Indeks IndeksPan Samochodzik i Tajemnica TajemnicForester Cecil Scott Powieści Hornblowerowskie 02 (cykl) Porucznik Hornblower121. Rimmer Christine Księżniczki z Ameryki 03 Ślubny medalionMorey Trish Światowe Ĺťycie Extra 324 Ślub księżniczkiMiloĹĄ JesenskĂ˝ & Robert Leśniakiewicz Tajemnica księżycowej jaskiniSaga o Ludziach Lodu 36 Magiczny księżycFoley Gaelen Książę 06 Noc grzechuHewitt Kate Książe z innej bajkiCzas niewoli, czas śÂ›mierci R. Hrabar, Z. Tokarz, J. WilczurBarbara Elsborg Digging Deeper (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    gdy Skórka zaczęła szczekać?
    Ze sterem w ręce wskoczyłem do zimnej wody. Wydawała mi się nieco cieplejsza niż
    godzinę temu.
    - Myślałam, że zasłabłeś - przywitała mnie z ulgą Osa.
    Skórka pomachała radośnie ogonem i kilka razy szczeknęła.
    Osa nie chciała nocować w moim domku, pomimo moich nalegań i próśb. Przyzwoita
    była z niej niewiasta, nie ma co. Wolała drzemać w mesie swojej łajby, niż spać w wygodnym
    łóżku.
    Rano, gdy słońce wlało się żółtą i ciepłą masą do izby, przebudziłem się niewyspany i
    zakatarzony. Z trudnością powstałem i wyjrzałem przez okno, pewny, że zastanę na przystani
    cumującego obok mojej łajby  Magnata . Dostrzegłem tam jedynie  Wehikuł czasu . Osa
    wyparowała. Nie było jej białego jachtu. Tajemnicza dziewczyna odpłynęła w nieznane.
    Po chwili razem ze Skórką wyszliśmy powitać nowy dzionek. Słońce oblało już
    złocistą barwą jezioro. Zieleń drzew pojaśniała, przybrzeżne trzciny nieznacznie falowały i
    rozśpiewały się ptaki ukryte w koronach drzew. Jakiś nieznany mi jacht płynął na wschód i
    jego sternik pozdrawiał mnie właśnie ruchem ręki.
    Zbliżyłem się do brzegu, który opadał leniwie do samej wody. Pomost zatrzeszczał
    pod naszym ciężarem i nieco się zachwiał. Lekki wiaterek schładzał mój prawy policzek, co
    znaczyło, że wiatr zmienił nieco kierunek - dął od północnego wschodu. Na niebie
    spacerowały pojedyncze białe chmury, błękit nieba błyszczał w złotej oprawie ostro
    grzejącego dzisiaj słońca.
    Moja ręka powędrowała do kieszeni spodni, w której wczoraj schowałem srebrną
    spinkę znalezioną na cmentarzu. Przedmiotu nie było. Albo mi wyleciał, albo... zabrała go
    Osa. Innego wyjaśnienia nie było! Jedyną nadarzającą się okazję do przeszukania kieszeni
    miała na  Magnacie , w nocy, gdy w samych kąpielówkach przebywałem na  D Artagnanie .
    Rozbudziłem się na dobre. Brak spinki znaczył, że dziewczyna była silnie
    zdeterminowana. Nie oparła się pokusie przeszukania moich kieszeni, wiedząc, że tylko ją
    mogłem podejrzewać o zabranie spinki. Czyżby gra toczyła się o wielką stawkę? Czy może po
    prostu Osa miała złe nawyki? Nie wyglądała jednak na złodziejkę. Może chciała odzyskać
    cenny przedmiot i już więcej się nie pojawić?
    Pozbywszy się ubrania, wskoczyłem w kąpielówkach do wody. Brr! Jej chłód był
    świetnym lekarstwem na opieszałość i dobrze hartował nie tylko ciało, ale i umysł, po takiej
    kąpieli chciało się bowiem nie tylko jeść, ale i żyć. A miałem dzisiaj wiele do zrobienia.
    Po śniadaniu zabrałem do zamontowania na łajbie steru. Po montażu zabrałem Skórkę
    na pokład  Wehikułu czasu i razem pożeglowaliśmy na zachód, w kierunku odległego Pisza.
    Przystań przy kempingu ominąłem w ten sposób, że zatoczyłem szeroki łuk,
    podpływając do ujścia Pisy niemal od północy, licząc w duchu, że Antoś, Portoś i Wulgaris
    nie będą z samego rana wypatrywać mnie na drugim brzegu Rosia, o ile w ogóle już wstali.
    Dochodziła dziewiąta, więc było wielce prawdopodobne, że spali jeszcze w swojej mesie.
    Do przystani przy hotelu dotarliśmy bez przeszkód. Zaledwie się wgramoliłem na
    pomost razem ze Skórką, gdy ujrzałem zgrabne kobiece nogi obute w eleganckie szpilki.
    Kobieta była ubrana w skórzane brązowe spodnie i haftowaną bluzkę z ciemną kamizelką na
    wierzchu. Nie była wysoka, ale szpilki podwyższały ją o prawie piętnaście centymetrów. Nie
    była też bardzo młoda, lecz zadbana i staranie wymalowana. Miała nie więcej niż czterdzieści
    lat, ładna, o nieco wyzywającej urodzie. Przede wszystkim była czymś mocno zdenerwowana.
    - Bardzo przepraszam... Danuta jestem - podała mi rękę, na palcach której błyskały w
    słońcu kamienie na kilku pierścionkach. - Czy nie zauważył pan przypadkiem na jeziorze
    jachtu... z facetem na pokładzie?
    - Dużo tu takich pływa. A jak wyglądał ten facet?
    - Zredni wzrost, szatyn, pod pięćdziesiątkę. Przeciętniak.
    - Przykro mi.
    - Makabra z tym człowiekiem! - palnęła kobieta o imieniu Danuta.
    - Coś się stało? - zainteresowałem się. - Kim jest ten Przeciętniak?
    - To mój mąż.
    - Ach, tak.
    - Były - szybko sprostowała. - Schodzimy się z powrotem. Dwa lata temu był rozwód.
    Ale chyba z nowego ślubu nic nie będzie.
    - Przyjechali tu państwo razem, a on sobie odpłynął? - nie dowierzałem. - Zostawił
    panią? Dziwne, prawda?
    - Spytaj pan jego - prychnęła niepocieszona. - To dziwak. Niech no ja tylko go dorwę!
    Niech no tylko wpadnie on w moje ręce...
    Wpatrywała się nerwowo w jezioro, wzdychała, tupała nogami i przygryzała zębami
    dolną wargę.
    - Pan miejscowy? - zapytała nagle z nadzieją.
    - Można tak powiedzieć - burknąłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •