Indeks IndeksHassel_Sven_ _Zlikw028. James Ellen Ten stary domśÂšw. Tomasz z Akwinu 25. Suma Teologiczna Tom XXVGraham Masterton Czarny AniośÂ‚notatek pl procesy integracyjne w europie skryptMiranda Lee Na dśÂ‚ugie jesienne wieczory Niezapomniana kobieta15. Douglas Drusilla Gdy serce wzbiera dumć…E E Doc Smith Best of E E Doc SmithJ.C. & Barb Hendee D 5 Rebel Fay (v1.3)GRD1104.Way_Margaret_KośÂ‚o_fortuny
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    przez naszą artylerię. Pozycja została utrzymana".
    Przez radio usłyszeliśmy głos Mercedesa: - Wszystkie Tygrysy atakować tym, co macie. Ruszajcie w stronę
    nasypu kolejowego czterysta metrów stąd.... Powodzenia!
    Linia kolejowa i nasyp były usłane przewróconymi ciężarówkami i lokomotywami. Długie odcinki torów były
    wybrzuszone albo zwyczajnie powyrywane tak, że teraz znajdowały się w pionie jak oskarżające niebo
    żelazne palce. Znaki sygnalizacyjne same przestawiały się bezcelowo, a płonące beczki z olejem
    powiększały jedynie chaos. Ciało niemieckiego żołnierza, wyrzucone z pewnością siłą wybuchu, było
    nadziane na jeden z wystających torów i teraz bujało się w tą i z powrotem jak ludzki pogodomierz. Ze
    szczytu nasypu mieliśmy wspaniały widok na całą scenę. Rosyjska piechota rozciągała się po horyzont, całe
    masy khaki były przeplecione gdzieniegdzie działami przeciwlotni-
    czymi i działami przeciwczołgowymi ciągniętymi przez konie.
    - Zwięty Boże - wymamrotał Stary. - Nie wydaje się możliwe, żeby było ich aż tylu.
    Tygrysy ruszyły do ataku. Z daleka musiały wyglądać jak stado jakichś dziwnych i strasznych
    prehistorycznych potworów. Nie było teraz czasu, by się nad tym zastanawiać i bać się. Zaczęliśmy
    mechanicznie spełniać nasze zadanie zniszczenia. Ziemia trzęsła się pod nami, ciężkie działa wyły i huczały.
    Sznur za sznurem pocisków wdzierały się w masy wrogich żołnierzy. Przez moment to wielkie morze
    zdawało się wahać. Po jego powierzchni przeszła drobna fala, a za chwilę przetoczyła się potężna, gdy
    żołnierze najbliżsi czołgom odwrócili się do ucieczki. Wielu zostało stratowanych w ogólnej panice. Jeszcze
    więcej zostało rozerwanych przez ciężkie pociski, które spadały wśród nich, wyrzucając w górę gejzery ziemi
    i części ciał. W środku czołgów byliśmy na wpół uduszeni. Powietrze było gorące i cierpkie, paląc nasze oczy
    i gardła. Heide pracował jak maniak, ładując i rozładowując działo. Jego grube rękawice były przypalone i
    unosił się z nich dym. Kilkakrotnie zapalały się nam ubrania i musieliśmy gasić płomienie gołymi rękoma.
    Nasze twarze były czarne, byliśmy skąpani w pocie. W normalnych okolicznościach uznalibyśmy takie
    warunki za niedopuszczalne, ale teraz ledwo to zauważaliśmy. Czołg kołysał się i wibrował i ogarnęła nas
    furia pogoni. Znaliśmy to uczucie już
    dawniej, ale zawsze przeżywaliśmy je na nowo. Niebezpieczeństwo zostało zapomniane, śmierć została
    zapomniana, nawet o samej wojnie zapomnieliśmy. Wiedzieliśmy tylko tyle, że musimy zabijać. Postacie w
    polowych mundurach nie były już ludzmi ani żołnierzami tak jak my, ale dzikimi zwierzętami, które muszą być
    upolowane i unicestwione. My byliśmy myśliwymi, polując i zabijając dla czystej prymitywnej przyjemności,
    ale i z konieczności. Zmialiśmy się głośno, gdy zgniataliśmy naszą zdobycz. Krzyczeliśmy triumfalnie, gdy
    widzieliśmy ich chowających w swoich dziurach, po czym obracaliśmy się w ich kierunku i rozwalaliśmy w
    drobny pył. Pracowaliśmy bez czapek i koszul i tylko zęby nam lśniły na brudnych od oleju twarzach. Oczy
    płonęły szaleńczo. Mały wył jak wilk. Zabijaliśmy i mordowaliśmy każdą dostępną nam bronią, działem,
    karabinami i miotaczem ognia. A Rosjanie walczyli jak ranna, schwytana zwierzyna, z desperacką energią.
    Zmiertelnie ugodzeni i tak rzucali do walki wszystko co mieli. Ale ich rewolwery i karabiny nie robiły nam
    więcej szkody od zwykłej procy. Nawet broń przeciwpancerna nie była skuteczna z odległości większej niż
    sto metrów. Niektórzy nawet rzucali się w samobójczym ataku z bombą magnetyczną czy koktajlem
    Mołotowa, ale ciężko jest przykleić taką bombę do czołgu, a koktajle Mołotowa najczęściej wyrządzały im
    więcej szkód niż nam.
    - Tygrysy, wyjmijcie z dupy palce i wezcie
    się do roboty! - ryczał major przez radio.
    - Nie mamy całego dnia, żeby się tu z nimi
    cackać!
    Tak rozdrażnieni parliśmy naprzód z jeszcze większą pasją. Teraz Rosjanie uciekali przed nami, nasze
    pociski rozrywały się wśród nich, połamane ciała wisiały na moment w powietrzu jak marionetki, by po chwili
    spaść uderzając w czołgi. Szum wentylatora wskazywał, że wiatrak wciąż działał, ale tak czy inaczej smród
    krwi, potu i palącego się ludzkiego mięsa wystarczył, by zamieszać w żołądku. W pewnym momencie Stary
    odwrócił się na bok i zwymiotował. Część spadła mi na twarz. Wytarłem to wierzchem dłoni, dopiero pózniej
    zdając sobie z tego sprawę.
    - Ostatni pocisk w lufie - zameldował nagle
    Heide.
    -1 tylko trzydzieści litrów paliwa w zbiorniku - dodał Porta.
    Podążając za nami, w ślad za zniszczeniami, jechały czołgi-cysterny. Zawróciliśmy i w rekordowym czasie
    znowu uzupełniliśmy amunicję i paliwo. Nadeszły nowe rozkazy przez radio: rosyjskie czołgi na prawo.
    Dystans 1200 metrów. Załatwcie je.
    To była cała formacja T34. Widzieliśmy, jak stoją na przeciwległym krańcu linii kolejowej i gdy skierowaliśmy
    na nich nasze lufy, poczułem, jak wraca do mnie strach. W takich momentach to prawdziwe piekło być
    uwięzionym w czołgu.
    - Ognia! - rozkazał Stary.
    Ciężkie działo zawyło. Prawie natychmiast T34, lider formacji, stanął w płomieniach, ale także po naszej
    stronie zapłonęły potężne stosy. W ciągu kilku minut byliśmy otoczeni płonącą masą stali. Kilku ludzi zdołało
    uciec z tego piekła, zanim eksplodowała amunicja i rozsadziła czołg i jego załogę na milion
    nierozpoznawalnych kawałków. Najbardziej ucierpiały lekkie czołgi: Tygrysy wytrzymywały atak, podczas
    gdy inne zostały prawie całkowicie zmiecione z powierzchni ziemi. Po godzinie ciężkiej walki Rosjanie byli
    pokonani. Koszt dla obu stron był porażający.
    Nieprzyjaciel odkrył, że przełamanie tego odcinka frontu nie było możliwe. My odkryliśmy, że możemy się
    utrzymać mimo zmasowanego ataku. Otworzyliśmy włazy i wciągaliśmy do płuc zimne powietrze, władcy,
    przez moment, wszystkiego dookoła, co było tylko kupą wypalonych czołgów, spalonych ciał i okaleczonych,
    krwawiących ludzkich wraków, które jeszcze żyły.
    Mieliśmy tylko chwilę, by zdołać się nacieszyć naszym zwycięstwem. To Stary pierwszy zauważył czołgi
    ponownie gromadzące się po drugiej stronie torów. Musiało być ich tam więcej niż setka. Ich cel był
    natychmiast widoczny: odciąć nam możliwość odwrotu. Rosjanie byli już od dawna mistrzami w tej taktyce,
    co wiedzieliśmy z gorzkiego doświadczenia. Nie mieliśmy czasu, by się zastanawiać nad naszą
    sytuacją. Stary przekazał wiadomość majorowi Mercedesowi, a ten natychmiast nakazał odwrót. Był to
    wyścig ze śmiercią. Zawróciliśmy i daliśmy nogę - każdy czołg jadąc własnym kursem, byle tylko znalezć się
    jak najszybciej za niemiecką linią. Przed nami znajdował się T34. Mieliśmy go na celowniku...
    Ognia! Czołg zadrżał. Płomień buchnął z gardła lufy. W odpowiedzi, sekundę pózniej, pod niebo wystrzelił
    płomień z T34, by po chwili zamienić się w grzyba czarnego dymu. I wreszcie eksplozja niszcząca i pojazd, i
    ludzi.
    Jeszcze dwa zostały załatwione w ten sam sposób, ale nasze szczęście nie mogło trwać wiecznie. Parliśmy
    naprzód pełnym gazem, mijając sczerniałe szczątki kilku naszych czołgów. W pewnym momencie trafiliśmy
    na grupę niemieckich żołnierzy, zakrwawionych i przewracających się. Kulawi i ślepi wspierający się
    nawzajem. Zwolniliśmy, by ich ze sobą zabrać i w kilka sekund wieżyczka i reszta pancerza czołgu zaroiły
    się od ludzi. Nieuchronnie, niektórzy nie mogli się utrzymać i spadli z powrotem na drogę, ale my nie
    mieliśmy wyboru i musieliśmy ich tam pozostawić. Nie było czasu na sentymenty. Jeśli chcielibyśmy się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •