[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Caleb? - powiedziała. - Co tutaj robisz? Zmiertelnie mnie przeraziłeś.
- Przepraszam. - Poczuł się głupio. - Martwiłem się, że nie przyszłaś do
pracy. Chciałem sprawdzić, czy wszystko gra.
Poprawiła pasek torebki na ramieniu.
- Wszystko gra.
Zciągnął brwi. Raine była ubrana w czarne spodnie i czerwoną bluzkę. O
niczym to nie świadczyło, zwłaszcza że bluzka była zapięta pod szyję, a jednak
Caleb nie wyobrażał sobie, by w tym stroju odwiedzała braci.
- Gdzie byłaś? - spytał ostrzej, niż zamierzał. Westchnęła zdegustowana.
- Nie zmieniłeś się, prawda?
R
L
T
94
Nie chciał, by jego słowa brzmiały jak oskarżenie, ale najwyrazniej za mało
się starał.
- Wybacz. Wiem, że to nie moja sprawa, co robisz ze swoim wolnym cza-
sem. Przysięgam, że spytałem tylko dlatego, że się o ciebie niepokoiłem.
Przez kilka długich sekund patrzyła na niego, bawiąc się paskiem torebki.
- Jeśli musisz wiedzieć, pojechałam do klubu Afte Dark.
Wciągnął nerwowo powietrze.
- Sama? Po co, na Boga?
- Cii! - Rozejrzała się. - Obudzisz całą okolicę Uspokój się, nie jest tak zle,
jak sądzisz. Nie wchodzi łam do środka.
Nie było mowy, by się uspokoił, ale próbował mówić ciszej, choć wciąż
pełnym napięcia głosem.
- Co to znaczy, że nie wchodziłaś do środka? Raine spoważniała.
- Jestem bardzo zmęczona rolą ofiary, więc postano wiłam wziąć sprawy w
swoje ręce. Przekonać się, cz] mogę pomóc znalezć tego faceta. Siedziałam w
samo chodzie przed klubem i obserwowałam wchodzących i wychodzących,
żeby sprawdzić, czy jakaś twarz nie zwróci mojej uwagi. Nic z tego - stwier-
dziła wyraznie niezadowolona. - Nie rozpoznałam żadnej twarzy.
Caleb ugryzł się w język aż do krwi. Nie będzie na nią krzyczał. Nie udzieli
jej reprymendy za to, że sama pojechała do klubu. Nawet jeśli została w samo-
chodzie nie da się wykluczyć, że gwałciciel by ją rozpozna i albo próbowałby
ją po raz drugi wykorzystać, albo uciszyć na zawsze.
Mocno przygryzł wargę, aż ból zastąpił złość. Wziął głęboki oddech.
Wszystko jest w porządku. Jeśli ją zdenerwuje, będzie jeszcze gorzej. Zniżył
głos:
R
L
T
95
- Szkoda, że mi nie powiedziałaś. Pojechałbym z tobą.
- Pracowałeś, ale zapamiętam to, jeśli zechcę tam wrócić. W co bardzo
wątpię, ponieważ to było kompletnie bez sensu. - Potrząsnęła kluczami, a po-
tem jednym z nich otworzyła drzwi. - Wejdziesz na chwilę?
Jej zaproszenie było mało entuzjastyczne, ale za nic by go nie odrzucił.
- No... jasne.
Weszli do budynku. Caleb był w jej mieszkaniu tylko parę razy, gdyż więk-
szość czasu spędzali u niego. Kiedy włączyła światło, jego spojrzenie padło na
kanapę w salonie, przykrytą kocem i poduszką.
Raine sypia na kanapie? Dlatego, że ten drań ją tutaj przywiózł i wykorzy-
stał w jej własnej sypialni?
Caleb powściągnął wybuch złości, który i tak niczego by nie rozwiązał.
- Rozgość się - powiedziała. Jej policzki się zaczerwieniły, kiedy sprzątała
pościel. - Napijesz się czegoś?
Najchętniej napiłby się whisky. Próbował się uśmiechnąć.
- Czegokolwiek.
Czerwień na jej policzkach pogłębiła się.
- Nie mam piwa ani wina. Piję teraz dużo butelkowanej wody - powiedziała
przepraszającym tonem.
- Może być woda. - Nagle dobiegło go ciche miauczenie. - To kot?.
Raine uśmiechnęła się po raz pierwszy od wejścia do domu.
R
L
T
96
- Kotka. Spice. - Pochyliła się i wzięła na ręce kotkę, która przyszła do po-
koju. - Mam ją od miesiąca, odkąd zaczęłam pracować w schronisku. Muszę
cię ostrzec, że jest zazdrosna o Grizzly'ego.
Caleb chciał pogłaskać kotkę, ale ta na niego prychnęła i zjeżyła się na
grzbiecie, więc cofnął rękę.
- Tato mówił, że bardzo lubisz Rusty'ego, setera irlandzkiego ze schroni-
ska, ale nie wolno ci tutaj trzymać psa. Dobrze, że nie mają zastrzeżeń do ko-
tów.
Raine postawiła kotkę na podłodze i przegoniła ją.
- Tak, Rusty jest kochany. To znajda, był bardzo niedożywiony. Podejrze-
wamy, że był bity przez jakiegoś mężczyznę, bo bardzo boi się mężczyzn pra-
cujących w schronisku. Za to do mnie od razu się przywiązał.
Rusty jest ofiarą przemocy? Nic dziwnego, że Raine poczuła z nim bliską
więz. Byli bratnimi duszami, potrzebowali się nawzajem. Raz jeszcze Caleba
obezwładniło poczucie bezradności. Naprawdę nie może pomóc Raine. W ża-
den sposób.
- W takim razie to dobrze, że ma ciebie. Kiwnęła głową i poszła do małej
kuchni po wodę z lodówki. Kiedy wróciła do salonu, usiadła obok niego na ka-
napie. Zaskoczyło go to i ucieszyło, że nie wybrała krzesła po przeciwnej stro-
nie pokoju.
-Myślałaś o przeprowadzce? - spytał.
Zmiana mieszkania pozwoliłaby jej łatwiej zapomnieć o tym, co się tutaj stało.
Poza tym, może znalazłaby miejsce, gdzie wolno trzymać psa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]