[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyżej korzystał z wody. Kiedy otworzyli drzwi, nie zobaczyłam żadnego światła. Jeszcze większa
ciemność. %7ładnych dzwięków, poza odgłosem spływającej wody, szurania stóp i ostrego oddechu.
Mężczyzna w bluzie zaczekał, aż kumple wyjdą, po czym zdjął okulary i pstryknął przełącznik na
ścianie. Rozbłysło jaskrawe, oślepiające światło. Oczy zaczęły mi łzawić. Facet przesunął się w bok i
zniknął z widoku. Po krótkiej ciszy usłyszałam kilka charakterystycznych kliknięć. Aparat fotograficzny.
Nieznajomy robił zdjęcia.
- Tak, ma pierścień. Przesyłam ci fotkę - mówił.
49
Leżałam na brzuchu, z rękoma związanymi z tyłu. Przeturlałam się na plecy, zasłaniając sobą pancerz
na palcu. Napastnik westchnął. Chciałam na niego spojrzeć, ale znów zszedł mi z oczu. Był jak nicość, jak
duch.
Raw i Aaz zabrali się do rozgrzewania moich rąk. W ciągu sekund rękawy swetra zaczęły się palić.
Taśma też. Poczułam słaby gryzący swąd tlącego się plastiku. Szarpnęłam ramionami. Coś się oderwało.
- Tak - ciągnął facet w bluzie. - Wszystko przygotowałem. I jeszcze raz dziękuję. To dla mnie zaszczyt.
Odwróciłam głowę. Wreszcie mogłam dobrze się przyjrzeć nieznajomemu. Znów miał na nosie
okulary. Zamknął klapkę komórki i wsunął telefon do kieszeni. Zauważył, że się na niego gapię i zrobił
to samo - patrzył, jakby mnie oceniał. Niczym jakiś Anubis z miarką i piórem do zapisywania, ustalający
ciężar mojego serca.
A potem oderwał ode mnie wzrok i ściągnął bluzę. Pod spodem nosił tylko kaburę na szelkach
przewieszonych przez ramię i pistolet. Pierś zdobił pojedynczy tatuaż.
Labirynt. Ostatnio Grant ciągle karmił mnie informacjami o labiryntach wyszukanymi w różnych
książkach. Tatuaż na piersi nieznajomego przypominał fotografię labiryntu w katedrze w Chartres we
Francji: cztery ćwiartki koła, jedenaście obwodów, w środku rozeta przypominająca ramiona krzyża.
Czasami nazywa się to Drogą do Jerozolimy. Labirynt w Chartres służył za substytut prawdziwej piel-
grzymki, w którą się wyruszało, aby dotrzeć do Boga, osiągnąć oświecenie.
Jednak odnosiłam wrażenie, że ten tatuaż na piersi oznacza coś innego. Kiedy facet się odwrócił, żeby
odrzucić bluzę, zobaczyłam kolejny rysunek, tym razem na plecach: wielki, czarny krzyż. Może to z
powodu krzywizny kręgosłupa lub poruszających się mięśni karku, ale piktogram wydawał mi się
dziwnie powyginany i kręty. Aż mi zamigotało przed oczyma na jego widok, a serce boleśnie zadrżało.
Mężczyzna wyciągnął pistolet z kabury. Magnum kaliber 44, w stylu broni, jaką posługuje się Brudny
Harry. Nic przyjemnego. Zmierzch miał zapaść za kilka minut, ale gość już teraz przyłożył mi lufę do
czoła i odblokował bezpiecznik. Pot spływał mu po piersi, ale uścisk palców na broni był pewny i silny.
Facet nie zamierzał pudłować. Czekał tylko na właściwy moment.
Podobnie jak ja. Znów szarpnęłam rękoma i tym razem taśma puściła na dobre.
Nie zdążył zareagować. Przekręciłam się na bok, pistolet wystrzelił, kula musnęła moją skroń. To
mnie nie powstrzymało, huknęłam faceta stopą w jądra. Upadł, uderzając głową o róg trumny. Nie
umarł. Nawet nie stracił przytomności. Ale na jedną, drogocenną chwilę zamroczyło go, a to dało mi
czas, żeby wbić paznokcie w taśmę przy kostkach i ją rozerwać.
Uwolniłam się, zanim przeciwnik oprzytomniał. Złapałam go za gardło i z całej siły przycisnęłam jego
głowę do betonu; drugą ręką wyrwałam mu pistolet i walnęłam nim mocno o posadzkę. Broń
roztrzaskała się na kawałki. Resztę rzuciłam w kąt.
50
Zerwałam taśmę z ust, potem ściągnęłam nieznajomemu okulary. Chciałam zobaczyć jego twarz,
chciałam ją zapamiętać, zanim chłopcy się obudzą i zrobią, co do nich należy.
Ale przeżyłam szok.
To nie były oczy człowieka.
Nie miały białek. Rogówkę pokrywała atramentowa czerń. Ale to nie szkła kontaktowe. Prawdziwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]