Indeks IndeksMilburne Melanie Niewinny flirtCalling on Dragons Patricia C. WredeSven Hassel batalion marszowyAnne Rice Godzina Czarownic TOM 4Biart Lucjan Podróśź mimowolnaTim LaHaye & Jerry Jenkins Left Behind Series 9 DesecrationÂŚwiat według Clarksonaebook pdf Health Eight_Lectures_on_YogaTolkien_J_R_R_ _Silmarilliondr.kwasniewski.zywienie.optymalne
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anusiekx91.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    gle Ben przerwał rozmowę, jakby ktoś wyrwał mu tele-
    fon. Jack przez chwilę wpatrywał się w słuchawkę.
     Pomyłka?  Becky usiadła i poprawiła włosy.
     Tak.
    Wstała z łóżka i otuliła się prześcieradłem.
     Chyba powinnamci powiedzieć, że teraz nie biorę
    pigułek.
    Minęło z pół minuty, zanim dotarł do niego sens jej
    słów. Za drugimrazemnie użył prezerwatywy  pragnął
    jej tak bardzo, że całkiemwyleciało mu to z głowy.
     Powiedz, że żartujesz.
     Niestety nie.  Przygryzła wargę.
     Powinnaś mnie uprzedzić. Powstrzymać mnie.
     Myślę, że nie jestemw fazie płodności.
     Myślisz?
     Mamnadzieję.
    Odetchnął głęboko i zaczął krążyć po pokoju.
     Becky, nie rób sobie nadziei. Nie interesuje mnie
    małżeństwo. Widziałem, do czego może doprowadzić
    nieudany związek, i nie mam zamiaru wpakować się
    w coś takiego.
     Ale znasz też przykłady udanych małżeństw  od-
    parła.  Moi rodzice są trzydzieści pięć lat po ślubie,
    a kochają się jak nigdy dotąd.
    Nie mógł odmówić jej racji. Baxterowie byli wspania-
    łą kochającą się parą i gdyby miał pewność, że może
    liczyć na równie udany związek, nie wahałby się ani
    chwili. Tyle że nie był tak wyluzowany jak jej ojciec,
    Becky zaś nie była tak spokojna i nieco nieśmiała jak jej
    matka.
     Twoi rodzice są wspaniali i bardzo ich podziwiam,
    CZASAMI WARTO CZEKA 119
    ale nie wiązałbymżyciowych planów z kimś, kto przez
    cały czas działa mi na nerwy.
     Oto i słynny urok Colcannona...  Becky spojrzała
    na niego z ukosa i dodała:  Ty to wiesz, co powiedzieć,
    żeby dziewczyna poczuła się dowartościowana.
     Posłuchaj, nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby
    nie to, że jesteś najbardziej pociągającą dziewczyną, jaką
    spotkałem. Od lat walczyłem z tą pokusą.
    Mimo jego zrzędliwego tonu, od razu zmiękła.
     Dzięki.
     To szczera prawda, Becky.  Położył jej ręce na
    ramionach i spojrzał w oczy.  Sam nie wiem, jak udało
    mi się nie dobierać do ciebie przez tyle lat. Dzisiaj to było
    coś... niewiarygodnego.
     Ale nie masz ochoty na ciąg dalszy. Czy nie bywasz
    samotny, siedząc w tym swoim zamczysku?
     Chcesz powiedzieć, że zależy ci na stałymzwiąz-
    ku?
     Sama nie wiem, na czym mi zależy  skłamała,
    spuszczając wzrok, chociaż w duchu krzyczała: ,,Tak,
    chcę ciebie! Chcę mieć z tobą dzieci!  .
     Szukasz bezpieczeństwa, to zrozumiałe. Możesz
    u mnie mieszkać, dopóki chcesz, ale jeśli chodzi o zwią-
    zek, to nie jestemdla ciebie odpowiedni.
    Becky była zdruzgotana. Kochała go od dawna, a on,
    chociaż niewątpliwie jej pragnął, nie widział dla niej
    miejsca w swoim życiu. Ot, przelotny romans.
    Wiedziała, że nie ma sensu przekonywać go, jak bar-
    dzo go kocha. Trzykrotne zerwanie zaręczyn nie świad-
    czy najlepiej o jej wiarygodności. Miała tylko nadzieję,
    że jego pożądanie nie wygaśnie.
    120 MELANIE MILBURNE
    Kiedy następnego dnia rano pojawiła się w damskiej
    przebieralni, od razu zrobił się szum.
     Proszę, proszę, kogo my tu mamy.  Gwen mrug-
    nęła do niej porozumiewawczo, szturchając jedną z pozo-
    stałych pielęgniarek.  Chodzą słuchy, że to nowa kobieta
    wżyciu Jacka Colcannona.
    Becky spojrzała na nie z niedowierzaniem.
     Chyba nie zaprzeczysz?  spytała Gwen.
     Ja... ja nie wiem, o czym mówicie.  Sięgnęła po
    fartuch.
     David Barker, ten nowy sanitariusz, wszystko nam
    powiedział  wyjaśniła Gwen.  W niedzielę widział cię
    na plaży, dorabia tamsobie jako ratownik. A że mieszka
    w pobliżu Jacka, dziś rano zauważył, jak wychodziliście
    razem.
     No i co z tego?  Becky zapięła fartuch.  Ostatnio
    miałam kłopoty w domu  powiedziała do lustra, w któ-
    rymodbijały się zaciekawione twarze.  Jack zapropono-
    wał, żebym zamieszkała u niego, dopóki rzecz się nie
    wyjaśni.
     Jakie kłopoty?  spytała Jenny.  Włamanie?
     Między innymi.
     A co jeszcze?  zapytały chóremGwen i Jenny.
    Becky westchnęła, zrezygnowana.
     Wygląda na to, że ktoś mnie napastuje.
     Co takiego?
    Becky zauważyła kwaśno, że Gwen i Jenny nie tylko
    potrafią mówić jednym głosem, ale i miny robią takie
    same.
     Wezwałaś policję?  Gwen jeszcze nie otrząsnęła
    się z szoku.
     Tak. Robią, co mogą.
    CZASAMI WARTO CZEKA 121
     No, no.  Jenny i Gwen wymieniły porozumiewaw-
    cze spojrzenia.  Trudno mi sobie wyobrazić Jacka jako
    ochroniarza. Jak się z nimżyje?
     Ja z nim nie żyję!  sprostowała Becky.  Za-
    trzymałam się tylko u niego na kilka dni. Zresztą i tak
    muszę sobie znalezć inne mieszkanie. Na tablicy na
    dole znalazłam ogłoszenie, że ktoś z pooperacyjnego
    szuka współlokatorki, wieczoremidę obejrzeć to miesz-
    kanie.
     Słusznie, obejrzeć nie zaszkodzi  mruknęła Jenny.
     No, chodzcie  popędziła je Gwen, zerkając na
    zegarek.  Jack nas ochrzani, jeśli się spóznimy. Wiecie,
    ile operacji mamy dzisiaj na liście?
    Becky wiedziała, podobnie jak zdawała sobie sprawę,
    że Jack nie będzie w dobrym humorze. A kiedy mu po-
    wie, że szuka mieszkania, będzie jeszcze gorzej.
    Wyszła za pielęgniarkami.
    Przebierając się do operacji, Jack z niepokojemmyś-
    lał o wczorajszej rozmowie z przyjacielem. Ben nie
    należał do histeryków, a z jego słów wynikało, że sytu-
    acja wygląda zle. Zastanawiał się, jak przyjaciel radzi
    sobie ze stresem. Sam też nie był od niego wolny, ale
    nie musiał budzić się co rano ze świadomością, że ten
    dzień może być ostatnim. Nie wyobrażał sobie życia
    bez Bena ani Veroniki i Williama Baxterów, którzy od
    lat praktycznie zastępowali mu rodziców. No i jest
    Becky.
    Przy niej tracił głowę. W nocy prawie nie spał, myśląc
    o niej, przypominając sobie zapach jej skóry i pragnąc jej
    znowu. Kochał ją. Mimo tego, co jej powiedział, chciał
    spędzić resztę życia, budząc się przy niej. Co rano chciał
    122 MELANIE MILBURNE
    widzieć obok siebie te potargane blond włosy i te brązo-
    we oczy, w których migotały złośliwe błyski. Chciał
    mieć z nią dzieci, dzielić z nią normalne rodzinne życie.
    Ale dlaczego miałaby się z nim związać? Z trzecim
    narzeczonym wytrzymała, o dziwo, aż dwa miesiące,
    z poprzednimi rozstawała się po dwóch, trzech tygo-
    dniach. On samteż się tego bał, na przykładzie rodzi-
    ców widział, jak można niszczyć szczęście swoje i blis-
    kich. A jednak musi ją jakoś skłonić do małżeństwa.
    Tylko jak?
    Poza tymona być może nosi już jego dziecko! W wy-
    obrazni widział jej zaokrąglony brzuch, skórę lśniącą od
    nadmiaru hormonów, błyszczące oczy...
    Przez lata uciekał przed nią, ale teraz nie ma już od-
    wrotu. Jego ciało podjęło decyzję za niego.
    Odetchnął głęboko i wszedł do sali operacyjnej. Spoj-
    rzał na Becky, która siedziała przy uśpionympacjencie,
    ale jej wzrok niczego nie zdradzał. Zwrócił jednak uwa-
    gę, że personel wymienia porozumiewawcze spojrzenia,
    a Gwen uśmiecha się domyślnie.
     Zaczynajmy  powiedział i zaczął wydawać polece-
    nia Jenny, która tego dnia była instrumentariuszką.
    Przy czwartej operacji usunięcia woreczka żółciowe-
    go Becky nie wytrzymała.
     Jack, dzisiaj to już czwarta resekcja woreczka żół-
    ciowego, prawda?  powiedziała.
     Tak. No to co?
     Jenny pracuje tu już... dwanaście lat?
     Trzynaście  sprostowała Jenny z dumą.
     O co pani chodzi, doktor Baxter? Jenny, skalpel.
     Właśnie o to. Nie musisz jej prosić o skalpel za
    każdym razem. Ona sama wie, co robić. Brała udział
    CZASAMI WARTO CZEKA 123 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •