Indeks Indeks25. Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik Tom 25 Skarby wikingów (2)60 Pan Samochodzik i Pasażer Von Steubena Sebastian Miernicki (1)Cykl Pan Samochodzik (54) Stara księga Arkadiusz NiemirskiPS44 Pan Samochodzik i Czarny Książę Olszakowski Tomasz(29) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Kaukaski Wilk76 Pan Samochodzik i perły księżnej Daisy I.KarstMiernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Buzdygan hetmana Mazepy15 Pan Samochodzik i Nieuchwytny Kolekcjoner Zbigniew Nienacki(71) Pan Samochodzik i Włamywacze Arkadiusz NiemirskiAgatha Christie Zagadka Błękitnego Expresu _Tajemnica Błękitnego Expressu_
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    izby i ukradł talizman! A teraz ucieka  mówił pośpiesznie Baśka.
     Ucieka! Ucieka!  rozpaczała panna Helenka.  Ucieka prawdziwy złodziej. Ach, gdy-
    byśmy mieli drugi kajak!
    Skinąłem im ręką, \eby pobiegli za mną. Baśka wiedział, o co chodzi. Ale Ludmiłę i pannę
    Helenkę musiałem poganiać.
     Prędzej, prędzej do wehikułu!  wołałem.
    Gwizdnąłem na psa, który kręcił się po brzegu i tylko czekał na rozkaz, by wskoczyć do
    wody.
    Dopadliśmy szosy i wehikułu. Obok samochodów stał Smith, Marczak, Skwarek i pan Doh-
    nal. Dla nich te\ ju\ było jasne, \e osobnik, który uciekał kajakiem, był złodziejem tali-
    zmanu.
     Siadajcie! Szybko siadajcie!  rozkazałem młodym i Helence.
     Co pan zamierza?  zapytał mnie Skwarek.
    Nie odpowiedziałem. Gdy Prot wskoczył na tylne siedzenie, zapuściłem silnik i ostro ruszy-
    łem z miejsca, prowadząc wóz w stronę jeziora.
     Pan chyba nie myśli pływać samochodem po jeziorze  przeraziła się panna Helenka.
     A tak. Właśnie, \e popłyniemy  mruknąłem przez zęby. Ominąłem krzaki, odkryłem
    dogodny zjazd do wody. Rozpędziłem wehikuł.
     Nic się nie bój. Wehikuł świetnie pływa  Baśka uspokajał Ludmiłę. Mówił po polsku,
    ale z tonu jego głosu wywnioskowała, \e nie grozi jej niebezpieczeństwo.
    Wehikuł wpadł do jeziora. Na chwilę przednią szybę zalała woda i zdawało się, \e tonie. Ale
    po sekundzie ju\ się wynurzył.
    Uruchomiłem śrubę napędową. Zmigło zaczęło obracać się coraz szybciej i szybciej.
    W strudze blasku wyraznie widziałem płynący wzdłu\ brzegu kajak. Wehikuł zbli\ał się ku
    niemu jak łódz motorowa. Jeszcze tylko sto metrów nas dzieliło. Jeszcze tylko pięćdziesiąt.
    Jeszcze dwadzieścia metrów...
    Człowiek na kajaku rozpaczliwie wymachiwał wiosłami. Zapaliłem światła reflektorów. Nie
    mógł mi umknąć w ciemność. Jeszcze kilka minut i dogonię go, dobiję burtą wehikułu do
    kajaka.
     Pański samochód...  szepnęła panna Helenka.  Teraz ju\ rozumiem, dlaczego pan
    nim jezdzi, choć jest taki brzydki...
    Złodziej zdawał sobie sprawę, \e nie umknie. Raptem wstał i w ubraniu skoczył do wody,
    pozostawiając kajak na łasce losu. Był chyba świetnym pływakiem. Zniknął nam z oczu na
    długą chwilę. Gdy się wynurzył, zobaczyliśmy, \e płynie o kilkanaście metrów od nas.
    Skręciłem wehikułem i puściłem się w pogoń. Ale jemu pozostało do brzegu zaledwie kilka
    metrów. Finiszował crawlem w znakomitym stylu. Wyskoczył na brzeg w miejscu, gdzie
    rosły gęste krzaki i gdzie nie mogłem wyjechać wehikułem.
     Niech pan wypuści Prota. On go ju\ znajdzie  gorączkował się Baśka.
    Zamierzałem to właśnie zrobić. Dobiłem bokiem do brzegu, chcąc umo\liwić Protazemu
    skok w najdogodniejszym miejscu, tam gdzie wyszedł z wody złodziej, aby pies mógł pójść
    po śladzie.
    Lecz oto w krzakach zapaliło się światełko reflektora i usłyszałem warkot silnika. Po kilku
    sekundach zobaczyliśmy motocykl, który, klucząc między krzakami, kierował się na szosę.
     To on! Ucieka motocyklem!  krzyczała panna Helenka, tak jakbym ja tego nie widział.
     Dogonią go! Zaraz go złapią  wrzasnął Baśka.
    Bo przecie\ byli świadkowie tej sceny: Skwarek, Smith, Marczak i Dohnal, którzy pościg za
    kajakiem oglądali z samochodów na szosie.
    Za motocyklem natychmiast ruszyły obydwa samochody, biały porsche i fiat 125p.
    Przez jakiś czas śledziliśmy wzrokiem pogoń, dopóki szosa nie skręciła w bok od jeziora. O
    dziwo, motocykl oddalał się coraz bardziej, a samochody pozostawały w tyle.
    Znalazłem nareszcie dogodny wyjazd z wody. Wydostałem się na szosę i równie\ popędzi-
    łem za motocyklem.
    Bo\e, có\ to była za szaleńcza jazda! Noc  i pusta bieszczadzka szosa. Wkrótce licznik
    szybkościomierza wskazywał sto czterdzieści kilometrów na godzinę. Zwolniłem tylko,
    przeje\d\ając przez Uherce, i znowu dodałem gazu. Sto sześćdziesiąt kilometrów na go-
    dzinę!
     Pan ma jednak sportową \yłkę  oświadczyła panna Helenka, nieco przera\ona szybką
    jazdą.  A w ogóle jakim cudem osiąga pan taką szybkość?
     To jeszcze nie wszystko. Jeśli będzie trzeba, wyduszę z niego znacznie więcej  powie-
    działem nie bez uczucia dumy.
    A wehikuł to wspinał się raptownie na wzgórza, to znów opadał w doliny, a\ w dołku ści-
    skało. Na ostrych wira\ach piszczały opony, ale samochodem nie zarzucało, poniewa\ był
    niski, rozkraczony i znakomicie trzymał się szosy. Zapaliłem lampy diodowe, które kupiłem
    podczas swego pobytu we Francji  na szosie przed nami zrobiło się jasno jak w dzień.
    Pod Leskiem dogoniłem fiata magistra Skwarka. Zatrąbiłem na niego, aby ustąpił mi drogę.
    Z najwy\szym zdumieniem obserwował, jak pokraczny wehikuł, który w Pradze wzbudził
    jego drwiny, teraz wyprzedza go be\ \adnego wysiłku.
    W Lesku znowu zwolniłem. Widziałem ju\ przed sobą tylne światła porscha. A kilkaset me-
    trów przed nim  pojedyncze czerwone światełko motocykla. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •