No to teraz pan wie.
Lacy czuła pulsowanie w skroniach. Była tak zdenerwo
wana, że musiała włożyć wiele wysiłku, by nie spytać, jaki
właściwie jest cel jego wizyty.
Był zbyt wielki, zbyt onieśmielający, by mogła zachowy
wać się spokojnie. I wyglądał zbyt dobrze w znoszonych
dżinsach i błękitnej wełnianej koszuli, która podkreślała kolor
jego oczu i współgrała ze srebrnymi pasmami we włosach.
Kołnierzyk był rozpięty i widać było włosy na piersi. Czuła,
że jej dłonie są mokre.
- Podoba mi się pani sklep - odezwał się.
- Zwięta to moja ulubiona pora - odpowiedziała, próbu
jąc się odprężyć. - Uwielbiam robić wszystko, by były uro
czyste.
- To widać.
Rzeczywiście tak było. Obok pięknej choinki, przystrojo
nej czerwonymi aksamitnymi kokardami i satynowymi
bombkami, stały pudełka z różnymi kolorowymi świąteczny
mi ozdobami, poustawiane między książkami i lampami.
Boothe wciÄ…gnÄ…Å‚ powietrze.
- Czy to pachnie świąteczny poncz?
- Nie, to potpourri. To jest właśnie specjalny zapach na
Boże Narodzenie.
- Tak pachnie, że chciałoby się to wypić.
- Obawiam się, że byłoby trujące.
- Obawiam się, że ma pani rację.
Zaśmiała się cicho.
- Widzę, że tutaj nie ma jemioły - zauważył.
- Nie, nie ma - odparła czując, jak jej żołądek spada
gdzieś w dół.
Słyszała jego przyśpieszony oddech, widziała, że wpatruje
się w jej wargi. Powróciło wspomnienie tamtego pocałunku.
Oboje odwrócili wzrok, by popatrzeć gdziekolwiek, byle nie
na siebie nawzajem.
- Chciałbym, żeby pokazała mi pani, jak się robi te lam-
py.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]