[ Pobierz całość w formacie PDF ]
błogosławiłem pomysł zabrania klapek kąpielowych.
Jeśli takie cuda są we Lwowie, to co czeka mnie na prowincji? - pomyślałem.
Po kąpieli usiadłem przy stoliku i rozłożyłem atlas samochodowy Ukrainy.
Zaznaczyłem sobie hipotetyczną trasę przejazdu Franciszka Batury i coś zaczęło mnie
zastanawiać. Gdy szukałem dodatkowych informacji w przezornie kupionym przewodniku,
usłyszałem stukanie do drzwi.
Poprawiłem koszulę od pidżamy.
- Proszę - zawołałem.
To była Helena, ale jakże odmieniona!
- Aadnie? - dłońmi podniosła obcięte z tyłu włosy. Teraz ledwo sięgały jej za uszy, z
końcówkami zawiniętymi do środka.
- Pięknie - stwierdziłem oniemiały.
- Co pan robi? - zainteresowała się, siadając po drugiej stronie stołu.
- Przygotowuję trasę naszej wycieczki - wyjaśniłem.
- I dokÄ…d dojedziemy?
- W okolice Kamieńca Podolskiego.
- Po co? - zaniepokoiła się.
- To twoje rodzinne strony? - domyśliłem się.
- Tak - przyznała się. - Czemu jedziemy akurat tam?
- Jak wiesz, podążamy śladami Franciszka Batury - opowiadałem. - Był on
współpracownikiem Henryka Sienkiewicza. Na jego zlecenie wyjechał na tereny dzisiejszej
Ukrainy, a wówczas zaboru austriackiego. Przekroczył granicę austriacko-rosyjską i ślad po
nim zaginÄ…Å‚.
- Czemu wybrał akurat taką trasę?
- Nie wiem - przyznałem się. - Zauważ jednak, że na razie mamy szczęście i
odnajdujemy jego ślady. Podobno Franciszek Batura szukał skarbu hetmana Iwana Mazepy.
Przytoczę ci fragment listu, który Sienkiewicz pisał do Batury: Bardzo się cieszę, że jesteś
już na tropie skarbu. Ostatnio pisałeś, że jedziesz w rejon pomiędzy Kamieńcem Podolskim a
Chocimiem. Napisz, proszę, więcej o Twoich przygodach w Rudkach, Lwowie, Tarnopolu,
Zbarażu, Skale Podolskiej i Buczaczu. Czemu nie piszesz aż od dwóch miesięcy?
Helena zamyśliła się.
- Bardziej wygląda to jak wyprawa tropami Ogniem i mieczem niż Iwana Mazepy -
powiedziała. - Czym kierował się Franciszek Batura jadąc akurat tam? Do Rudek pojechał, bo
było to znane sanktuarium, do Lwowa musiał przyjechać, ale dalej? A wie pan, jak się
poruszał po tym terenie?
- Hej, wy strzelcy siczowi , taka podobno jest wskazówka do skarbu.
Helena zadrżała na całym ciele na dzwięk tych słów.
- Co się stało? - zaniepokoiłem się.
- Nic - dziewczyna pokręciła głową, przetarła oczy, jakby chciała zamazać jakiś
koszmarny obraz z pamięci. - To znana piosenka kozacka - oznajmiła.
- JesteÅ› pewna? Znasz jej tekst?
- Doskonale, na pamięć, słyszałam go wiele razy.
Wyjąłem kartkę i długopis.
- Możesz podyktować? - poprosiłem.
Helena odchyliła głowę do tyłu i zaczęła mi tłumaczyć z ukraińskiego:
Hej, wy strzelcy siczowi, raz, dwa, trzy!
Serca dziewcząt tęsknią raz, dwa, trzy!
Naprzód wszyscy maszerujcie,
na nic nie zważajcie,
raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa-trzy!
Na przedzie setnik idzie, raz, dwa, trzy!
Nawet do piekła z nami pójdzie, raz, dwa, trzy!
Chłopiec z niego dzielny
i koń pod nim żwawy,
raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa-trzy!
- Wszędzie jako podawanie rytmu jest to raz, dwa, trzy - wtrąciła Helena. Dalej już
podam samą treść.
Panie setniku, co się stało,
że w kasie grosza mamy mało.
Trzy dni chleba my nie jedli,
ZimnÄ… wodÄ™ z rzeki pili.
Powiedz nam w żywe oczy,
żeś nie brał naszych groszy,
Powiedz, powiedz, co się stało,
że grosza mamy mało.
Panie setniku, czyście czuli
jak muzycy w karczmie duli?
Za czyj grosz wy pili
i Cyganeczkę miłowali?
Nasi dowódcy, pamiętajcie,
sakiewki nie napychajcie,
Bo strzelcy wszystko
widzą ale i tak was słuchają.
Zamyśliłem się.
- To wszystko, nie ma w niej żadnych nazw geograficznych, innych wskazówek? -
dopytywałem się.
- Nie.
- Wiesz, kto ją napisał?
- Nie.
- A gdzie ją słyszałaś? To stara pieśń? - zadawałem pytania.
- Nie wiem, czy stara, a bardzo lubił ją taki jeden, który mieszka nad Dniestrem,
między Kamieńcem Podolskim a Chocimiem.
ROZDZIAA SIÓDMY
PREZENT DLA JURECZKA " BOHUN RZUCA RKAWIC " SPACER DO
PIEKAA " TEMPO DNIESTRZACSKICH WIOZLARZY " REGATY NA
DNIESTRZE " WYPADEK U ZBIEGU RZEK " PRZEBUDZENIE POD OPIEK
AGNIESZKI " BRACIA KOZACY
Wracaliśmy w ponurych nastrojach. Gustlik wciąż uważał, że powinniśmy byli
interweniować. Miałem nadzieję, że Bohun nie kazał Jureczkowi stać w wodzie zbyt długo.
Jako dowódca był odpowiedzialny za niepowodzenie akcji i nie powinien był zle traktować
chłopca, który był po prostu uczciwy.
Wylądowaliśmy na północnym brzegu Dniestru.
- Z odwetem mówił pan na serio? - dopytywał się Gustlik.
- Słowo, odechce się temu kozakowi wysługiwać dziećmi - mruknąłem.
Na warcie w naszym obozie stał Maciek, który czekał na nasz powrót. We trzech
zanieśliśmy kajak do namiotu Oliwiusza. Wysłałem chłopców spać, a sam zostałem na
warcie. Spacerowałem wzdłuż naszej prowizorycznej palisady, wdychając rześkie powietrze
napływające falami znad rzeki i smużki dymu z niedogasłego ogniska niosącego zapach
pieczonych ziemniaków.
- Udała się nocna wycieczka? - z zadumy wyrwał mnie głos Agnieszki.
- Chyba nie, nie przywiezliśmy ci perfum Bohuna - szydziłem.
- Przynajmniej on ma fantazję - odgryzła się.
- Czemu nie śpisz?
- Szykowałam leki na jutro.
- Idz już - poprosiłem.
- Troszczysz się o mnie? - zadrwiła.
- Czasami lubię być sam.
- Król lew - prychnęła i odeszła do swojego namiotu.
Po dwóch godzinach, prawie przed świtem, obudziłem Kamila i Emila. Był czas na ich
zmianę. Wstali pojękując. Razem z nimi poderwał się ojciec Oliwiusz, który jechał do
ośrodka po prowiant i wodę.
Obudzono mnie dopiero na śniadanie. Potem, do południa razem ze starszą grupą
szykowałem nasze fortyfikacje. W tym czasie Gustlik wraz z dziewczynami udał się z
maluchami do lasu na podchody.
- Co robimy z Bohunem? - wypytywał mnie Maciek, gdy odpoczywałem na brzegu
rowu, opierając czoło o dłonie złożone na trzonku łopaty.
- Nasz przyjaciel powinien dziś przypłynąć z kolejną wizytą. Będę miał dla niego
prezent - zapewniłem Maćka.
Tak jak przewidywałem, po obiedzie na wodzie ukazała się czajka z Bohunem na
dziobie. Czekałem na niego przy bramie. Za mną stali wszyscy koloniści i kadra obozu.
- Co za komitet powitalny! - ucieszył się Bohun na nasz widok.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]