[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdy dotknąłem jej ramienia, a\ podskoczyła przera\ona.
- Włącz reflektor! - pokazałem jej w kierunku lampy na dziobie. Chimera miała
ramę przeciwkapota\ową, na której były światła pozycyjne i bateria czterech świateł
halogenowych, szperacz, anteny i syrena. Dziewczyna włączyła światło na dziobie i
wycelowała je prosto w ciemność. Włączyłem radio i podniosłem mikrofon.
- Zero-osiem-dziewięć milę od pozycji - zameldowałem się.
- Dobrze zero-osiem-dziewięć, melduj, jak będziesz na miejscu - usłyszałem
odpowiedz.
Sprawdziłem naszą pozycję na GPS i znowu nieznacznie skorygowałem kurs. Gdy
byliśmy ju\ kilkaset metrów od rozbitków, zobaczyliśmy czerwoną rakietę wystrzeloną
w niebo. Z odległości stu metrów dostrzegłem biały kadłub jachtu. W zalewanym wodą
kokpicie było troje ludzi w \ółtych sztormiakach. Rozpaczliwie wymachiwali do nas
rękoma. Zwolniłem i włączyłem megafon.
- Czy są ranni? - zapytałem po angielsku.
Załoga uszkodzonego jachtu pokręciła głowami. Przyjrzałem się masztowi, którego
kikut wystawał nad kabiną, a reszta z \aglami moczyła się w morzu.
- Wciągnijcie maszt na pokład! - rozkazałem.
Dwoje smuklejszych załogantów rzuciło się wykonać polecenie. Ni\szy i grubszy
siedział, wyraznie załamany, obojętny na to, co dzieje się wokół niego. Gdy wciągnęli
maszt, prowizorycznie umocowali go do pokładu, podpłynąłem do burty jachtu.
- Spróbuję doholować was do brzegu, ale ktoś musi zostać przy sterze! - krzyknąłem.
Próbowałem dostrzec twarze załogi, ale wszyscy mieli zało\one kaptury, było ciemno.
Wy\szy, najwyrazniej najsilniejszy \eglarz został na pokładzie. Rzuciłem mu cumę.
Dwoje przeszło do nas z pomocą Afrodyty, a ja czuwałem przy sterze. Holowałem
uszkodzony jacht w stronę polskiego brzegu. Byłem tu\ za morską granicą Federacji
Rosyjskiej i bałem się, \e zaraz będę miał asystę ich okrętu wojennego. Włączyłem
radio.
- Tu zero-osiem-dziewięć - odezwałem się.
- Daniec! Czy tyś na głowę upadł?! Chcesz wywołać wojnę?! Rosjanie pieklą się, \e
nie poinformowałeś ich o akcji na ich wodach. Nie wiesz, \e trzeba nasłuchiwać ich
częstotliwości?
Zapomniałem wyłączyć megafon i to, co krzyczał ktoś z nieznanego mi punktu
dowodzenia słyszeli wszyscy w promieniu kilkudziesięciu metrów. To wystarczyło, by
dwaj rozbitkowie na pokładzie Chimery , nie zwa\ając na deszcz, zdjęli kaptury. To
byli Lidia i pan Makaron. Obejrzałem się na jacht na holu. Batura te\ zdjął kaptur i
machał do mnie ręką. Wyłączyłem megafon i poinformowałem dowódcę o przebiegu
akcji ratunkowej.
101
- Jak mo\esz, to dociągnij ich do Piasków i zostaw - usłyszałem wytyczne. - Jeśli
wszyscy są cali i zdrowi, to dadzą sobie radę. Rano masz się stawić w dowództwie!
Nie odzywałem się do nikogo, zastanawiając się, co Batura i spółka robili po
rosyjskiej stronie? Siła sztormu słabła i mimo fal dociągnąłem jacht do Piasków.
Pomogłem Baturze zacumować go przy jednym z pali. Potem Jerzy wsiadł do
Chimery . Zacumowałem ją do palików wózka i wyskoczyłem do wody. Brodząc
dotarłem do brzegu, a następnie do hangaru, gdzie włączyłem wyciągarkę. Gdy tylko
pierwsze koła wózka wjechały na tory poło\one na piasku, zatrzymałem maszynę.
Batura wyskoczył na pla\ę, podobnie pan Makaron. Pomogłem Lidii, a potem
Afrodycie wyjść z łodzi.
- Dziękuję za pomoc - Batura wyciągnął do mnie dłoń. - Przy zwrocie złamaliśmy
maszt, a silnik zalany wodą nie chciał działać. Gdyby nie ty...
- Niewa\ne - machnąłem ręką. - Nie wiedziałem, \e to ciebie mam ratować.
- A gdybyś wiedział, to byś nie wypłynął?
Nie odpowiedziałem.
- To właśnie, Pawle, cenię w tobie najbardziej - Batura poklepał mnie po ramieniu. -
Jesteś jak twój szef prze\ytkiem, niekiedy błędnym rycerzem walczącym z
wiatrakami...
- Ty byś mnie nie ratował?
- To zale\y - Batura uśmiechnął się. - Do widzenia!
Odszedł w kierunku willi Lidii.
- Dziękuję - Stanisław Makaron mocno potrząsał moją dłonią.
Zaraz pobiegł za Baturą. Lidia czule przytuliła się do mnie.
- Jesteś cudowny - szepnęła.
Widziałem, jak Afrodyta słysząc to zdenerwowana ruszyła do domu.
- Powiesz mi, czego tam szukaliście? - zapytałem Lidię.
- Spotkajmy się w południe w parku w Krynicy Morskiej, koło pałacu cesarza -
powiedziała, pocałowała mnie w policzek i pobiegła do swojego domu.
Wróciłem do hangaru i wciągnąłem Chimerę . Jeszcze dolałem paliwa do
zbiorników, sprawdziłem wszystkie mechanizmy i około czwartej nad ranem rzuciłem
się w ubraniu na kanapę. Było mi obojętne, \e Pimpek postanowił resztę nocy spędzić
na moich nogach.
Nazajutrz wstałem obudzony hałasem dobiegającym z aneksu kuchennego.
Zmęczony wstałem i przecierałem zaspane oczy.
- Wolisz jajecznicę czy parówki? - zapytała mnie Afrodyta.
- Kawę i jajecznicę na parówkach - odpowiedziałem.
Wyjrzałem przez okno. Była ładna pogoda. Wyszedłem na werandę, gdzie
wywiesiłem swoją piankę i sztormiak. Jacht z ułamanym masztem wcią\ był
przycumowany. Ubrany w d\insy i koszulę poszedłem na wie\ę. Wszystkie kontrolki
paliły się na zielono. Wróciłem do kuchni w samą porę, bo Afrodyta postawiła na stole
kubek z kawą i talerz jajecznicy.
- Proszę, mój cudowny - przedrzezniała Lidię.
Usiadłem do posiłku.
- Jak się spało mojemu bohaterowi? - Afrodyta usiadła naprzeciw mnie, zrobiła
słodką minę i udawała zaloty. - Teraz ju\ wiem, co miałeś na myśli mówiąc o
102
niebezpieczeństwach w pracy muzealnika - szydziła. - Rano romanse, piękności rodem
z obrazów, po południu pościg po pla\y, a w nocy akcja ratunkowa.
Szybko pałaszowałem jajecznicę, nie zwa\ając na jej zaczepki. Duszkiem wypiłem
kawę.
- Jadę wytłumaczyć się z nocnej wyprawy - oznajmiłem Afrodycie.
Podszedłem do telefonu i podniosłem słuchawkę.
- Spirala, słucham cię zero-osiem-dziewięć - usłyszałem kobiecy głos.
- Chciałem zapytać, gdzie mam się zgłosić?
- Do centrali.
- Gdzie jest centrala?
- Czekajcie...
Na kilkanaście sekund zapadła cisza.
- Zero-osiem-dziewięć, macie pojechać do Mikoszewa i przy przeprawie zapytać o
instrukcje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]