Indeks IndeksCourths Mahler Jadwiga Tajemnicza miłość Marleny (Tajemnica siostry Marleny)Dynastia z Bostonu 05 Miłość jak ogień McCauley BarbaraBaxter Mary Lynn Prezent dla Joni Gwiazdka miłościChristopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości495. Iding Laura Miłość to za małoCartland Barbara Miłość w hotelu Ritz131. Wilkins Gina Miłość czy zauroczenieAgata Christie Detektywi w służbie miłościCartland Barbara Drogowskaz ku miłościCena miłości Whitiker Gail
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    dziczy przecież po swoim dziadku spadek.
    - A ja myślałam, że on chce przejąć La Tour Monchauzet.
    - To ładny majątek - odpowiedziała Monique i wzruszyła
    ramionami - a on był tam potrzebny, ponieważ pan baron choro-
    wał, a Jacques dopiero się uczył prowadzenia winnicy. Nie moż-
    na go jednak porównać z Arrancay. To naprawdę ogromna win-
    nica - dodała z głębokim respektem. - Rohan chciał być lojalny
    zarówno wobec rodziny de Rochefort, jak i wobec
    153
    S
    R
    dziadka. Wszyscy nieustannie wywierali na niego presję, próbu-
    jąc namówić, żeby osiadł u nich na stałe. Gdy zdrowie barona
    nagle się poprawiło, nie miał już powodów, by tutaj dłużej sie-
    dzieć. Z pewnością stwierdził, że najwyższy czas zająć się wła-
    snym życiem i swoją przyszłością, zwłaszcza że jego dziadek
    podupadł na zdrowiu i coraz bardziej potrzebuje pomocy. - Ob-
    rzuciła Sabine uważnym spojrzeniem. - Tu wszyscy wszystkich
    znają. Jak się domyślasz, wiele mówiono o tym, co się wyda-
    rzyło na zamku.
    - To zrozumiałe - przytaknęła Sabine bezbarwnym głosem.
    W głowie miała zamęt. Nie mogę teraz zastanawiać się nad tym,
    pomyślała. Najważniejszy jest ślub.
    Kiedy ceremonia dobiegła końca, Sabine złożyła no-
    wożeńcom życzenia, wymknęła się z roześmianego tłumu zebra-
    nego przed kościołem i pojechała do Les Hiboux. Rozpaczliwie
    potrzebowała chwili samotności, żeby wszystko przemyśleć, a
    dom matki był dla niej najbezpieczniejszym schronieniem. Cho-
    dziła nerwowo po pokojach, niemal fizycznie czując obecność
    Rohana. Nic dziwnego, tu się przecież kochali... pierwszy i
    ostatni raz. Nie mogła się przemóc i wejść do sypialni, pełnej
    słodkich i bolesnych wspomnień, dlatego wiaderko z szampa-
    nem zostawiła w salonie.
    Rohan to dumny mężczyzna. Czy jej przebaczy, że tak nie-
    sprawiedliwie go oceniła? Słaba nadzieja! Zapewne raz na zaw-
    sze wykreślił ją ze swojego życia, uważając za głupią, płytką
    dziewczynę, zbyt łatwo ulegającą wpływom innych ludzi.
    154
    S
    R
    Miał swoje własne życie i nie chciał, żeby je z nim dzieliła. Nie
    ma już przy nim dla mnie miejsca, pomyślała z rozpaczą.
    Sprzedam Les Hiboux, postanowiła. Po weselu po-
    rozmawiam z Monique i poproszę ją, żeby sama załatwiła
    wszystkie formalności. Po co jej dom we Francji - zwłaszcza
    wypełniony takimi wspomnieniami? Jeśli przyjedzie z wizytą,
    zatrzyma się u ojca. Gaston jej potrzebuje, powinni się do siebie
    zbliżyć. Z czasem spełni jego marzenie i pozwoli, aby oficjalnie
    uznał ją za swoją córkę. Dla sąsiadów nie będzie to żadną no-
    winą, i tak od dawna plotkują na ten temat. Teraz jednak jeszcze
    za wcześnie na urzędowe kroki, skoro mają tyle rodzinnych za-
    ległości do nadrobienia.
    Wesele odbywało się w zamku. Gdy Sabine tam przyjechała,
    zabawa rozkręciła się już na całego. Muzyka i gwar wypełniały
    wielki salon. Wielu gości tańczyło na tarasie w świetle księżyca.
    Sabine przyłączyła się do wesołego towarzystwa. Gaston zajmo-
    wał honorowe miejsce na wielkim krześle z wysokim oparciem.
    Podeszła do niego i stanęła obok, przyglądając się, jak Marie-
    Christine, ubrana w przepiękną suknię, wiruje w tańcu z rozpro-
    mienionym mężem.
    - Gdzie się podziewałaś, moja malutka? Zacząłem już się
    martwić.
    - Musiałam dopilnować paru rzeczy - odparła beztrosko.
    Nagle muzyka umilkła, a parkiet wokół młodej pary opusto-
    szał. Jeden z mężczyzn przyniósł wielką porcelanową miskę
    155
    S
    R
    do której mężczyzni wrzucali pieniądze. Zdumiona Sabine zoba-
    czyła, że Marie-Christine, zachęcana głośnymi okrzykami pa-
    nów, zaczęła wolno podnosić spódnicę ślubnej sukni, coraz bar-
    dziej odsłaniając jedną ze swoich zgrabnych nóżek.
    - Płacą, żeby zobaczyć podwiązkę panny młodej - wyjaśnił
    Gaston. - Ale patrz teraz...
    Na salę wniesiono drugą miskę i tym razem pieniądze do niej
    wrzucały kobiety, krzykami i kpinami starając się zmusić Marie-
    Christine, aby opuściła suknię.
    - Im ładniejsza panna młoda, tym więcej pieniędzy ląduje w
    misce - powiedział Gaston. - Mężczyzni płacą, żeby pokazała
    podwiązkę, ich żony próbują ją od tego odwieść.
    - Zabawny obyczaj. Jakie to ludzkie! - roześmiała się Sabi-
    ne.
    Znowu zaczęły się tańce. Pan młody zaprosił Sabine do wal-
    ca. Zakręciło jej się w głowie, więc przymknęła oczy. Nagle
    usłyszała wesoły okrzyk i znalazła się w ramionach następnego
    partnera. Wciąż oszołomiona, uniosła powieki i ujrzała twarz
    Rohana.
    Muzyka, głosy, śmiechy - nagle wszystko przestało istnieć.
    Słabym głosem wymówiła jego imię. Orkiestra zagrała walca. Ro-
    han trzymał ją w ramionach, tuląc łagodnie.
    - Myślałam, że tu nie przyjdziesz - szepnęła.
    - Rzeczywiście nie chciałem, ale jestem to winien Marie-
    Christine i Jacquesowi. To moi przyjaciele.
    - Powiedziano mi, że przeniosłeś się do Arrancay.
    156
    S
    R
    - To prawda - odparł bezbarwnym głosem. Przyglądała się
    uważnie jego poważnej twarzy.
    - Byłam pewna, że pragniesz osiąść w La Tour Monchauzet...
    i przejąć cały majątek.
    - Dobrze wiem, co o mnie myślałaś - mruknął z gorzką ironią.
    - Ale się myliłaś.
    - Wiem o tym - wyznała, zarumieniona.
    - Brawo! I pewnie domagasz się wyjaśnień?
    - Skądże! Nie mam takiego prawa - oznajmiła smutnym gło-
    sem. - Chciałam tylko, żebyś wiedział, jak bardzo jest mi przy-
    kro. yle cię oceniłam.
    - Ja też się myliłem, kiedy myślałem, że potrzebujesz mojej
    opieki. - Potrząsnął głową. - Jesteś nieodrodną de Rochefort,
    moja droga Sabine. Brak ci wiary w ludzi i prostej życzliwości.
    Jak cała rodzina, myślałaś, że jestem na sprzedaż. Sądziłaś, że
    liczy się dla mnie tylko chęć posiadania waszego zamku i winni-
    cy. - Rohan pochylił się i ich twarze prawie się zetknęły. - To nie
    w moim stylu polować na bogate dziedziczki, ma belle. Tak
    samo jak ty mam swoje własne życie, do którego chcę wrócić, i
    właśnie nastała ostateczna pora, abym tak zrobił. Mój Boże, a ja
    obiecałem dziadkowi, że wrócę do domu na stałe i przywiozę
    swoją przyszłą żonę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •