[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pana Samochodziku, aby nie podejrzewał Jorgensena, że ten coś knuje. Potem w porcie
pojawili się ci smarkacze z klubu Akwalung i cały plan diabli wzięli. Zrobiło się
gorąco. Havamal musiał uciekać . Ja również. Jednak śledziliśmy każdy ruch pana
Tomasza i jego podwładnego. Z rozmowy, jaką odbyli w jeepie podczas powrotu z Helu
wynikało, że niczego się nie domyślają. Niestety, ostatecznie Havamal z cennym
towarem na pokładzie został zatrzymany na morzu. Jerzy, to znaczy pan Baturą, nie
ustąpił. To nie leży w jego naturze. Zawsze gra do końca. Za wszelką cenę chciał
odzyskać swoją żółtą butlę. Był gotowy wykraść ją nawet z policyjnego sejfu. I dlatego
kazał podsłuchiwać wszystkie rozmowy panów z departamentu, jakie przeprowadzali w
jeepie. Mogli przecież wygadać się, gdzie policja trzyma skarby albo kiedy zostaną
przetransportowane do Warszawy. Siedziałam w samochodzie i śledziłam każdy krok
pana Tomasza i jego podwładnego. Wczoraj wpadliśmy wreszcie na trop. Z rozmowy
panów wynikało, że żółta butla wpadła w ręce Rzepki, który chce ją przeszmuglować za
granicę do spółki z Markiem Rutrą. Teraz wiem, że to wszystko było jednym wielkim
przedstawieniem. Nie przypuszczałam, że pan Tomasz ma taki talent aktorski.
KOMISARZ LAWENDA: Pan Tomasz od bardzo dawna wiedział, że w jeepie jest
pluskwa . Wykorzystał to aranżując spotkanie Rzepki oraz Rutry w domku
instruktora. Pan Tomasz byłby nie tylko dobrym aktorem, ale i scenarzystą, bo to on
wymyślił tę historię z rzekomą współpracą Rzepki z wikingami . Obaj panowie R. są
uczciwymi detektywami. Ich zeznania ostatecznie pogrążą wikingów . Z tym
podsłuchem Baturą dał się podejść jak dziecko.
LUIZA D.: I dobrze mu tak. Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada.
KOMISARZ LAWENDA: A czy wiedziała pani, co stanowiło zawartość trzeciej butli?
LUIZA D.: Nie. A co tam było, komisarzu?
KOMISARZ LAWENDA: Połowa kolekcji z wystawy Zwiat Złota , którą Jerzy
Baturą wykradł w zeszłym roku z Muzeum Narodowego.
129
ZAKOCCZENIE
Wikingowie , Batura, Luiza oraz pan Andrzej jeszcze długo mieli pozostać w
areszcie. Banda Petera, w obliczu pogrążających ją zeznań Jerzego, Jorgensena oraz
instruktora, powinna za kilka dni zmięknąć i przyznać się do wszystkiego.
Najważniejsze, że skarby wikingów zostały w Polsce, a niedoszli złodzieje siedzieli w
areszcie.
- Przeżyłem najwspanialszą przygodę w moim życiu, panie Tomaszu - wyznał
Drewicz-Larsen, kiedy całą naszą paczką spacerowaliśmy po uliczkach gdańskiej
Starówki. - Pokazał pan, że poker to tylko gra. I to w dodatku głupia. Prawdziwe emocje
czekają na nas dosłownie wszędzie. Wystarczy tylko wyjść z domu, aby dać się ponieść
przygodzie.
- No, niezupełnie - rzekłem. - Czasami trzeba na nią czekać miesiącami albo latami.
- Kiedy pomyślę, że wikingowie wysadzili trumnę ze szkieletem świętego, to aż chce
się wyć! - złapał się za głowę Fiolka .
- Dużo czytałem o świętym Brunonie - dodał Encyklopedia . - Taka strata!
- Może zostaniemy historykami albo podwodnymi archeologami i któregoś dnia
również odkryjemy coś wielkiego?
- To ciężki chleb - stwierdziła Anna.
- Czasami tajemnica może znaczyć więcej niż dziesiątki rozwiązanych zagadek -
powiedziałem z uśmiechem. - Czyż nie to jest motorem twórczej pracy. Wezcie takiego
Einsteina. Pragnienie zrozumienia tajemnicy istoty świata było ważniejsze od samego
ogłoszenia teorii względności. Dzisiaj obala się już niektóre jej założenia, ale nazwisko
Einsteina ciągle wyzwala emocje, jakby to było wczoraj.
- Tomaszu! - zagadnęła Karen. - Zawsze rozwiązywałeś zagadki, ale tym razem
przegrałeś i szukasz pocieszenia. Nie cofniesz wskazówek zegara, więc nigdy się nie
dowiesz, czy kości w trumnie należały do świętego Brunona. Nie pocieszaj się i nie
gadaj bzdur, że porażka jest cenniejsza od zwycięstwa.
- Kiedy ja wygrałem - mruknąłem, ale nikt mnie nie słuchał.
Szliśmy gdańską Starówką i właśnie mijaliśmy pracownię konserwatorską. Młodzież
bardzo chciała zobaczyć niektóre wydobyte z wraka przedmioty. Panna Ania zaprosiła
nas zatem do pomieszczeń, w których przyszło mi spędzić kilka ostatnich dni.
W specjalnie przygotowanej wannie wypełnionej substancją konserwującą leżał ludzki
szkielet. Nasze spojrzenia powędrowały w to miejsce. Z satysfakcją i dumą
odnotowałem malujące się na twarzach zaskoczenie. Jedynie Anna, Paweł oraz inżynier
Kurski znali prawdę.
- Co to jest? - wyjąkała Zośka podchodząc blisko wanny.
- To ludzki szkielet! - krzyknął Encyklopedia . - Tylko ludzie mają dwanaście par
żeber.
- Dokładnie! - zawtórował mu kolega.
- Będą z was prawdziwi antropolodzy - zażartował Paweł. - Albo lekarze.
- Tomaszu! - zagrzmiała Karen i powoli odwróciła głowę w moją stronę. - Znowu nas
nabrałeś. Czy ty zawsze musisz wygrywać?
- To chyba jest przekleństwo Pana Samochodzika - zażartowała Anna.
W wannie leżał szkielet świętego Brunona! Nie udało się wikingom zniszczyć
szkieletu. Podłożony przez nich ładunek wybuchowy zniszczył jedynie gipsowy odlew,
130
który Anna z kolegą archeologiem podmienili w trumnie znajdującej się we wraku.
Uczynili to w czasie, gdy my bawiliśmy na Helu. Gipsowy odlew - pamiątkę po kilku
latach studiów na medycynie - przywiózł inżynier Kurski, który na moją prośbę dołączył
do Anny. Teraz wiecie, jaki to ważny telefon miałem do wykonania na Helu. Wyjaśniło
się również, dlaczego po eksplozji ładunku w trumnie jej zawartość zamieniła się w
mleczną chmurę.
Zapytacie, po co ten cały trud z zamianą ludzkiego szkieletu? Otóż, obawialiśmy się,
że po powrocie z Helu któryś z wikingów zniszczy trumnę w najmniej oczekiwanym
momencie. Nie było pewności, czy zdołamy ich upilnować. Najprościej było podmienić
szkielet i bez zbędnego rozgłosu kontynuować prace konserwatorskie. Jak się
spodziewaliśmy, nienawiść wikingów do chrześcijańskiej kultury i związanych z nią
symboli zwyciężyła.
Jak zahipnotyzowani patrzyliśmy na znajdujący się w wannie szkielet.
- I znowu święty Brunon nie dotarł do Skandynawii - mówiłem patrząc na kości. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]