[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A oto twoja nowa rola! Jesteś również moją... matką! - ironizowała gorzko.
Yannis westchnął i oparł się o marmurowy blat stołu.
- Jesteś przepracowana. Powinnaś pójść do łóżka.
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy. I zostaw mnie wreszcie w spokoju! - wy-
buchła.
- Wez tabletkę i idz do łóżka.
- Nie masz prawa mi rozkazywać.
- Nie rozkazuję ci, jedynie powtarzam rady lekarza. Bądz grzeczną dziewczynką i
posłuchaj.
%7łałowała, że nie może go zabić spojrzeniem.
- Nie jestem dzieckiem! Przestań mnie tak traktować.
- Okej. Zrobię to, kiedy ty przestaniesz się tak zachowywać.
Miała ochotę wygarnąć mu prosto w twarz najgorsze rzeczy, które o nim myślała.
Ugryzła się jednak w język. Innym razem. Dziś czuła się zbyt wycieńczona, by wypo-
wiedzieć te zdania z odpowiednią mocą
Obróciła się na pięcie i wyszła z kuchni.
Yannis poszedł do swojego pokoju, włączył komputer i sprawdził pocztę. E-mail,
który otrzymał od Sebastiana, zaniepokoił go. Do Castello doszła kolejna pogróżka. Tym
razem był to list, w którym literki powycinane z gazet układały się w imiona osób będą-
cych rzekomo celem zamachowców. Znalazło się tam imię Marietty, jej brata i bratowej.
R
L
T
A na dole dopisek: Uderzę w najmniej oczekiwanym momencie. Skryłem się w cieniu i
czekam...".
Na terenie posiadłości, w której przebywała teraz Marietta, roiło się od cieni. Yan-
nis zaczął kwestionować swoją decyzję. Fakt, rezydencja znajdowała się w ustronnym
miejscu, jednak mogło to teraz tylko ułatwić sprawę zamachowcowi. Postanowił podwo-
ić liczbę strażników przy bramie oraz zabezpieczyć wszystkie wejścia na teren posesji.
Yannis również miał problemy ze snem. Szczególnie kiedy śniła mu się ta kobieta
o blond włosach, która tak bardzo działała mu na nerwy.
Kolejny raz leżał na łóżku w pokoju spowitym ciemnością i oddawał się rozmyśla-
niom. Czy ona naprawdę sądzi, że robię to dla własnej przyjemności? - irytował się.
Dałby wszystko za to, by móc wrócić do Nowego Jorku. Znowu zanurzyć się w świecie
finansów i walczyć z rekinami biznesu. Wiedział, co kieruje ich zachowaniem, jak z nimi
postępować. Nie miał natomiast pojęcia, jak rozgryzć Mariettę.
Nagle usłyszał jakiś hałas. Czy tylko mu się zdawało? Słyszał szum fal i palm ko-
łysanych wiatrem oraz zwyczajne odgłosy nocy... Lecz po chwili znowu usłyszał ten
dziwny dzwięk. Jakieś szuranie, jakby ktoś się skradał w ciemności pod jego oknem.
Sto thiavolo! Ktoś się włamał do domu? Czy Marietta jest cała i zdrowa? Jeśli
spadnie jej choćby włos z głowy, Rafe nigdy mu tego nie wybaczy.
Bezszelestnie wstał z łóżka i podszedł boso do drzwi. Uchylił je, wymknął się na
korytarz i przywarł plecami do ściany. Coś się ruszało w ciemności, jakiś cień szedł w
kierunku salonu. Następnie usłyszał odgłosy otwierania szafek. Ktoś czegoś szukał. Jeśli
to był zamachowiec, który miał zrobić krzywdę księżniczce, to dlaczego nie skierował
się do jej sypialni? Nie, to musi być zwykły rabuś - zdecydował Yannis.
Poszedł w ślad za intruzem do kuchni. Cień zamarł w bezruchu. Wtedy Yannis na-
gle włączył światło, które zalało pomieszczenie.
Ujrzał Mariettę. Odwróciła się i odruchowo cisnęła w jego kierunku szklanką wo-
dy. Nie udało mu się złapać naczynia. Woda chlusnęła mu na piżamę, a szklanka rozbiła
się u jego stóp.
Marietta stała z otwartymi ustami i dłonią położoną na sercu. Po chwili jednak jej
spojrzenie stało się ostre jak brzytwa.
R
L
T
- Co ty, do diabła, wyprawiasz? - warknęła. - Chciałam tylko napić się wody. Przez
ciebie prawie umarłam na zawał!
Yannis ukląkł i zaczął zbierać odłamki szkła.
- Powinnaś teraz spać w łóżku.
- A ty nie spałeś?
- Mnie doktor nie przepisał pigułek nasennych.
- Wielka szkoda. Bo wtedy mogłabym nalać sobie szklankę wody bez obawy, że
umrę ze strachu.
- Mogłaś to zrobić bardziej... po ludzku.
- A co, wyglądam jak kosmita? - odparła z pogardą i odwróciła się, by znowu nalać
sobie wody do nowej szklanki.
Yannisa zamurowało, kiedy spojrzał na nią odwróconą plecami. To, co miała na
sobie, pewnie uchodziło za piżamę, lecz w rzeczywistości było prześwitującym, skąpym
strojem, który więcej odkrywał, niż zakrywał. Góra różowej piżamki odsłaniała spory
fragment jej pleców i talii, natomiast szorty, na wzór męskich bokserek, były krótkie i
wyjątkowo dopasowane do ciała, tak że Yannis mógł w pełni podziwiać jej kuszące krą-
głości.
Nagle zaschło mu w ustach. Przeklęta Marietta!
Znowu mu to robi. Co prawda, tym razem nie leżała naga w jego łóżku, ale za to
celowo eksponowała swoje wdzięki. Czy powinien to odczytywać jako zachętę, zapro-
szenie?
Chwycił ją za ramię i gwałtownie odwrócił.
- Co to, do diabła, za gierki? - syknął.
Nagle poczuła na swojej skórze mokry materiał jego piżamy. Z cichym westchnie-
niem odkryła również, że Yannis jest podniecony. Przez chwilę zakręciło się jej w gło-
wie.
- J-jakie gierki? - wyjąkała. - Chciałam się tylko napić wody... a nie wywołać trze-
cią wojnę światową.
Odwrócił się i zaczął nerwowo chodzić po kuchni w tę i z powrotem.
R
L
T
- Doskonale wiesz, o czym mówię. Nie popełniam dwa razy tych samych błędów.
Nie jestem na tyle szalony, by znowu spróbować się z tobą przespać.
Marietta z wrażenia otworzyła szeroko usta.
- To interesujące - rzekła po chwili - bo nie przypominam sobie, żebym ci to pro-
ponowała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]