Indeks IndeksAntologia Barbarzyńcy [Rebis] 01 Barbarzyńcy_ Tom 1 (1991)25. Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik Tom 25 Skarby wikingów (2)Św. Tomasz z Akwinu 25. Suma Teologiczna Tom XXVKorman Gordon 39 wskazówek tom 2 Fałszywa nutaLiu Marjorie M. Maxime Kiss Tom 2 Wołanie z MrokuCo Polska dała światu Jerzy Robert Nowak tom 1Anne Rice Godzina Czarownic TOM 4Star Wars Black Fleet Crisis 01 Before the Storm Michael P Kube McDowellAsa tom 1Jack Kerouac On the Road
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • raju.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    szej przeszkody niż drobny robak. Po chwili dotarł do martwego smoka. Po mie-
    czu runicznym nie było śladu. Obok ogromnego cielska leżało bezwładne ciało
    człowieka.
    Ciało Dyvima Slorma, ostatniego z krewnych Elryka.
    Nie byÅ‚o czasu na żaÅ‚obÄ™. Melnibonéanin, RudowÅ‚osy i garstka smoków nie
    mieli szans na wygranie z armiÄ… Jagreena Lerna. Ich atak ledwo zadrasnÄ…Å‚ jego
    potęgę. Stojąc obok ciała kuzyna, albinos przyłożył do ust Róg Przeznaczenia,
    wziął głęboki haust powietrza i zagrał.
    Czysta, melancholijna nuta płynęła nad polem bitwy i wydawało się, że
    dzwięk rozchodzi się we wszystkich kierunkach kosmosu, poprzez miriady wy-
    miarów i bytów, poprzez wieczność, aż po krańce wszechświata, aż na sam koniec
    Czasu.
    Gasła powoli, a gdy ostatecznie skonała, zapanowała absolutna cisza. Zwiat
    zamarł w oczekiwaniu.
    Wtedy przybyli Władcy Jasności.
    Rozdział 5
    Przenikając granice Czasu i Przestrzeni, na czarne pole bitwy padł promień
    pulsującego światła, jak gdyby wysłany przez olbrzymią gwiazdę, tysiąc razy
    większą niż ziemskie słońce. Tą ścieżką światła, stworzoną przez niezwykłą moc
    Rogu, kroczyli Władcy Prawa. Nie dosiadali wierzchowców. Ich ziemska postać
    była tak piękna, że graniczyła z niemożliwym i Elryk tylko z trudem, mrużąc oczy,
    mógł znieść ten blask. Oto zjawili się olśniewający Bogowie w świetlistych zbro-
    jach i szeleszczących opończach, na których widniała pojedyncza Strzała Prawa.
    Na przedzie z uśmiechem na ustach podążał Donblas, Twórca Sprawiedliwo-
    ści. W prawej ręce dzierżył wysmukły miecz, prosty i ostry jak czysty promień
    światła.
    Elryk pobiegł tam gdzie stał Płomienny Kieł. Dosiadł go i wznieśli się w po-
    wietrze.
    Płomienny Kieł był teraz jakby ociężały. Elryk nie wiedział, czy z powodu
    zmęczenia, czy pod wpływem Prawa. Smok przecież był tworem Chaosu.
    Wkrótce znalezli się obok Moongluma. Rozejrzawszy się dookoła, Elryk
    stwierdził, że pozostałe jaszczury zawróciły i leciały na Zachód. Nad polem bitwy
    pozostali tylko oni dwaj na swych wierzchowcach. Reszta smoków, czując praw-
    dopodobnie, że ich rola się już skończyła, wracała do Smoczych Jaskiń, by dalej
    spać.
    Elryk i Rudowłosy wymienili spojrzenia, lecz nie wypowiedzieli ani słowa,
    gdyż widok poniżej przepełniał serca zbyt wielkim przerażeniem, by o nim mogli
    mówić.
    Promień, po którym przybyli Biali Władcy, zniknął, lecz z nich samych zaczę-
    ło promieniować niesamowite, białe światło. Bogowie skierowali się ku czekają-
    cym WÅ‚adcom Chaosu.
    Napotkane na drodze sługi Piekła i przeobrażeni ludzie uciekali w panice lub
    padali, gdy zostali dotknięci białym światłem, takich pozbywano się szybko i bez
    wysiłku, ale prawdziwa potęga Książąt z Piekieł i Jagreena Lerna wciąż stała nie-
    wzruszona.
    Władcy Prawa byli nie więksi niż zwykli ludzie, lecz dostojeństwem i potę-
    170
    gą przyćmiewali wszystko. Nawet Elryk, znajdując się wysoko w górze, czuł się
    w ich obecności jak mała muszka.
    Skrzydła Płomiennego Kła uderzały ociężale, gdy zataczał koła nad polem
    bitwy. Wszędzie ciemne kolory były poprzetykane plamami o jaśniejszym i lżej-
    szym zabarwieniu.
    WÅ‚adcy Prawa dotarli do miejsca, gdzie oczekiwali ich odwieczni wrogowie
    i Elryk usłyszał przemawiającego Donblasa.
     Wy z Chaosu sprzeciwiliście się edyktowi Kosmicznej Równowagi i dą-
    żyliście do całkowitej dominacji nad tą planetą. Przeznaczenie nie zgadza się na
    to i dlatego życie tej Ziemi musi się teraz zakończyć, aby odrodzić się w nowej
    formie, w której wasz wpływ będzie znikomy.
    Z zastępów Zła doleciał słodki, drwiący głos Slotara Starego.
     Ośmielasz się, bracie, snuć zbyt daleko idące przypuszczenia. Los Ziemi
    nie został jeszcze do końca postanowiony. Nasze spotkanie, tylko ono, zadecyduje
    o dalszych losach planety. Jeżeli my wygramy, na Ziemi będzie władać Chaos. Je-
    żeli wy zwyciężycie, wtedy godne pożałowania, pozbawione naszych możliwości
    Prawo ustanowi tu rzÄ…dy. Ale to my wygramy, pomimo oporu Przeznaczenia!
     Niech więc ta kwestia zostanie rozstrzygnięta  odpowiedział Donblas
    i jaśni Władcy Prawa ruszyli na mrocznych przeciwników.
    Ziemia i niebo zatrzęsły się, gdy nastąpiło starcie. Powietrze rozdarł ryk,
    przez powierzchnię planety przeszła gwałtowna fala drżenia. Wszystkie pomniej-
    sze stworzenia uciekały w panice, a od strony walczących Bogów rozchodził się
    dzwięk tysiąca harf, z których każda grała w nieco innej tonacji.
    Elryk zauważył Jagreena Lenia, gdy ten opuścił swoich sojuszników i umykał
    cwałem w szkarłatnej zbroi. Pewnie zdał sobie sprawę, że jego czyny mogły teraz
    zostać nagrodzone jedynie śmiercią.
    Melnibonéanin spiÄ…Å‚ PÅ‚omiennego KÅ‚a i wyciÄ…gnÄ…Å‚ Zwiastuna Burzy. Wykrzy-
    kując imię Teokraty i wyzwanie do walki, skierował smoka ku szkarłatnej postaci.
    Jagreen Lern spojrzał w górę, lecz tym razem się nie śmiał, pośpieszył nato-
    miast swego wierzchowca. Elryk zorientował się dokąd zmierza jego wróg: gnał
    do miejsca, w którym ziemia zamieniła się w ciemnofioletowy gaz, kłębiący się
    w szaleńczym wirze, niczym trąba powietrzna, jakby pragnąc oderwać się od at-
    mosfery. Teokrata zatrzymał konia i wyciągnął swój topór wojenny. Podniósł do
    góry ognistą magiczną tarczę.
    Smok spadał w dół jak kamień. Przez sekundę Elryk miał trudności ze złapa-
    niem oddechu. Wylądowali w odległości kilku jardów od Teokraty, który powitał
    ich z filozoficznym wyrazem twarzy. Czuł zapewne, że ich walka będzie odbiciem
    toczącej się walki Bogów i że wynik jednej bitwy odzwierciedli się w rezultacie
    drugiej. Jakakolwiek zresztą była przyczyna, Jagreen Lern nie przechwalał się,
    jak to zwykł dawniej robić, lecz czekał w ciszy.
    171
    Nie zastanawiając się, kto ma przewagę, Elryk zsiadł ze smoka i przemówił
    półgłosem do niego:
     Wracaj, PÅ‚omienny Kle. Wracaj do swoich braci. Cokolwiek siÄ™ stanie, czy
    wygram, czy przegram, twoja rola już się skończyła  wielki smok poruszył się
    niespokojnie i spojrzał w oczy jezdzca. W tym czasie obok nich wylądował drugi
    gad. Moonglum zsiadł z wierzchowca i poprzez ciemnopurpurową mgłę podszedł
    do Elryka.
     Nie potrzebuję teraz żadnej pomocy, Moonglumie!  krzyknął Melnibo-
    néanin.
     Nie przychodzę ci pomagać, lecz obejrzeć widowisko jakie mi zgotujesz!
    Albinos spojrzał na Teokratę, którego twarz wciąż była bez wyrazu.
    Zatrzepotały skrzydła i Płomienny Kieł wraz z drugim smokiem wzbiły się
    w powietrze, by nigdy nie powrócić.
    Z wysoko uniesioną Tarczą i z Czarnym Mieczem ponad głową Elryk z Mel-
    niboné ruszyÅ‚ w kierunku Jagreena Lerna. Wtem ku swemu zdumieniu zobaczyÅ‚,
    że Teokrata zsiadł z groteskowego wierzchowca i klepnąwszy go po zadzie ode-
    słał z pola bitwy. Stał teraz w lekkim rozkroku, masywny, mocny. Rysy pociągłej,
    ciemnej twarzy były napięte, wzrok jak przykuty do zbliżającego się Elryka. Usta
    rozchyliły się w nerwowym uśmiechu, powieki trzepotały niczym skrzydła ptaka.
    Albinos zatrzymał się tuż poza zasięgiem miecza przeciwnika i przemówił:
     Jagreenie Lernie, czy jesteś gotów zapłacić za zbrodnie, które popełniłeś
    przeciwko mnie i światu?
     Płacić? Za zbrodnie? Zaskakujesz mnie, Elryku. Widzę, że całkowicie prze-
    jąłeś idee nowych sprzymierzeńców. W moich podbojach nieodzowne było wyeli- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •