[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolejnego chorego!
- Ciebie to też dotyczy, Rob.
- Niezupełnie. Ona wie, że w czwartki, kiedy pracuję tylko
pół dnia, jadam w restauracji. Była przekonana, że dzisiaj też
zjem poza domem.
- Obawiam się, że ona mnie nie lubi - przyznała Jenna ze
smutkiem. - A przecież staram się jej nie narażać.
- Nie aprobuje kobiet lekarek - wyjaśnił Rob.
- Sądziłam, że ktoś inny w tym domu ich nie uznaje. Oboje się
roześmiali.
- Pal sześć ją i jej rybę - powiedział, zatrzaskując lodówkę. -
Idziemy do Homara".
Kelnerka podprowadziła ich do stolika w niszy, gdzie kiedyś
Jenna widziała Roba z Susan, jej siostrą i szwagrem.
- Aadny stąd widok na port - zauważył Rob, skinąwszy w
stronę okna zalanego deszczem.
- Czy tutaj morze wylewa? - zapytała.
- Wiosną woda podmywa nawet schody naszego domu -
odparł, podając jej kartę. - Polecam żabnicę. Jest znakomita.
- Wiem. Jadłam ją, kiedy tu byłam pierwszy raz.
- Z Nickiem. - Pokiwał głową i przez dłuższą chwilę bawił się
sztućcami, aż wreszcie zapytał: - Czy nadal się z nim spotykasz?
Roześmiała się.
RS
98
- Chyba oszalałeś! Jak mogłabym się ostatnio z kimkolwiek
spotykać przy takim nawale pracy? Nie skarżę się, stwierdzam
tylko fakt. - Odłożyła na bok menu.
Była taka szczęśliwa, czuła się przy nim wspaniale. Spojrzała
na jego brązową czuprynę i bystre oczy i nie miała już
najmniejszych wątpliwości: po prostu zakochała się bez
pamięci!
%7ładen pacjent ich nie wzywał, mieli więc spokojny wieczór.
Wyłącznie dla siebie. Siedzieli w Homarze" aż do zamknięcia.
Zwiatło na drugim piętrze w oknie pokoju pani Cullen
wskazywało, że była w domu i jeszcze nie spała.
- Czuwa, żeby sprawdzić, czy pójdziemy do osobnych pokoi -
powiedział szeptem Rob, otwierając drzwi.
Właściwie Jenna cieszyła się, że nie są sami w domu. Aatwo
pozwolić sercu i ciału zawładnąć rozsądkiem, ale wtedy dopiero
napytaliby sobie kłopotów.
- Ona wyjeżdża na weekend - wyszeptał znów Rob, kiedy
weszli na schody.
- Nieprawda. Słyszałam, jak zwierzała się Meg, że zostanie,
żeby grać rolę przyzwoitki.
Stanęli pod drzwiami pokoju Jenny. Rob objął ją czule.
- Masz teraz czas na rozmyślanie - wyznał cicho. -
Wykorzystaj go mądrze, moja wróżko. Stajesz się dla mnie
coraz bardziej niebezpieczna - dodał, obejmując rękoma jej
podatne ciało i przyciągając ją bliżej.
Pocałował ją tak, że zapomniała o całym świecie. Na
schodach, między piętrami, zapaliło się światło. Usłyszeli głos
gospodyni:
- Czy to pani, doktor Fielding? Jakieś dwadzieścia minut temu
był telefon. Sprawa wyglądała na pilną.
Ociągając się, uwolniła się z ramion Roba.
- Dziękuję, pani Cullen! - zawołała. - Wezmę tylko torbę i już
jadę. - Z poczuciem winy zwróciła się do Roba: -
Zapomnieliśmy sprawdzić... To straszne!
RS
99
- Nie śpiesz się tak. Skąd ona wie, że był telefon. Musiałaby
zejść na dół i włączyć sekretarkę automatyczną. I niby dlaczego
ten, kto cię wzywał, nie próbował się dodzwonić do Homara"?
- Trzeba to sprawdzić - odparła, wspinając się na palce i
całując go w usta. - Do zobaczenia rano - szepnęła, po czym
szybko zbiegła na dół.
Tak jak Rob podejrzewał, na sekretarce automatycznej nie
było żadnych zgłoszeń. Jedynym celem pani Cullen musiało być
przerwanie wyimaginowanej scenki na półpiętrze. Jenna
rozzłościła się. Bez względu na to, co ją łączyło z Robem,
gospodyni nie miała prawa się wtrącać.
Akurat w chwili, gdy zamierzała przełączyć telefon do
swojego pokoju, ktoś zadzwonił.
- Och, pani doktor, czy może pani przyjechać? Chodzi o
Matta. Miał nudności, a teraz jest rozpalony i ospały.
- Poproszę nazwisko i adres - powiedziała, biorąc do ręki
długopis.
Praca lekarza nigdy się nie kończy. Nawet jeśli tym lekarzem
jest kobieta.
W sobotę rano Jenna miała wizyty domowe, a Rob pracował
w gabinecie. Po lunchu chciał odwiedzić Williama. W końcu
oboje wyrazili nadzieję, że może wieczór będzie spokojniejszy i
uda im się posiedzieć przy kominku.
Wizyty domowe Jenny przeciągnęły się, więc idąc do kuchni
była pewna, że zastanie tam Roba. Przy zastawionym stole pani
Cullen krzątała się sama.
- Czyżby doktor był jeszcze w gabinecie? - zdziwiła się Jenna.
- Nie. Wyszedł stamtąd jakiś czas temu.
- Chyba nie czeka na mnie z lunchem - niepokoiła się Jenna.
- Taki miał zamiar, ale przyszedł ten... gość. Czekają na panią
w salonie.
- Gość... to ciekawe. Któż to taki?
- Nie przedstawiono mi go - odpowiedziała pani Cullen,
uśmiechając się ironicznie.
RS
100
Jenna nie znała przyczyny tego uśmiechu, ale nie
przejmowała się nim specjalnie, bo przecież gospodyni zawsze
okazywała jej niechęć. Przechodząc przez hol, zatrzymała się
przed lustrem, żeby się uczesać, po czym weszła do salonu.
Zdążyła zrobić nie więcej niż dwa kroki i zatrzymała się w
osłupieniu. Przed kominkiem stał Jake w doskonale skrojonym
garniturze. Z niepokojem zerknęła na Roba. Był w starej,
tweedowej marynarce. Wyglądał przez okno z rękoma
skrzyżowanymi na piersiach. Miał zawzięty wyraz twarzy.
Nagle Jake podbiegł ku niej, zasłaniając Roba.
- Jenno, kochanie. Tak się cieszę, że wreszcie cię widzę. Była
tak zaskoczona, że zdołał ją porwać w ramiona, zanim zdążyła
się odsunąć.
- Zostaw, puść mnie! - syknęła. - Rob... Ale Rob wyszedł,
zatrzaskując za sobą drzwi. Teraz dopiero wpadła w furię.
- Ty cholerny hipokryto! - wybuchnęła. - O co ci chodzi tym
razem?!
- Kochanie... co to za język. To do ciebie niepodobne.
- Nie jestem już tą naiwną dziewczyną, którą znałeś. Straciłeś
czas, przyjeżdżając tutaj.
- Należymy do siebie, Jenno, wiesz o tym - zapewniał z
przerażającą pewnością siebie. - Przyjechałem, bo chcę cię
zabrać do domu.
- Musiałbyś chyba mnie zbić i porwać - oświadczyła ze
złością. - Nigdy nie pojadę z własnej woli. Powiedziałam ci
przecież, że między nami koniec!
- W głębi serca jeszcze się kochamy!
Jego pewność siebie wyprowadziła ją z równowagi.
- W naszym związku nigdy nie istniała miłość. Nawet nie
znasz sensu tego słowa, a ja byłam po prostu głupia. Ale dość
tego! Zbyt często wystawiałeś na próbę moją cierpliwość i to
wyleczyło mnie z uczucia do ciebie. Jesteś słabym, amoralnym
egoistą!
RS
101
- Zaskoczyła cię moja wizyta - zauważył z mniejszą już
pewnością siebie. - Powinienem cię uprzedzić.
- Szkoda, że tego nie zrobiłeś, bo wtedy na pewno bym gdzieś
wyjechała. - Rzuciła mu spojrzenie pełne nienawiści. - Idz
precz! Na twój widok robi mi się niedobrze.
Chyba wreszcie coś do niego dotarło.
- Domyślam się, że się zabujałaś w tym prostackim typie,
który mi otworzył - zadrwił. - Ale wątpię, by on odwzajemnił
twoją miłość po tym, co mu powiedziałem.
- Rob zrozumie, kiedy usłyszy prawdę - odrzekła z
animuszem, chociaż w głębi duszy poczuła narastającą obawę.
- Nie liczyłbym na to, kochanie. On nie jest typem mężczyzny
tolerującego żonę, która jest porzuconą kochanką innego faceta.
Jake był zawsze mistrzem uderzania w najczulszy punkt.
- Ale z ciebie kawał drania. - Westchnęła ciężko. - Jesteś
bezwartościowym głupcem. Wynoś się natychmiast, zanim
zadzwonię na policję! - Podniosła słuchawkę.
Wyglądała na tak wściekłą, że z łatwością spełniłaby grozbę.
- Popełniasz wielki błąd, sądząc, że mógłbym cię z powrotem
przyjąć po tym wszystkim.
- Jakoś to przeżyję! - zawołała za nim.
Gdy usłyszała zatrzaskujące się drzwi, wstąpiły w nią nowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]