[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
myślach ze smutkiem Robert. Przypominała dziewiczą boginkę, zesłaną na ziemię, by
kusić i poigrawać ze śmiertelnikami.
- Panno Vallois - odparł, z trudem maskując drżenie głosu. - Ufam, że miewa się
pani dobrze.
- Stosunkowo dobrze. A pan.
- Stosunkowo dobrze.
Minęła chwila krępującego milczenia, po której Sophie zdała sobie sprawę, że nie
uda im się poprowadzić dłuższej rozmowy. Zwróciła się zatem do Jane:
- Dobry wieczór, moja droga - pozdrowiła ją. - Obie z Lawinią żałowałyśmy, że nie
udało nam się spotkać na popołudniowym koncercie. U lady Staynwell występowała
młoda dama, panna Roundtree. Wykonanie było popisowe.
- Ja również żałuję - odparła Jane nieobecnym głosem. - Słyszałam, że nauczyła się
grać na fortepianie w bardzo młodym wieku. Strasznie tu gorąco, prawda?
Jane otworzyła wachlarz i zaczęła się energicznie wachlować. Robert miał tym-
czasem wrażenie, że jest chłodno.
- Może przyniosę ci szklankę ponczu - zaproponował.
- Tak, to doskonały pomysł - zgodziła się Jane. - Zostańże jednak z panną Vallois.
Sama chętnie pójdę.
Z tymi słowy Jane oddaliła się ze skwapliwością, która zdumiała i zaniepokoiła
Roberta.
- Jane musi być naprawdę spragniona. Jeszcze nie widziałem, by chodziła równie
szybko. - Może i pani ma ochotę napić się czegoś chłodnego?
- Nie, dziękuję.
Cisza się przedłużała, a po chwili stała się niezręczna. Robert ze wszystkich sił
starał się sprawiać wrażenie zrelaksowanego, lecz wspomnienie ostatniego spotkania nie
pozwoliło mu dłużej zachowywać milczenia.
- Panno Vallois, muszę coś wyznać...
- Nie! To ja jestem panu winna wyjaśnienie. Nie mogłam przestać myśleć o tym...
co wydarzyło się na początku tygodnia. Czuję się okropnie. Nie chciałam wywoływać
takiego cierpienia i muszę pana przeprosić.
R
L
T
- Za nic nie musi pani przepraszać - odrzekł Robert. - Miała pani prawo do każdego
słowa. To ja zaatakowałem panią... Byłem nieuprzejmy... Widziałem, jak się pani poczu-
ła.
- Te straszne wydarzenia z pana życia wstrząsnęły mną - pospieszyła wyjaśnić
Sophie. - Zrozumiałam, dlaczego żywi pan takie uczucia do Francuzów. Zrozumiałam, że
niechęć do mojego brata i może do mnie nie są natury osobistej... są instynktowne.
- Panno Vallois...
- Nie. Proszę pozwolić mi dokończyć. Nie powinien mnie pan przepraszać, panie
Silverton. Jakiekolwiek wspomnienie Francji, nieważne jak nieistotne, będzie ze sobą
niosło to, o czym ze wszystkich sił pragnie pan zapomnieć. Samolubnie oczekiwałam
wyjaśnienia i żałuję tego z głębi serca.
Słowa uwięzły Robertowi w gardle. Sophie przepraszała go za to, za co w jego
przekonaniu on sam powinien błagać o wybaczenie.
- Miała pani pełne prawo dopytywać się o zródło moich uczuć do Francuzów. Po-
zwoliłem, by nienawiść do jednego człowieka zabarwiła moją opinię o wszystkich in-
nych. Czyniąc tak nie tylko odwróciłem wzrok od prawdy, ale okazałem też strasznie
zawężone horyzonty. To tak, jakby pani uznała, że wszyscy Anglicy ubierają się na zie-
lono, ponieważ poznała pani jednego tak ubranego Anglika. A przecież każdy powinien
być oceniany za własne czyny, nawet oskarżony ma prawo do obrony. - Robert poczuł
ulgę, widząc, że Sophie się uśmiechnęła. Nadzieja odżyła. - A skoro już zaoferowaliśmy
wzajemnie przeprosiny, czy myśli pani, że moglibyśmy znowu nazywać się... przyja-
ciółmi?
Twarz Sophie rozjaśniła się. Czy poczuła taką samą ulgę? - zastanawiał się Robert.
- Mam taką nadzieję, panie Silverton - odparła Sophie. - Nic by mnie bardziej nie
ucieszyło!
- W takim razie, czy mogę panią poprosić do następnego tańca?
- Oczywiście, choć muszę pana ostrzec, że nie jestem najlepszą tancerką. Moja
pracodawczyni nauczyła mnie mówić, ale nie dbała o moje umiejętności taneczne.
R
L
T
- Niczemu to nie przeszkadza. - Robert przez chwilę opierał się pokusie, by pogła-
dzić ją po policzku. - Chcę jedynie z panią zatańczyć. Może też spróbuję panią roz-
śmieszyć... Mam nadzieję, że nie proszę o zbyt wiele?
Sophie pokręciła głową.
- Ani trochę. Chcę tańczyć, rozmawiać i śmiać się. Kiedy więc wybrzmiały ostatnie
nuty kadryla i rozpoczął się menuet, tak właśnie uczynili.
Lawinia starała się udawać zainteresowanie tematami, jakie poruszały damy, w
których towarzystwie się znajdowała. Dużo bardziej jednak ciekawiły ją wydarzenia w
innej części sali. Przyglądała się spotkaniu Sophie z Robertem i Jane oraz poważnej
rozmowie, w jakiej się zagłębili po odejściu panny Silverton. Gdy wybuchnęli śmiechem
i Lawinia dojrzała wyraz twarzy Roberta, zrozumiała, co się dzieje.
- Dobry wieczór, lady Longworth - usłyszała głos, któremu towarzyszyło niejasne
poczucie zagrożenia. Odwróciła się z godnością księżnej i spojrzała przeciwnikowi w
twarz.
- Panie Oberon. Czyż nie jest to cudowny wieczór?
- Jest niezwykły, a towarzystwo odpowiednio doborowe - odparł Oberon, trzyma-
jąc w smukłych palcach kieliszek szampana. - Nierozważne było jednak ze strony lorda
Longworth, że zostawił panią tutaj samą.
- Wręcz przeciwnie, panie Oberon. Nie jestem sama. Otaczają mnie przyjaciele, a
teraz pan do nich dołączył, by mi dotrzymać towarzystwa.
- Czynię to z radością. - Oberon dystyngowanym gestem uniósł kieliszek do ust,
jego wzrok nie opuścił jednak parkietu. - Miałem nadzieję, że spotkam tu pannę Vallois,
widzę jednak, że rozmawia z naszym przyjacielem, Silvertonem.
- Tak. Sophie bardzo szanuje Jane i często przebywa w jej towarzystwie.
- Jednak Jane nie ma tam z nimi.
Całe lata wprawy pozwoliły Lawinii otworzyć wachlarz, tak by nie dać przy tym
po sobie poznać zdenerwowania.
- Przed chwilą opuściła ich, by się czegoś napić.
R
L
T
- Zamiast tego jednak odnalazła pana Vallois... - Oberon wykrzywił usta w lekkim
grymasie. - Wygląda na to, że oboje Silvertonowie cenią sobie towarzystwo pani gości,
lady Longworth.
- Dlaczego miałoby być inaczej? Sophie i Antoine są bardzo sympatyczni. Musiał
pan dojść do podobnego wniosku podczas popołudnia spędzonego z panną Vallois.
- W rzeczy samej. W efekcie pragnę spędzać z nią jeszcze więcej czasu. Szczerze
mówiąc jednak, jestem zaskoczony, że Silverton jest tak zaangażowany. Oboje dobrze
wiemy, jak bardzo nie lubi Francuzów.
Lawinia wyczuła rozdrażnienie Oberona i uznała, że należy postępować ostrożnie.
- Pan Silverton jest przede wszystkim dżentelmenem - odparła. - Nie pozwoliłby,
aby jego osobiste uczucia stawały na drodze uprzejmości wobec damy.
- Postąpił jednak przeciwnie i zdenerwował wcześniej pannę Vallois. Mówiła mi o
tym podczas wspólnej przejażdżki.
- Naprawdę? To zaskakujące. Sophie zwykle zachowuje swoje zdanie dla siebie.
- Niech jej pani za to nie potępia, lady Longworth. Nie mogłem nie zauważyć jej
zdenerwowania, a gdy zapytałem o przyczyny, odpowiedziała szczerze. Teraz, kiedy wi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]