[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A teraz jest powa\nym dowodem na to, \e mam przyjemność rozmawiać z
Kolekcjonerem!
- Jeśli będziecie opierać się na takich dowodach, to Kolekcjonera czekają długie i
szczęśliwe lata na wolności - odgryzłem się. - To kartka dziobatego, który zostawił mi na
niej numer swojego telefonu, gdy przyszedł zabrać moich podopiecznych na dyskotekę.
Sprawdziliście ten numer?
- A jak\e! - zachichotał nadinspektor. - Mieści się tam zakład pogrzebowy.
- No to, chocia\ ju\ pózna noc, mo\e sprawdzicie i ten numer - podałem im numer
domowy Jana Marczaka i wyjaśniłem, kto to taki.
Zledczy wyszedł z pokoju i nie było go długo. Ale - widocznie sprawdzana
policyjnymi kanałami - moja informacja dotarła, gdzie trzeba, bo gdy tylko wrócił,
zadzwonił telefon na biurku i śledczy podał mi słuchawkę bez słowa, a z ponurą miną,
która mnie ucieszyła.
- Panie Tomaszu, w co się pan wpakował!? - usłyszałem głos Marczaka. - Przecie\
prosiłem, by dał pan temu wszystkiemu spokój. Mówiłem, \e policja jest ju\ na tropie
Kolekcjonera. A pan, nie dość, \e nic nie wykrył, to jeszcze popsuł im robotę. No trudno,
co się stało, to się nie odstanie. Wsiadam w samochód i jadę do pana. Bo\e mój! -
westchnął Marczak - dlaczego akurat mój podwładny chce zostać najlepszym
detektywem na świecie?...
Po rozmowie z Marczakiem zaczęto mnie traktować nieco uprzejmiej. Zwrócono mi
dowód osobisty, portfel i inne drobiazgi. Poczęstowano nawet szklanką czarnej kawy i
bułką z kiełbasą. Wreszcie zaprowadzono do du\ego pokoju, gdzie za biurkiem siedział
jakiś dygnitarz policyjny po cywilnemu i spotkałem tam Zosię, a tak\e Jacka. Cała
dwójka wyglądała na zmęczoną czy te\ zmaltretowaną psychicznie.
- Zosiu, na Boga, co ty narobiłaś? - zawołałem do swojej siostrzenicy. - Opowiedz mi
wszystko dokładnie, bo ja nic z tego nie rozumiem! Cieszę się tylko, \e odzyskano
koronę z kościoła w Borkach.
- I to właśnie ja się do tego przyczyniłam! - z dumą odparła Zosia.
- Bezwiednie, proszę panienki. Zupełnie bezwiednie i nieświadomie - skarcił ją
mę\czyzna po cywilnemu. - Być mo\e to przez panienkę nie udała się nam zasadzka na
prawdziwego złodzieja.
Do sali weszło jeszcze kilku mundurowych i jedna pani. Zaczęli wypytywać Zosię i po
jej wyjaśnieniach zrozumiałem, co się wydarzyło.
Dziurawy - jak go nazywałem - który Zosię i Jacka poznał na przystani i zaprosił na
dyskotekę w kawiarni Mewa , bardzo długo tańczył z Zosią, a Jacek poznał jakąś ładną
rudą dziewczynę i te\ się świetnie bawił. W pewnej chwili do tańczącej Zosi i
73
Dziurawego podszedł jakiś znajomy młodzieńca, pan w moim wieku z wąsami i czarną
bujną czupryną.
- Te wąsy były na pewno przyklejone, a na głowie miał czarną perukę - dodała Zosia.
- To się oka\e - burknął pan w cywilu.
Ten z wąsami i gęstą czupryną poprosił Dziurawego i Zosię do małego stolika na
zapleczu dyskoteki, poczęstował ich coca-colą i powiedział, \e ma córkę, Mariolę, w
wieku Zosi. Niestety, rozwiódł się przed kilkoma laty, a \e \ona była adwokatem, tak to
jakoś załatwiła w sądzie, \e jemu nie wolno spotykać się z córką. Ale poniewa\ córka
bardzo go kocha i chce z nim utrzymywać kontakt, a on jest wystarczająco zamo\ny, aby
jej sprawiać rozmaite prezenty, obydwoje z córką umówili się, \e będą sobie zostawiać
rozmaite podarunki w pojemniku na śmieci na parkingu koło zakrętu ulicy Powstańców
Warszawy.
- Moja była \ona nie pozwala mi nawet dawać jej bezpośrednio lub przysłać do domu
\adnych prezentów. Natychmiast odsyła je na mój adres. Tak więc ów pojemnik na
śmieci to jedyna skrzynka kontaktowa z córką - tak powiedział do Zosi.
- Bardzo sprytne. Niezwykle sprytne - ironicznie pokiwał głową pan za biurkiem.
Zosia wzruszyła się historią nieszczęśliwej dziewczyny i jej ojca. Dlatego, gdy
zaproponował jej, aby małą paczkę z prezentami dla córki wło\yła do pojemnika na
parkingu, dziewczyna natychmiast się zgodziła. Zaprosił ją do swojego szarego
mercedesa, który stał nieopodal dyskoteki. Mieli tylko na kilkanaście minut skoczyć na
parking i wrzucić do pojemnika paczuszkę z prezentem dla córki.
- Ona to odbierze jeszcze tej nocy, tylko musi się wymknąć z domu, bo matka ją
dobrze pilnuje - powiedział ów mę\czyzna i na oczach Zosi zawinął niezwykle drogie
ciuchy i wykwintną bieliznę w szary papier i obwiązał sznurkiem.
- Myślę, \e tę paczkę zamienił na inną, podobną, ale ja nie zwróciłam na to uwagi -
wyjaśniła Zosia. - On obiecał, \e za tą drobną przysługę ofiaruje mi oryginalne levi-
straussy.
Przerwał jej pan za biurkiem: - A czy nie przyszło panience na myśl, \e ów pan mógł
zanieść osobiście prezent dla córki w umówione miejsce?
- Zapytałam go o to! Wyjaśnił, \e jego \ona ma wszędzie swoich ludzi, którzy
najprawdopodobniej wiedzą, gdzie jest umówiony schowek i mo\e nawet wieczorami
penetrują okolice tego maleńkiego parkingu.
- I có\ ci jeszcze, dziecko, wyjaśnił ów tajemniczy jegomość? - zapytał cywil.
Tym razem Zosia nie obraziła się za nazwanie jej dzieckiem:
- Powiedział, \e jutro są jego imieniny i gdy wło\ę paczkę, którą mi dał do pojemnika
na śmieci, to być mo\e w lewym rogu znajdę paczkę od jego córki dla niego. I tak
chciałam zrobić, ale przeszkodziła mi policja...
- A w czym to przeszkodziła? W wysługiwaniu się przestępcy? - mruknął jeden z
mundurowych.
Cywil uderzył ręką w biurko: - No i nadal mamy Kolekcjonera na wolności! Dobrze,
\e chocia\ ta korona wpadła nam w ręce...
- Następnym razem ju\ go dorwiemy! - zacisnął pięść jeden z policjantów.
Ten zza biurka wzruszył ramionami:
- Ten cwaniak znów posłu\y się kimś podstawionym i nie wiedzącym, co jest grane!
- A szukaliście chocia\ tego dziobatego w Mewie , kiedy z taką ochotą zwijaliście
mego siostrzeńca? - spytałem. - To przecie\ on wplątał Zosię i Jacka w tą sprawę, co -
74
przyznaję - nie było trudne. A potem zapoznał naiwną dziewczynę z tym miłującym
córkę tatusiem, w którym wy, raczej zbyt pochopnie, dopatrujecie się Kolekcjonera. Od
kiedy to szefowie gangów jadą na wymianę fantów?
Jeden z funkcjonariuszy lekcewa\ąco machnął ręką, ale coś mi się wydało, \e wstydzi
się za tę akcję przy śmietniku.
- Dziobatych jest wielu - mruknął. - Trzeba by portret pamięciowy...
- Jezdził granatowym BMW.
- Przecie\ nie jest do niego przywiązany - odciął się drugi. - Beemek jest w
Trójmieście wiele. A pan, panie detektywie, nawet nie raczył zejść z dziobatym i
podopiecznymi na dół, aby zapamiętać czy spisać numery wozu. Nie ma co, dobry z
pana opiekun!
- A panowie raptem wierzą, \e numery były autentyczne?
Zamilkli. To był punkt dla mnie! Wreszcie jeden się odezwał:
- Pani Złotnicka ma antykwariat, a pan, drogi panie, zajmuje się antykami, prawda? I
dorzucił, jakby od rzeczy:
- A Kolekcjoner jest podobno w pana wieku i niezwykle przystojny...
Innymi słowy dawał do zrozumienia, \e rola Joanny w tej sprawie nie jest tak zupełnie
jasna i nie ogranicza się do śledzenia szarego mercedesa na moją prośbę. Ta niejasność
mąciła i moje myśli! Ale \e we mnie wcią\ jeszcze dopatrywano się Kolekcjonera?!
Chocia\ muszę przyznać, \e wzmianka o tym, \e jestem niezwykle przystojny, była
bardzo miła.
- A gdzie jest pani Joanna? - spytałem niespokojny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]