[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dość! Nie chcę już dłużej słuchać o upiorach - przerwał im proboszcz niecierpliwie. - Czy
wy nie rozumiecie, że to jakiś zwyczajny, żywy człowiek, który z niewiadomego powodu
podawał się za tego Linde-Lou?
- Och, gdyby to mogło być takie proste! - zawołała zrozpaczona Christa.
- Rozmawiałaś z żywą istotą, co do tego nie może być wątpliwości. Wszystko inne to
szaleństwo. Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają i opowiadanie o duchach to zwyczajne
bajdurzenie!
- Christa, podobnie jak ja, należy do... cokolwiek dziwnych ludzi - rzekła Benedikte
spokojnie.
178
- Nigdy w to nie uwierzę. Nikt nie jest, jak pani to powiedziała, dziwny w taki sposób. A teraz
skończmy już z tym, zwłaszcza że pada coraz bardziej.
- O, to akurat nie ma znaczenia - rzekł doktor.
- W każdym razie ja pomodlę się i pobłogosławię groby, a pózniej przeniesiemy ziemskie
resztki tych wszystkich biedaków na cmentarz koło kościoła.
Christa przelękła się okropnie.
- Nie! - wykrztusiła.
Wszyscy spoglądali na nią, nie pojmując, o co chodzi.
- Nie, proszę się tu nie modlić! Jeszcze nie teraz!
- Co się z tobą dzieje? - spytał Abel. - Ty, taka bogobojna?
- Tak, tak, ale...
- Myślę, że Christa ma rację - westchnęła Benedikte i rozejrzała się wokół. - Tutaj znajduje
się coś, co nie chce błogosławieństwa.
- Cóż za głupstwa! - oburzył się proboszcz.
Reszta zebranych jednak milczała i nikt się nie ruszał z miejsca. Ukradkiem spoglądali w
stronę lasu otaczającego polankę.
I po chwili usłyszeli wszyscy to, o czym przedtem tylko słyszeli. Przeciągłe, głośne
zawodzenie spoza zamkniętych warg, jak pełen przestrogi jęk, głuche westchnienie,
straszne.
- Proszę się modlić, pastorze! - zawołał Abel.
- Tak, niech pastor zaczyna, szybko! - powtórzył jak echo jeden z grabarzy i zataczając się
zaczął uciekać.
Pastor patrzył bez słowa na zebranych, a potem rozpoczął rytuał wyświęcania.
Dziwna, bura ciemność zaległa nad polaną. Grabarze krzyczeli: Panie Jezu, ulituj się!
Lensman skulił się, obejmując rękami głowę, w koronach drzew rozległ się szum, drzewa
przyginały się do ziemi jak pod wpływem wichury. Pastor został odrzucony daleko na środek
polany, wszyscy krzyczeli przerażeni.
I wtedy rozległ się silny, władczy głos Benedikte:
179
- Nie dostaniesz jej, Linde-Lou, i dobrze o tym wiesz! Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i chcemy
twego dobra, ale nawet gdybyś dziś jeszcze powrócił do życia, i tak jej nie dostaniesz.
Twoim ojcem był Ulvar, Imre mi to powiedział, a w takim razie ona jest dla ciebie
niedostępna! Odejdz więc! Pozwól sobie na odpoczynek, którego tak potrzebujesz i na który
zasłużyłeś! Christa nigdy o tobie nie zapomni, ona cię nadal kocha, chociaż wie, że umarłeś
dawno temu. Zostaw ją teraz, najdroższy przyjacielu i kuzynie! Zostaw nas, pomyśl o
spokoju twego rodzeństwa!
Kiedy zerwała się wichura, Christa ukryła twarz w dłoniach. Stała wstrząsana płaczem,
wszystko było takie straszne, takie potwornie tragiczne. Nie widziała, że wichura
poprzewracała mężczyzn, słyszała tylko stanowczy głos Benedikte, a potem ponawiane
modlitwy pastora, tym razem odmawiane ciszej i jakby niepewnie.
Powoli, powoli wiatr nad polanką przycichał. Christa otworzyła oczy. Ciemność zrzedła i
słychać było tylko szum deszczu.
- W imię Jezusa Chrystusa. Amen! - zakończył proboszcz swoją modlitwę.
Linde-Lou ustąpił. Teraz już nie będzie mógł więcej wrócić na ziemię. Nie będzie mógł więcej
zobaczyć swojej ukochanej Christy.
Osiągnął jednak swój cel: Przestępca sprzed trzydziestu lat został ujawniony, nazwany po
imieniu. Pan Peder został ukarany, a groby w lesie odnalezione.
W ostatniej chwili chciał przeszkodzić temu, co dawniej było jego największym pragnieniem,
a mianowicie, aby trzy groby z lasu zostały przeniesione do poświęconej ziemi. W ostatniej
chwili zapragnął zostać z Christą. W końcu jednak pojął, jak nierealistyczne było jego
marzenie o ukochanej. Teraz i on, i jego rodzeństwo znajdą spokój na cmentarzu.
Proboszcz był wstrząśnięty. Ręce mu dygotały.
- Ja... muszę już teraz iść - wymamrotał. - Możecie zacząć kopać.
I odszedł do wsi.
Christa też nie mogła tu dłużej zostać. Nie była w stanie patrzeć na białe kości, które kiedyś
były jej Linde-Lou.
- Chciałabym pójść do komorniczej zagrody - powiedziała cicho.
- Pójdziemy z tobą - zaproponowała Benedikte, a Andre potwierdził skinieniem głowy.
- Będę wam bardzo wdzięczna - szepnęła.
Pokazała im drogę przez las.
180
- A więc on był synem Ulvara? - zapytała Christa zgnębiona.
- Tak.
- Ulvar był moim dziadkiem. W takim razie Linde-Lou był bratem mojej matki.
- Tak właśnie jest. Imre wykrył, że w tym roku, kiedy Ulvar trafił do więzienia, miał bardzo
krótką przygodę z pewną dziewczyną, która tam pracowała. Została wkrótce zwolniona, a w
roku 1879 urodziła chłopca, któremu dała na imię Louis. Pózniej wyszła za mąż i
zamieszkała w Zamulonym Jeziorze. Urodziła jeszcze dwoje dzieci, które w niedługim
czasie oboje z mężem osierocili. Cała odpowiedzialność za dzieci spadła na Linde-Lou, a on
wywiązał się z tego obowiązku bardzo dobrze. A potem wydarzyła się ta straszna tragedia!
- W 1879, powiadasz? A kiedy wydarzyła się tragedia?
- Imre mówi, że 1897 roku.
- W takim razie Linde-Lou miał zaledwie osiemnaście lat, gdy umarł. A mnie mówił, że
dwadzieścia jeden.
Pewnie sam dobrze nie wiedział.
Znowu otarła łzy i starała się opanować.
- Nigdy nie zrozumiem tego, co on powiedział, że istnieją dwa powody, dla których nie
będziemy mogli być razem. Byłam do tego stopnia naiwna, że sądziłam, iż to chodzi o
różnicę społeczną, jaka nas dzieli. Ten drugi powód to moim zdaniem było morderstwo,
jakiego się dopuścił. Bo myślałam, że to on zabił starego Nygaarda.
A przecież tego nie zrobił, zresztą nigdy mi tego nie mówił. Powiedział tylko, że sytuacja była
taka: Albo on mnie, albo ja jego . Te dwa powody to pewnie fakt, że byliśmy tak blisko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]