[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gle Ben przerwał rozmowę, jakby ktoś wyrwał mu tele-
fon. Jack przez chwilę wpatrywał się w słuchawkę.
Pomyłka? Becky usiadła i poprawiła włosy.
Tak.
Wstała z łóżka i otuliła się prześcieradłem.
Chyba powinnamci powiedzieć, że teraz nie biorę
pigułek.
Minęło z pół minuty, zanim dotarł do niego sens jej
słów. Za drugimrazemnie użył prezerwatywy pragnął
jej tak bardzo, że całkiemwyleciało mu to z głowy.
Powiedz, że żartujesz.
Niestety nie. Przygryzła wargę.
Powinnaś mnie uprzedzić. Powstrzymać mnie.
Myślę, że nie jestemw fazie płodności.
Myślisz?
Mamnadzieję.
Odetchnął głęboko i zaczął krążyć po pokoju.
Becky, nie rób sobie nadziei. Nie interesuje mnie
małżeństwo. Widziałem, do czego może doprowadzić
nieudany związek, i nie mam zamiaru wpakować się
w coś takiego.
Ale znasz też przykłady udanych małżeństw od-
parła. Moi rodzice są trzydzieści pięć lat po ślubie,
a kochają się jak nigdy dotąd.
Nie mógł odmówić jej racji. Baxterowie byli wspania-
łą kochającą się parą i gdyby miał pewność, że może
liczyć na równie udany związek, nie wahałby się ani
chwili. Tyle że nie był tak wyluzowany jak jej ojciec,
Becky zaś nie była tak spokojna i nieco nieśmiała jak jej
matka.
Twoi rodzice są wspaniali i bardzo ich podziwiam,
CZASAMI WARTO CZEKA 119
ale nie wiązałbymżyciowych planów z kimś, kto przez
cały czas działa mi na nerwy.
Oto i słynny urok Colcannona... Becky spojrzała
na niego z ukosa i dodała: Ty to wiesz, co powiedzieć,
żeby dziewczyna poczuła się dowartościowana.
Posłuchaj, nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby
nie to, że jesteś najbardziej pociągającą dziewczyną, jaką
spotkałem. Od lat walczyłem z tą pokusą.
Mimo jego zrzędliwego tonu, od razu zmiękła.
Dzięki.
To szczera prawda, Becky. Położył jej ręce na
ramionach i spojrzał w oczy. Sam nie wiem, jak udało
mi się nie dobierać do ciebie przez tyle lat. Dzisiaj to było
coś... niewiarygodnego.
Ale nie masz ochoty na ciąg dalszy. Czy nie bywasz
samotny, siedząc w tym swoim zamczysku?
Chcesz powiedzieć, że zależy ci na stałymzwiąz-
ku?
Sama nie wiem, na czym mi zależy skłamała,
spuszczając wzrok, chociaż w duchu krzyczała: ,,Tak,
chcę ciebie! Chcę mieć z tobą dzieci! .
Szukasz bezpieczeństwa, to zrozumiałe. Możesz
u mnie mieszkać, dopóki chcesz, ale jeśli chodzi o zwią-
zek, to nie jestemdla ciebie odpowiedni.
Becky była zdruzgotana. Kochała go od dawna, a on,
chociaż niewątpliwie jej pragnął, nie widział dla niej
miejsca w swoim życiu. Ot, przelotny romans.
Wiedziała, że nie ma sensu przekonywać go, jak bar-
dzo go kocha. Trzykrotne zerwanie zaręczyn nie świad-
czy najlepiej o jej wiarygodności. Miała tylko nadzieję,
że jego pożądanie nie wygaśnie.
120 MELANIE MILBURNE
Kiedy następnego dnia rano pojawiła się w damskiej
przebieralni, od razu zrobił się szum.
Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Gwen mrug-
nęła do niej porozumiewawczo, szturchając jedną z pozo-
stałych pielęgniarek. Chodzą słuchy, że to nowa kobieta
wżyciu Jacka Colcannona.
Becky spojrzała na nie z niedowierzaniem.
Chyba nie zaprzeczysz? spytała Gwen.
Ja... ja nie wiem, o czym mówicie. Sięgnęła po
fartuch.
David Barker, ten nowy sanitariusz, wszystko nam
powiedział wyjaśniła Gwen. W niedzielę widział cię
na plaży, dorabia tamsobie jako ratownik. A że mieszka
w pobliżu Jacka, dziś rano zauważył, jak wychodziliście
razem.
No i co z tego? Becky zapięła fartuch. Ostatnio
miałam kłopoty w domu powiedziała do lustra, w któ-
rymodbijały się zaciekawione twarze. Jack zapropono-
wał, żebym zamieszkała u niego, dopóki rzecz się nie
wyjaśni.
Jakie kłopoty? spytała Jenny. Włamanie?
Między innymi.
A co jeszcze? zapytały chóremGwen i Jenny.
Becky westchnęła, zrezygnowana.
Wygląda na to, że ktoś mnie napastuje.
Co takiego?
Becky zauważyła kwaśno, że Gwen i Jenny nie tylko
potrafią mówić jednym głosem, ale i miny robią takie
same.
Wezwałaś policję? Gwen jeszcze nie otrząsnęła
się z szoku.
Tak. Robią, co mogą.
CZASAMI WARTO CZEKA 121
No, no. Jenny i Gwen wymieniły porozumiewaw-
cze spojrzenia. Trudno mi sobie wyobrazić Jacka jako
ochroniarza. Jak się z nimżyje?
Ja z nim nie żyję! sprostowała Becky. Za-
trzymałam się tylko u niego na kilka dni. Zresztą i tak
muszę sobie znalezć inne mieszkanie. Na tablicy na
dole znalazłam ogłoszenie, że ktoś z pooperacyjnego
szuka współlokatorki, wieczoremidę obejrzeć to miesz-
kanie.
Słusznie, obejrzeć nie zaszkodzi mruknęła Jenny.
No, chodzcie popędziła je Gwen, zerkając na
zegarek. Jack nas ochrzani, jeśli się spóznimy. Wiecie,
ile operacji mamy dzisiaj na liście?
Becky wiedziała, podobnie jak zdawała sobie sprawę,
że Jack nie będzie w dobrym humorze. A kiedy mu po-
wie, że szuka mieszkania, będzie jeszcze gorzej.
Wyszła za pielęgniarkami.
Przebierając się do operacji, Jack z niepokojemmyś-
lał o wczorajszej rozmowie z przyjacielem. Ben nie
należał do histeryków, a z jego słów wynikało, że sytu-
acja wygląda zle. Zastanawiał się, jak przyjaciel radzi
sobie ze stresem. Sam też nie był od niego wolny, ale
nie musiał budzić się co rano ze świadomością, że ten
dzień może być ostatnim. Nie wyobrażał sobie życia
bez Bena ani Veroniki i Williama Baxterów, którzy od
lat praktycznie zastępowali mu rodziców. No i jest
Becky.
Przy niej tracił głowę. W nocy prawie nie spał, myśląc
o niej, przypominając sobie zapach jej skóry i pragnąc jej
znowu. Kochał ją. Mimo tego, co jej powiedział, chciał
spędzić resztę życia, budząc się przy niej. Co rano chciał
122 MELANIE MILBURNE
widzieć obok siebie te potargane blond włosy i te brązo-
we oczy, w których migotały złośliwe błyski. Chciał
mieć z nią dzieci, dzielić z nią normalne rodzinne życie.
Ale dlaczego miałaby się z nim związać? Z trzecim
narzeczonym wytrzymała, o dziwo, aż dwa miesiące,
z poprzednimi rozstawała się po dwóch, trzech tygo-
dniach. On samteż się tego bał, na przykładzie rodzi-
ców widział, jak można niszczyć szczęście swoje i blis-
kich. A jednak musi ją jakoś skłonić do małżeństwa.
Tylko jak?
Poza tymona być może nosi już jego dziecko! W wy-
obrazni widział jej zaokrąglony brzuch, skórę lśniącą od
nadmiaru hormonów, błyszczące oczy...
Przez lata uciekał przed nią, ale teraz nie ma już od-
wrotu. Jego ciało podjęło decyzję za niego.
Odetchnął głęboko i wszedł do sali operacyjnej. Spoj-
rzał na Becky, która siedziała przy uśpionympacjencie,
ale jej wzrok niczego nie zdradzał. Zwrócił jednak uwa-
gę, że personel wymienia porozumiewawcze spojrzenia,
a Gwen uśmiecha się domyślnie.
Zaczynajmy powiedział i zaczął wydawać polece-
nia Jenny, która tego dnia była instrumentariuszką.
Przy czwartej operacji usunięcia woreczka żółciowe-
go Becky nie wytrzymała.
Jack, dzisiaj to już czwarta resekcja woreczka żół-
ciowego, prawda? powiedziała.
Tak. No to co?
Jenny pracuje tu już... dwanaście lat?
Trzynaście sprostowała Jenny z dumą.
O co pani chodzi, doktor Baxter? Jenny, skalpel.
Właśnie o to. Nie musisz jej prosić o skalpel za
każdym razem. Ona sama wie, co robić. Brała udział
CZASAMI WARTO CZEKA 123
[ Pobierz całość w formacie PDF ]