[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Tak. Jest wyposażona lepiej niż apartament w hotelu Ritza – odrzekła.
– Powinieneś się już udać na spotkanie z Martine. Nawiasem mówiąc, ona
63
wydaje się bardzo miła.
– I rzeczywiście taka jest. Jest też bystrą i efektywną pracownicą. Jak
powiedziałem, zatrudniam tylko najlepszych ludzi. – Wpatrzył się w oczy
Grace, którą ogarnęło podniecenie na myśl, że wkrótce znajdzie się z nim sam
na sam, i dodał, zniżając głos:
– Zaczekaj na mnie na patio. To nie powinno potrwać długo.
Grace wyszła na patio. Rzeczywiście pragnęła, żeby Marco jak
najszybciej do niej dołączył. Głęboko odetchnęła wonnym powietrzem. Czuła
się teraz spokojniejsza. Pozbyła się resztek trosk i niepokojów i mogła bez
przeszkód rozkoszować się urokiem wieczoru.
Po zachodzie słońca automatycznie zapaliły się lampy łagodnie
oświetlając patio, a na granatowym niebie pojawił się magiczny sierp
księżyca. Grace zadrżała, gdy owionął ją chłodny wietrzyk. Powietrze nie
było już takie ciepłe i pożałowała, że nie zabrała z domu szala, który mogłaby
narzucić na ramiona. Ale dzisiejszego upalnego ranka była to ostatnia rzecz,
jaka przyszłaby jej do głowy.
Wstała z fotela i spojrzała w otwarte drzwi wiodące do salonu. Nagle
ogarnęły ją wątpliwości. Co ja tu robię? – pomyślała. Powinna naprawdę
wrócić do domu. A jeśli Marco stracił ochotę, by spędzić z nią wieczór?
Przypomniała sobie namiętną niecierpliwość w jego oczach, gdy
obiecał, że spotkanie z Martine nie potrwa długo, i to trochę rozwiało jej
obawy. Postanowiła pomyśleć o czymś innym. Przypomniała sobie z troską
słowa sekretarki, że Marco bardzo ciężko pracuje. Wiedziała, że nie powinna
martwić się o tego człowieka, którego świat postrzega jako ogromnie
bogatego i uprzywilejowanego, i który prawdopodobnie nie żywi
zwyczajnych ludzkich pragnień, takich jak chęć odpoczynku, nawiązania
miłosnego związku czy założenia rodziny i posiadania dzieci. Jednakże od
64
czasu do czasu, gdy nieco przestawał się pilnować i wspominał o swoim
sierocym dzieciństwie, Grace dostrzegała w jego oczach ból i samotność i jej
serce ściskało współczucie.
– Senhorita – rzekła Ines, stając w drzwiach salonu wychodzących na
patio. – Senhor Aguilar prosi, abym powiadomiła panią, że niedługo
przyjdzie. Polecił mi też przygotować dla pani orzeźwiający napój. Podałam
go do ogrodu na dziedzińcu. Proszę udać się za mną.
Lekko podekscytowana perspektywą rychłego spotkania z Markiem,
Grace poszła za przyjazną gospodynią na imponujący dziedziniec wysadzany
drzewami cytrynowymi. W rogu na małym stoliku z kutego żelaza czekały
zakąski oraz czerwone wino w pięknym kryształowym dzbanie i dwa
kieliszki. Kilka latarni z migoczącymi świecami rzucało łagodne nastrojowe
światło. Powietrze było tu ciepłe i nieruchome, a w panującej ciszy
rozbrzmiewały jedynie dźwięki cykad.
Grace odwróciła się z uśmiechem do Ines.
– Tu jest wprost cudownie. Obrigado... naprawdę bardzo dziękuję.
Gospodyni rozpromieniła się.
– Życzę pani miłego wieczoru – rzekła i wyszła.
Jedzenie było, jak zwykle, wyśmienite, ale nerwowe napięcie sprawiło,
że Grace zdołała przełknąć zaledwie kilka kęsów. Czekanie się przedłużało, a
czas zdawał się wlec nieznośnie powoli. Marco wciąż się nie zjawiał i w
końcu Grace zaczęła się obawiać, że coś się stało.
Może Martine przyniosła jakieś złe wieści?
Gdy już miała udać się na poszukiwanie Marca, pojawił się w drzwiach.
Natychmiast wyczuła w nim znużenie i napięcie i serce zabiło jej z niepokoju.
Bez namysłu podbiegła do niego i ujęła go za rękę. W czarnych oczach Marca
zamigotało zdziwienie, które jednak szybko ustąpiło miejsca zadowoleniu, a
65
wtedy serce Grace przyspieszyło rytm już nie z lęku, lecz z całkiem innego
powodu.
Nie wyswobodził ręki. Bliskość Marca napełniła Grace radością. Z
rozkoszą wdychała ekscytujący zapach jego wody kolońskiej.
– Czy wszystko w porządku? Martwiłam się – wyznała cicho.
– Martwiłaś się o mnie? – spytał zdziwiony. – Dlaczego?
– Bałam się, że Martine przekazała jakąś niedobrą wiadomość albo że
po spotkaniu z nią musiałeś z jakiegoś powodu wrócić do pracy i nie zobaczę
cię dziś wieczorem. To naprawdę by mnie zasmuciło, gdyż uświadamiam
sobie coraz bardziej, ze zbyt ciężko pracujesz i potrzebujesz odpoczynku.
Zaśmiał się cicho.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]