Indeks IndeksCourths Mahler Jadwiga Tajemnicza miłość Marleny (Tajemnica siostry Marleny)Dynastia z Bostonu 05 Miłość jak ogień McCauley BarbaraBaxter Mary Lynn Prezent dla Joni Gwiazdka miłościCraven Sara Wakacyjna miłość Wieża mrokówChristopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości495. Iding Laura Miłość to za małoCartland Barbara Miłość w hotelu Ritz131. Wilkins Gina Miłość czy zauroczenieAgata Christie Detektywi w służbie miłościCartland Barbara Drogowskaz ku miłości
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • limerykarnia.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    R
    L
    T
    myślach ze smutkiem Robert. Przypominała dziewiczą boginkę, zesłaną na ziemię, by
    kusić i poigrawać ze śmiertelnikami.
    - Panno Vallois - odparł, z trudem maskując drżenie głosu. - Ufam, że miewa się
    pani dobrze.
    - Stosunkowo dobrze. A pan.
    - Stosunkowo dobrze.
    Minęła chwila krępującego milczenia, po której Sophie zdała sobie sprawę, że nie
    uda im się poprowadzić dłuższej rozmowy. Zwróciła się zatem do Jane:
    - Dobry wieczór, moja droga - pozdrowiła ją. - Obie z Lawinią żałowałyśmy, że nie
    udało nam się spotkać na popołudniowym koncercie. U lady Staynwell występowała
    młoda dama, panna Roundtree. Wykonanie było popisowe.
    - Ja również żałuję - odparła Jane nieobecnym głosem. - Słyszałam, że nauczyła się
    grać na fortepianie w bardzo młodym wieku. Strasznie tu gorąco, prawda?
    Jane otworzyła wachlarz i zaczęła się energicznie wachlować. Robert miał tym-
    czasem wrażenie, że jest chłodno.
    - Może przyniosę ci szklankę ponczu - zaproponował.
    - Tak, to doskonały pomysł - zgodziła się Jane. - Zostańże jednak z panną Vallois.
    Sama chętnie pójdę.
    Z tymi słowy Jane oddaliła się ze skwapliwością, która zdumiała i zaniepokoiła
    Roberta.
    - Jane musi być naprawdę spragniona. Jeszcze nie widziałem, by chodziła równie
    szybko. - Może i pani ma ochotę napić się czegoś chłodnego?
    - Nie, dziękuję.
    Cisza się przedłużała, a po chwili stała się niezręczna. Robert ze wszystkich sił
    starał się sprawiać wrażenie zrelaksowanego, lecz wspomnienie ostatniego spotkania nie
    pozwoliło mu dłużej zachowywać milczenia.
    - Panno Vallois, muszę coś wyznać...
    - Nie! To ja jestem panu winna wyjaśnienie. Nie mogłam przestać myśleć o tym...
    co wydarzyło się na początku tygodnia. Czuję się okropnie. Nie chciałam wywoływać
    takiego cierpienia i muszę pana przeprosić.
    R
    L
    T
    - Za nic nie musi pani przepraszać - odrzekł Robert. - Miała pani prawo do każdego
    słowa. To ja zaatakowałem panią... Byłem nieuprzejmy... Widziałem, jak się pani poczu-
    ła.
    - Te straszne wydarzenia z pana życia wstrząsnęły mną - pospieszyła wyjaśnić
    Sophie. - Zrozumiałam, dlaczego żywi pan takie uczucia do Francuzów. Zrozumiałam, że
    niechęć do mojego brata i może do mnie nie są natury osobistej... są instynktowne.
    - Panno Vallois...
    - Nie. Proszę pozwolić mi dokończyć. Nie powinien mnie pan przepraszać, panie
    Silverton. Jakiekolwiek wspomnienie Francji, nieważne jak nieistotne, będzie ze sobą
    niosło to, o czym ze wszystkich sił pragnie pan zapomnieć. Samolubnie oczekiwałam
    wyjaśnienia i żałuję tego z głębi serca.
    Słowa uwięzły Robertowi w gardle. Sophie przepraszała go za to, za co w jego
    przekonaniu on sam powinien błagać o wybaczenie.
    - Miała pani pełne prawo dopytywać się o zródło moich uczuć do Francuzów. Po-
    zwoliłem, by nienawiść do jednego człowieka zabarwiła moją opinię o wszystkich in-
    nych. Czyniąc tak nie tylko odwróciłem wzrok od prawdy, ale okazałem też strasznie
    zawężone horyzonty. To tak, jakby pani uznała, że wszyscy Anglicy ubierają się na zie-
    lono, ponieważ poznała pani jednego tak ubranego Anglika. A przecież każdy powinien
    być oceniany za własne czyny, nawet oskarżony ma prawo do obrony. - Robert poczuł
    ulgę, widząc, że Sophie się uśmiechnęła. Nadzieja odżyła. - A skoro już zaoferowaliśmy
    wzajemnie przeprosiny, czy myśli pani, że moglibyśmy znowu nazywać się... przyja-
    ciółmi?
    Twarz Sophie rozjaśniła się. Czy poczuła taką samą ulgę? - zastanawiał się Robert.
    - Mam taką nadzieję, panie Silverton - odparła Sophie. - Nic by mnie bardziej nie
    ucieszyło!
    - W takim razie, czy mogę panią poprosić do następnego tańca?
    - Oczywiście, choć muszę pana ostrzec, że nie jestem najlepszą tancerką. Moja
    pracodawczyni nauczyła mnie mówić, ale nie dbała o moje umiejętności taneczne.
    R
    L
    T
    - Niczemu to nie przeszkadza. - Robert przez chwilę opierał się pokusie, by pogła-
    dzić ją po policzku. - Chcę jedynie z panią zatańczyć. Może też spróbuję panią roz-
    śmieszyć... Mam nadzieję, że nie proszę o zbyt wiele?
    Sophie pokręciła głową.
    - Ani trochę. Chcę tańczyć, rozmawiać i śmiać się. Kiedy więc wybrzmiały ostatnie
    nuty kadryla i rozpoczął się menuet, tak właśnie uczynili.
    Lawinia starała się udawać zainteresowanie tematami, jakie poruszały damy, w
    których towarzystwie się znajdowała. Dużo bardziej jednak ciekawiły ją wydarzenia w
    innej części sali. Przyglądała się spotkaniu Sophie z Robertem i Jane oraz poważnej
    rozmowie, w jakiej się zagłębili po odejściu panny Silverton. Gdy wybuchnęli śmiechem
    i Lawinia dojrzała wyraz twarzy Roberta, zrozumiała, co się dzieje.
    - Dobry wieczór, lady Longworth - usłyszała głos, któremu towarzyszyło niejasne
    poczucie zagrożenia. Odwróciła się z godnością księżnej i spojrzała przeciwnikowi w
    twarz.
    - Panie Oberon. Czyż nie jest to cudowny wieczór?
    - Jest niezwykły, a towarzystwo odpowiednio doborowe - odparł Oberon, trzyma-
    jąc w smukłych palcach kieliszek szampana. - Nierozważne było jednak ze strony lorda
    Longworth, że zostawił panią tutaj samą.
    - Wręcz przeciwnie, panie Oberon. Nie jestem sama. Otaczają mnie przyjaciele, a
    teraz pan do nich dołączył, by mi dotrzymać towarzystwa.
    - Czynię to z radością. - Oberon dystyngowanym gestem uniósł kieliszek do ust,
    jego wzrok nie opuścił jednak parkietu. - Miałem nadzieję, że spotkam tu pannę Vallois,
    widzę jednak, że rozmawia z naszym przyjacielem, Silvertonem.
    - Tak. Sophie bardzo szanuje Jane i często przebywa w jej towarzystwie.
    - Jednak Jane nie ma tam z nimi.
    Całe lata wprawy pozwoliły Lawinii otworzyć wachlarz, tak by nie dać przy tym
    po sobie poznać zdenerwowania.
    - Przed chwilą opuściła ich, by się czegoś napić.
    R
    L
    T
    - Zamiast tego jednak odnalazła pana Vallois... - Oberon wykrzywił usta w lekkim
    grymasie. - Wygląda na to, że oboje Silvertonowie cenią sobie towarzystwo pani gości,
    lady Longworth.
    - Dlaczego miałoby być inaczej? Sophie i Antoine są bardzo sympatyczni. Musiał
    pan dojść do podobnego wniosku podczas popołudnia spędzonego z panną Vallois.
    - W rzeczy samej. W efekcie pragnę spędzać z nią jeszcze więcej czasu. Szczerze
    mówiąc jednak, jestem zaskoczony, że Silverton jest tak zaangażowany. Oboje dobrze
    wiemy, jak bardzo nie lubi Francuzów.
    Lawinia wyczuła rozdrażnienie Oberona i uznała, że należy postępować ostrożnie.
    - Pan Silverton jest przede wszystkim dżentelmenem - odparła. - Nie pozwoliłby,
    aby jego osobiste uczucia stawały na drodze uprzejmości wobec damy.
    - Postąpił jednak przeciwnie i zdenerwował wcześniej pannę Vallois. Mówiła mi o
    tym podczas wspólnej przejażdżki.
    - Naprawdę? To zaskakujące. Sophie zwykle zachowuje swoje zdanie dla siebie.
    - Niech jej pani za to nie potępia, lady Longworth. Nie mogłem nie zauważyć jej
    zdenerwowania, a gdy zapytałem o przyczyny, odpowiedziała szczerze. Teraz, kiedy wi- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •