Indeks Indeks121. Rimmer Christine Księżniczki z Ameryki 03 Ślubny medalionMorey Trish Światowe Życie Extra 324 Ślub księżniczkiMiloš Jesenský & Robert Leśniakiewicz Tajemnica księżycowej jaskiniCykl Pan Samochodzik (54) Stara księga Arkadiusz NiemirskiPS44 Pan Samochodzik i Czarny Książę Olszakowski Tomasz76 Pan Samochodzik i perły księżnej Daisy I.KarstFoley Gaelen Książę 06 Noc grzechuHewitt Kate Książe z innej bajkiCartland Barbara Grecki książęLinnea Sinclair Wintert
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • limerykarnia.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Dość! Nie chcę już dłużej słuchać o upiorach - przerwał im proboszcz niecierpliwie. - Czy
    wy nie rozumiecie, że to jakiś zwyczajny, żywy człowiek, który z niewiadomego powodu
    podawał się za tego Linde-Lou?
    - Och, gdyby to mogło być takie proste! - zawołała zrozpaczona Christa.
    - Rozmawiałaś z żywą istotą, co do tego nie może być wątpliwości. Wszystko inne to
    szaleństwo. Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają i opowiadanie o duchach to zwyczajne
    bajdurzenie!
    - Christa, podobnie jak ja, należy do... cokolwiek dziwnych ludzi - rzekła Benedikte
    spokojnie.
    178
    - Nigdy w to nie uwierzę. Nikt nie jest, jak pani to powiedziała, dziwny w taki sposób. A teraz
    skończmy już z tym, zwłaszcza że pada coraz bardziej.
    - O, to akurat nie ma znaczenia - rzekł doktor.
    - W każdym razie ja pomodlę się i pobłogosławię groby, a pózniej przeniesiemy ziemskie
    resztki tych wszystkich biedaków na cmentarz koło kościoła.
    Christa przelękła się okropnie.
    - Nie! - wykrztusiła.
    Wszyscy spoglądali na nią, nie pojmując, o co chodzi.
    - Nie, proszę się tu nie modlić! Jeszcze nie teraz!
    - Co się z tobą dzieje? - spytał Abel. - Ty, taka bogobojna?
    - Tak, tak, ale...
    - Myślę, że Christa ma rację - westchnęła Benedikte i rozejrzała się wokół. - Tutaj znajduje
    się coś, co nie chce błogosławieństwa.
    - Cóż za głupstwa! - oburzył się proboszcz.
    Reszta zebranych jednak milczała i nikt się nie ruszał z miejsca. Ukradkiem spoglądali w
    stronę lasu otaczającego polankę.
    I po chwili usłyszeli wszyscy to, o czym przedtem tylko słyszeli. Przeciągłe, głośne
    zawodzenie spoza zamkniętych warg, jak pełen przestrogi jęk, głuche westchnienie,
    straszne.
    - Proszę się modlić, pastorze! - zawołał Abel.
    - Tak, niech pastor zaczyna, szybko! - powtórzył jak echo jeden z grabarzy i zataczając się
    zaczął uciekać.
    Pastor patrzył bez słowa na zebranych, a potem rozpoczął rytuał wyświęcania.
    Dziwna, bura ciemność zaległa nad polaną. Grabarze krzyczeli:  Panie Jezu, ulituj się!
    Lensman skulił się, obejmując rękami głowę, w koronach drzew rozległ się szum, drzewa
    przyginały się do ziemi jak pod wpływem wichury. Pastor został odrzucony daleko na środek
    polany, wszyscy krzyczeli przerażeni.
    I wtedy rozległ się silny, władczy głos Benedikte:
    179
    - Nie dostaniesz jej, Linde-Lou, i dobrze o tym wiesz! Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i chcemy
    twego dobra, ale nawet gdybyś dziś jeszcze powrócił do życia, i tak jej nie dostaniesz.
    Twoim ojcem był Ulvar, Imre mi to powiedział, a w takim razie ona jest dla ciebie
    niedostępna! Odejdz więc! Pozwól sobie na odpoczynek, którego tak potrzebujesz i na który
    zasłużyłeś! Christa nigdy o tobie nie zapomni, ona cię nadal kocha, chociaż wie, że umarłeś
    dawno temu. Zostaw ją teraz, najdroższy przyjacielu i kuzynie! Zostaw nas, pomyśl o
    spokoju twego rodzeństwa!
    Kiedy zerwała się wichura, Christa ukryła twarz w dłoniach. Stała wstrząsana płaczem,
    wszystko było takie straszne, takie potwornie tragiczne. Nie widziała, że wichura
    poprzewracała mężczyzn, słyszała tylko stanowczy głos Benedikte, a potem ponawiane
    modlitwy pastora, tym razem odmawiane ciszej i jakby niepewnie.
    Powoli, powoli wiatr nad polanką przycichał. Christa otworzyła oczy. Ciemność zrzedła i
    słychać było tylko szum deszczu.
    - W imię Jezusa Chrystusa. Amen! - zakończył proboszcz swoją modlitwę.
    Linde-Lou ustąpił. Teraz już nie będzie mógł więcej wrócić na ziemię. Nie będzie mógł więcej
    zobaczyć swojej ukochanej Christy.
    Osiągnął jednak swój cel: Przestępca sprzed trzydziestu lat został ujawniony, nazwany po
    imieniu.  Pan Peder został ukarany, a groby w lesie odnalezione.
    W ostatniej chwili chciał przeszkodzić temu, co dawniej było jego największym pragnieniem,
    a mianowicie, aby trzy groby z lasu zostały przeniesione do poświęconej ziemi. W ostatniej
    chwili zapragnął zostać z Christą. W końcu jednak pojął, jak nierealistyczne było jego
    marzenie o ukochanej. Teraz i on, i jego rodzeństwo znajdą spokój na cmentarzu.
    Proboszcz był wstrząśnięty. Ręce mu dygotały.
    - Ja... muszę już teraz iść - wymamrotał. - Możecie zacząć kopać.
    I odszedł do wsi.
    Christa też nie mogła tu dłużej zostać. Nie była w stanie patrzeć na białe kości, które kiedyś
    były jej Linde-Lou.
    - Chciałabym pójść do komorniczej zagrody - powiedziała cicho.
    - Pójdziemy z tobą - zaproponowała Benedikte, a Andre potwierdził skinieniem głowy.
    - Będę wam bardzo wdzięczna - szepnęła.
    Pokazała im drogę przez las.
    180
    - A więc on był synem Ulvara? - zapytała Christa zgnębiona.
    - Tak.
    - Ulvar był moim dziadkiem. W takim razie Linde-Lou był bratem mojej matki.
    - Tak właśnie jest. Imre wykrył, że w tym roku, kiedy Ulvar trafił do więzienia, miał bardzo
    krótką przygodę z pewną dziewczyną, która tam pracowała. Została wkrótce zwolniona, a w
    roku 1879 urodziła chłopca, któremu dała na imię Louis. Pózniej wyszła za mąż i
    zamieszkała w Zamulonym Jeziorze. Urodziła jeszcze dwoje dzieci, które w niedługim
    czasie oboje z mężem osierocili. Cała odpowiedzialność za dzieci spadła na Linde-Lou, a on
    wywiązał się z tego obowiązku bardzo dobrze. A potem wydarzyła się ta straszna tragedia!
    - W 1879, powiadasz? A kiedy wydarzyła się tragedia?
    - Imre mówi, że 1897 roku.
    - W takim razie Linde-Lou miał zaledwie osiemnaście lat, gdy umarł. A mnie mówił, że
    dwadzieścia jeden.
    Pewnie sam dobrze nie wiedział.
    Znowu otarła łzy i starała się opanować.
    - Nigdy nie zrozumiem tego, co on powiedział, że istnieją dwa powody, dla których nie
    będziemy mogli być razem. Byłam do tego stopnia naiwna, że sądziłam, iż to chodzi o
    różnicę społeczną, jaka nas dzieli. Ten drugi powód to moim zdaniem było morderstwo,
    jakiego się dopuścił. Bo myślałam, że to on zabił starego Nygaarda.
    A przecież tego nie zrobił, zresztą nigdy mi tego nie mówił. Powiedział tylko, że sytuacja była
    taka:  Albo on mnie, albo ja jego . Te dwa powody to pewnie fakt, że byliśmy tak blisko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •