Indeks IndeksPan Samochodzik i Tajemnica Tajemnic25. Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik Tom 25 Skarby wikingów (2)Cykl Pan Samochodzik (54) Stara księga Arkadiusz NiemirskiPS44 Pan Samochodzik i Czarny Książę Olszakowski Tomasz76 Pan Samochodzik i perły księżnej Daisy I.Karst15 Pan Samochodzik i Nieuchwytny Kolekcjoner Zbigniew Nienacki(71) Pan Samochodzik i Włamywacze Arkadiusz Niemirski60 Pan Samochodzik i Pasażer Von Steubena Sebastian Miernicki (1)(29) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Kaukaski Wilk182 Williams Cathy Modelka w Wenecji
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • csw.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    błogosławiłem pomysł zabrania klapek kąpielowych.
     Jeśli takie cuda są we Lwowie, to co czeka mnie na prowincji? - pomyślałem.
    Po kąpieli usiadłem przy stoliku i rozłożyłem atlas samochodowy Ukrainy.
    Zaznaczyłem sobie hipotetyczną trasę przejazdu Franciszka Batury i coś zaczęło mnie
    zastanawiać. Gdy szukałem dodatkowych informacji w przezornie kupionym przewodniku,
    usłyszałem stukanie do drzwi.
    Poprawiłem koszulę od pidżamy.
    - Proszę - zawołałem.
    To była Helena, ale jakże odmieniona!
    - Aadnie? - dłońmi podniosła obcięte z tyłu włosy. Teraz ledwo sięgały jej za uszy, z
    końcówkami zawiniętymi do środka.
    - Pięknie - stwierdziłem oniemiały.
    - Co pan robi? - zainteresowała się, siadając po drugiej stronie stołu.
    - Przygotowuję trasę naszej wycieczki - wyjaśniłem.
    - I dokÄ…d dojedziemy?
    - W okolice Kamieńca Podolskiego.
    - Po co? - zaniepokoiła się.
    - To twoje rodzinne strony? - domyśliłem się.
    - Tak - przyznała się. - Czemu jedziemy akurat tam?
    - Jak wiesz, podążamy śladami Franciszka Batury - opowiadałem. - Był on
    współpracownikiem Henryka Sienkiewicza. Na jego zlecenie wyjechał na tereny dzisiejszej
    Ukrainy, a wówczas zaboru austriackiego. Przekroczył granicę austriacko-rosyjską i ślad po
    nim zaginÄ…Å‚.
    - Czemu wybrał akurat taką trasę?
    - Nie wiem - przyznałem się. - Zauważ jednak, że na razie mamy szczęście i
    odnajdujemy jego ślady. Podobno Franciszek Batura szukał skarbu hetmana Iwana Mazepy.
    Przytoczę ci fragment listu, który Sienkiewicz pisał do Batury:  Bardzo się cieszę, że jesteś
    już na tropie skarbu. Ostatnio pisałeś, że jedziesz w rejon pomiędzy Kamieńcem Podolskim a
    Chocimiem. Napisz, proszę, więcej o Twoich przygodach w Rudkach, Lwowie, Tarnopolu,
    Zbarażu, Skale Podolskiej i Buczaczu. Czemu nie piszesz aż od dwóch miesięcy?
    Helena zamyśliła się.
    - Bardziej wygląda to jak wyprawa tropami  Ogniem i mieczem niż Iwana Mazepy -
    powiedziała. - Czym kierował się Franciszek Batura jadąc akurat tam? Do Rudek pojechał, bo
    było to znane sanktuarium, do Lwowa musiał przyjechać, ale dalej? A wie pan, jak się
    poruszał po tym terenie?
    -  Hej, wy strzelcy siczowi , taka podobno jest wskazówka do skarbu.
    Helena zadrżała na całym ciele na dzwięk tych słów.
    - Co się stało? - zaniepokoiłem się.
    - Nic - dziewczyna pokręciła głową, przetarła oczy, jakby chciała zamazać jakiś
    koszmarny obraz z pamięci. - To znana piosenka kozacka - oznajmiła.
    - JesteÅ› pewna? Znasz jej tekst?
    - Doskonale, na pamięć, słyszałam go wiele razy.
    Wyjąłem kartkę i długopis.
    - Możesz podyktować? - poprosiłem.
    Helena odchyliła głowę do tyłu i zaczęła mi tłumaczyć z ukraińskiego:
    Hej, wy strzelcy siczowi, raz, dwa, trzy!
    Serca dziewcząt tęsknią raz, dwa, trzy!
    Naprzód wszyscy maszerujcie,
    na nic nie zważajcie,
    raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa-trzy!
    Na przedzie setnik idzie, raz, dwa, trzy!
    Nawet do piekła z nami pójdzie, raz, dwa, trzy!
    Chłopiec z niego dzielny
    i koń pod nim żwawy,
    raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa-trzy!
    - Wszędzie jako podawanie rytmu jest to  raz, dwa, trzy - wtrąciła Helena. Dalej już
    podam samą treść.
    Panie setniku, co się stało,
    że w kasie grosza mamy mało.
    Trzy dni chleba my nie jedli,
    ZimnÄ… wodÄ™ z rzeki pili.
    Powiedz nam w żywe oczy,
    żeś nie brał naszych groszy,
    Powiedz, powiedz, co się stało,
    że grosza mamy mało.
    Panie setniku, czyście czuli
    jak muzycy w karczmie duli?
    Za czyj grosz wy pili
    i Cyganeczkę miłowali?
    Nasi dowódcy, pamiętajcie,
    sakiewki nie napychajcie,
    Bo strzelcy wszystko
    widzą ale i tak was słuchają.
    Zamyśliłem się.
    - To wszystko, nie ma w niej żadnych nazw geograficznych, innych wskazówek? -
    dopytywałem się.
    - Nie.
    - Wiesz, kto ją napisał?
    - Nie.
    - A gdzie ją słyszałaś? To stara pieśń? - zadawałem pytania.
    - Nie wiem, czy stara, a bardzo lubił ją taki jeden, który mieszka nad Dniestrem,
    między Kamieńcem Podolskim a Chocimiem.
    ROZDZIAA SIÓDMY
    PREZENT DLA JURECZKA " BOHUN RZUCA RKAWIC " SPACER DO
     PIEKAA " TEMPO DNIESTRZACSKICH WIOZLARZY " REGATY NA
    DNIESTRZE " WYPADEK U ZBIEGU RZEK " PRZEBUDZENIE POD OPIEK
    AGNIESZKI " BRACIA KOZACY
    Wracaliśmy w ponurych nastrojach. Gustlik wciąż uważał, że powinniśmy byli
    interweniować. Miałem nadzieję, że Bohun nie kazał Jureczkowi stać w wodzie zbyt długo.
    Jako dowódca był odpowiedzialny za niepowodzenie akcji i nie powinien był zle traktować
    chłopca, który był po prostu uczciwy.
    Wylądowaliśmy na północnym brzegu Dniestru.
    - Z odwetem mówił pan na serio? - dopytywał się Gustlik.
    - Słowo, odechce się temu kozakowi wysługiwać dziećmi - mruknąłem.
    Na warcie w naszym obozie stał Maciek, który czekał na nasz powrót. We trzech
    zanieśliśmy kajak do namiotu Oliwiusza. Wysłałem chłopców spać, a sam zostałem na
    warcie. Spacerowałem wzdłuż naszej prowizorycznej palisady, wdychając rześkie powietrze
    napływające falami znad rzeki i smużki dymu z niedogasłego ogniska niosącego zapach
    pieczonych ziemniaków.
    - Udała się nocna wycieczka? - z zadumy wyrwał mnie głos Agnieszki.
    - Chyba nie, nie przywiezliśmy ci perfum Bohuna - szydziłem.
    - Przynajmniej on ma fantazję - odgryzła się.
    - Czemu nie śpisz?
    - Szykowałam leki na jutro.
    - Idz już - poprosiłem.
    - Troszczysz się o mnie? - zadrwiła.
    - Czasami lubię być sam.
    - Król lew - prychnęła i odeszła do swojego namiotu.
    Po dwóch godzinach, prawie przed świtem, obudziłem Kamila i Emila. Był czas na ich
    zmianę. Wstali pojękując. Razem z nimi poderwał się ojciec Oliwiusz, który jechał do
    ośrodka po prowiant i wodę.
    Obudzono mnie dopiero na śniadanie. Potem, do południa razem ze starszą grupą
    szykowałem nasze fortyfikacje. W tym czasie Gustlik wraz z dziewczynami udał się z
    maluchami do lasu na podchody.
    - Co robimy z Bohunem? - wypytywał mnie Maciek, gdy odpoczywałem na brzegu
    rowu, opierając czoło o dłonie złożone na trzonku łopaty.
    - Nasz przyjaciel powinien dziś przypłynąć z kolejną wizytą. Będę miał dla niego
    prezent - zapewniłem Maćka.
    Tak jak przewidywałem, po obiedzie na wodzie ukazała się czajka z Bohunem na
    dziobie. Czekałem na niego przy bramie. Za mną stali wszyscy koloniści i kadra obozu.
    - Co za komitet powitalny! - ucieszył się Bohun na nasz widok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •